Daniel biegł jak na złamanie karku, a przedstawiciel tajemniczej Rady o imieniu Octavian podążał za nim.
Kiedy Swanson po ujrzeniu przerażających wizji doszedł wreszcie do siebie, zdołał w kilku słowach streścić to, co właśnie zobaczył. Mężczyzna patrzył na siedemnastolatka w szoku i nie reagował. W końcu Daniel nie wytrzymał i wybiegł ze swojego pokoju. Po drodze do drzwi wyjściowych omal nie spadł ze schodów. Octavian ruszył za nim bez słowa i kiedy byli już na zewnątrz, machnął ręką i zamek do drzwi zabłysnął na pomarańczowo.
- Co to... - zaczął Daniel, ale mężczyzna odparł krótko:
- Nikt niepożądany nie dostanie się do środka.
Swanson pokiwał tylko głową i zaczął biec w stronę nadmorskiego lasu, którego początek zaczynał się jakieś 600 metrów dalej. Pogoda była okropna. Burzowe chmury obejmowały już całe niebo, a zimne podmuchy wiatru świstały Danielowi i Octavianowi koło uszu.
Chłód przenikał ich obu, ale Daniel odczuwał zimno jeszcze z innego powodu. Z powodu Mike'a. Swanson nie rozumiał, co się działo. Mógł pogodzić się z istnieniem jakichś potworów, ale nie zamierzał pozwolić bratu zginąć.
- Chodź - z rozmyślań wyrwał go głos Octaviana. - Jesteśmy już blisko.
Na te słowa Daniel jeszcze bardziej przyspieszył. W ciągu kilku minut znaleźli się na krańcu polany z jego wizji. Swanson przełknął głośno ślinę, bo nigdzie nie widział ani swojego brata, ani zabójczej galarety.
- Mike - jęknął nastolatek w nadziei, że brat wyłoni się zza któregoś drzewa i powie, że to wszystko było jednym wielkim żartem. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
- Ich tu jeszcze nie ma - wyszeptał zdumiony Octavian, patrząc na Swansona.
- Co to ma niby znaczyć, że ich tu jeszcze nie ma? - krzyknął Daniel.
Przedstawiciel Rady nie raczył udzielić mu odpowiedzi, bo sam walczył z myślami.
Nagle oboje usłyszeli głośne dudnienie i wytrzeszczyli oczy. Na polanę wtoczyło się galaretowate monstrum z wizji Swansona. Jedna z jego macek ciągnęła próbującego się uwolnić Mike'a.
- Mike! - wrzasnął Daniel, ale brat go nie usłyszał.
Wizja zaczęła się spełniać. Siedemnastolatek patrzył w szoku jak kolejne jej sceny rozgrywają się w rzeczywistości. Ja zobaczyłem przyszłość...
Mike krzyknął. Swanson oprzytomniał i wbiegł na polanę, a raczej spróbował. Chłopak miał wrażenie, jakby zderzył się ze ścianą. Z płuc uszło mu całe powietrze. Octavian coś za nim krzyczał, ale Daniel nie słyszał, co. Chłopak z jękiem przewrócił się na plecy, ale Octavian pomógł mu się podnieść.
- Dzięki - mruknął Swanson i spojrzał w kierunku serca polany. Zmarszczył brwi, bo i Mike i potwór byli w całkowitym bezruchu. Widząc jego minę, Octavian oznajmił:
- Zatrzymałem czas, ale na bardzo krótko.
- Aha - wydusił z siebie Daniel, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu wykrztusił: - Czemu nie mogę tam podejść?
- Środek polany otacza jakby mur. - Odparł Octavian w zamyśleniu. - Tylko nie rozumiem jak...
- Co jak? - zapytał Daniel. - To jakiś czar...
- Tak, ale nie rozumiem kto go rzucił. - Widząc puste spojrzenie nastolatka, wyjaśnił: - Takie demony nie potrafią rzucać zaklęć, bo nie mówią.
Nagle silny podmuch wiatru wzniósł złoty piasek w powietrze i pokierował go na twarz Swansona, na co ten zaczął się krztusić.
- Dzieje się tu coś złego - zaczął Octavian, na co Daniel parsknął:
- Co pan nie powie! Muszę się tam dostać.
- Myślisz, że nie wiem - zirytował się mężczyzna i nagle zamrugał oczami. - Mój czar zaraz przestanie działać.
Daniel otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- Nie może pan przerwać tego muru? - zapytał w końcu, ale Octavian pokręcił przecząco głową: - Nie jestem na tyle silny.
- Świetnie - warknął Swanson i nagle go olśniło.
Może on sam nie mógł dostać się do centrum polany, ale może coś innego mogło. Zaczął rozglądać się dookoła i kilka metrów dalej zobaczył dużej wielkości kamień. Doskonale, pomyślał. Podbiegł do niego i wziął go do ręki. Wrócił do niewidzialnego muru i rzucił kamieniem w dosłownie w tej samej chwili, co przestał działać czar Octaviana.
Galaretowaty stwór ożył i już miał pochłonąć Mike'a, kiedy uderzyło go coś ciężkiego. Demon wydał z siebie przerażający wrzask, a macka wypuściła brata Daniela. Chłopak spadł z krzykiem na ziemię. Podniósł głowę i wciągnął głęboko powietrze. W uszach mu szumiało. Kilkanaście metrów dalej zobaczył Daniela, który wrzeszczał do niego, żeby uciekał. Brat nie musiał mu tego powtarzać. Choć z trudem, Mike wstał nad wyraz sprawnie i jak najszybciej zaczął iść w kierunku starszego brata.
Piętnastolatek bez trudu przekroczył niewidzialny mur, co wywołało konsternację Octaviana, który patrzył na poczynania obu Swansonów w ciszy. I z lekkim podziwem.
Olbrzymia kula zaczęła toczyć się w kierunku całej trójki. Daniel z Mikiem odskoczyli na boki w tym samym momencie, a młodszy brat upadając, rozciął sobie kolano. Potwór naparł na Octaviana, ale on wystawił obie dłonie, z których wystrzeliły czerwono-pomarańczowe płomienie. Demon zaczął wrzeszczeć wniebogłosy, kiedy pochłonął go ogień. W kilka minut pozostał po nim tylko popiół, który rozwiał chłodny wiatr.
Daniel podszedł do brata i zapytał, czy wszystko w porządku, na co ten tylko pokiwał głową.
- Zaprowadzę was do domu - rzekł Octavian, a starszy Swanson skinął mu głową i podziękował bez wydawania dźwięku. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i podniósł obu braci z piasku.
***
Ricky już nie mogła doczekać się spotkania z Danielem. Czuła, że ich szczera rozmowa złagodzi jej złamane serce. Podekscytowanie mieszało się u niej jednak z podenerwowaniem, którego nie potrafiła się pozbyć.
Porozmawiamy jak przyjaciele, jak najlepsi przyjaciele. Nie ma się czego bać...
Może jednak jest, powiedział jej głos w głowie. Może on nie jest twoim przyjacielem, ani nie chce nim być.
Ricky potrząsnęła głową, bo nie wiedziała, czemu taka myśl w ogóle się pojawiła.
Powinnaś się od tego wszystkiego odciąć, wiesz? Wyjdź na zewnątrz, popatrz w gwiazdy. Idź na plażę, odnajdź nas.
Ricky nagle zorientowała się, że jest już na dworze, a nie pamiętała, kiedy postanowiła wyjść. Coś było nie tak...
Nie martw się! Chodź! Odnajdź nas, a odnajdziesz spokój.
Nogi same ją pociągnęły. W głowie jej wirowało. Spoglądała na niebo i oddychała chłodnym powietrzem, ale nie odczuwała zimna.
Pospiesz się! Nie wszyscy mają taką szansę jak ty. Pospiesz się, bo inaczej będzie za późno.
Ricky zaczęła biec i w końcu dotarła na nadmorską plażę. Mroczna toń zamiast być nieprzyjazną, wydawała się być początkiem wytchnienia.
Jeszcze trochę. Chodź do nas! Przybądź i delektuj się spokojem.
Ricky otworzyła oczy, bo ostatnie kilka metrów pokonała w ciemności. Nie wiedziała, co się stało. Skąd ja się tu wzięłam...? Poczuła gęsią skórkę i zaczęła się trząść.
Przed sobą widziała pustkę i zorientowała się, że stoi przed kamienną jaskinią.
Wbrew własnej woli zrobiła krok naprzód i zniknęła w mroku.
Ciąg dalszy nastąpi...
Czary mary hokus pokos wtf???
OdpowiedzUsuńTo się zadziało
Tu galareta, tam jaskinia
Jestem ciekawa, co kryje się w jej wnętrzu, dowiem się w kolejnym poście????
xoxoxox