Music

sobota, 31 marca 2018

Rozdział 4.5


Niedziela, 19 czerwca 2016, godzina 10:40
Daniel otworzył oczy i zorientował się, że leży na podłodze. W mgnieniu oka podniósł się, a świat przed nim zawirował. Nastolatek zastygł bez ruchu, zamrugał i po kilkunastu sekund przypomniał sobie, co się stało. 
 Cholerny Wąż  burknął. — Po jakie licho mu Octavian?!
Swanson rozglądał się, szepcząc:
— I co ja mam teraz zrobić? Za Chiny sam ich nie znajdę.
I kiedy tak myślał, jego wzrok przykuła stojąca w kącie pokoju walizka. Nie zastanawiając się długo, podszedł do niej i otworzył ją. 
— Och — jęknął Daniel, widząc bokserki Octaviana z Simpsonami. Pod ni-mi leżała para z C-3PO z Gwiezdnych Wojen. — To dla mnie za wiele.
Chłopak zaczął wyciągać rzeczy i kłaść je na łóżku mężczyzny. 
— Niech tu będzie coś, co pomoże mi cię odnaleźć — mruczał Daniel, a kolejne warstwy ubrań lądowały na pościeli. — No dalej...
W końcu nastolatek znalazł to, czego szukał — jego oczy aż pojaśniały z podekscytowania.
Otóż na dnie walizki leżały ułożone księgi magii. Swanson omal nie za-klaskał z uciechy. 
Coś było jednak nie tak. Daniel wyjął 1 tom, a w walizce w jego miejscu pojawił się kolejny — i tak z każdym następnym. 
— Tu jest jakiś portal, że te książki się nie kończą? — westchnął Swanson i przesunął walizką po podłodze. Nie znalazłszy nic niezwykłego, chłopak wzruszył ramionami i zaczął wertować 1 z ksiąg.

***

Niedziela, 19 czerwca 2016, godzina 13:28
— Czy ja mówię jakoś niewyraźnie?! — parsknął Zayn, a pielęgniarka za kontuarem zgromiła go spojrzeniem. — Chciałem dostać tylko surowicę i już ją dostałem. Czuję się dobrze i idę teraz do domu!
W poczekalni było niesamowicie głośno. Ludzie wchodzili i wychodzili, rozmawiali, śmiali się, płakali. Zayn nie miał ochoty dłużej tam przebywać, niż było to konieczne.
— Nigdzie nie pójdziesz! — warknęła kobieta, a oczy omal nie wyszły jej z orbit. — Bez zgody lekarza nigdzie cię nie puszczę.
Norton spojrzał na pielęgniarkę, jak na wariatkę. Do głowy przyszły mu wiele obraźliwych epitetów, jakimi mógłby obdarzyć pracownicę szpitala, ale powstrzymał się. Bądź miły, Zayn, powtarzała jego babcia. Bądź miły, to inni dla ciebie też będą. Szkoda.
— Naprawdę nic mi nie jest — zapewniał nastolatek. — Nie widzi pani, że wszystko ze mną w porządku?
Pielęgniarka machnęła przecząco głową i nagle jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
— Panie doktorze — przywitała się kobieta, kiedy Richard z Maddie zbli-żyli się do recepcji. 
— Dzień dobry — powiedział mężczyzna. — Przyszedłem po wypis dla cór-ki. 
— Chwilka — odparła i zaczęła przeszukiwać biurko. 
— Cześć, Zayn — zwrócił się do niego ojciec Maddie, a dziewczynka u-śmiechnęła się do nastolatka. 
— Dzień dobry. Cześć. — Powiedział Zayn. — Mógłby pan powiedzieć tej tu pani, że mogę iść do domu...
Richard zmarszczył brwi i zapytał, co się stało. Zayn wyrzucał słowa z ust z niewiarygodną szybkością: jak to ugryzł go rano wąż, przyjechał do szpitala po odtrutkę i chciałby wrócić do domu, ale pielęgniarka mu nie pozwala.
Mężczyzna podrapał się po głowie i kiedy kobieta podawała mu wypis córki, oznajmił: 
— Zayn pójdzie ze mną. — Widząc jej minę, dodał: — Nic mu nie będzie. To tylko głupi wąż.
Wychodząc ze szpitala, Maddie parsknęła:
— Niby głupi wąż, ale mnie kazał leżeć w szpitalu przez tyle czasu.

***

Richard, Zayn i Maddie szli spacerkiem, kiedy ten pierwszy zapytał:
— Gdzie ty chodziłeś, Zayn, że zostałeś ukąszony przez węża?
Norton zaczął gorączkowo zastanawiać się nad odpowiedzią i wypalił coś o gęstych krzakach. Mężczyzna wyraźnie go nie słuchał, bo nagle zawołał Daniel! i wszyscy spojrzeli w stronę domu Swansonów, gdzie przy drzwiach stał siedemnastolatek.
Dan zamarł, trzymając klamkę w 1 dłoni, a w drugiej dużą walizkę. Su-per, pomyślał i odwrócił się. 
— Cześć — powiedział, kiedy cała trójka zbliżyła się do niego.
Richard zmierzył syna uważnym spojrzeniem, ale to Maddie zapytała:
— Co to za walizka?
— Nie twój interes — odparł Daniel, a młodsza siostra wystawiła mu ję-zyk.
— Po co ci ta walizka? — zapytał Richard, na co syn burknął: — Po nic. 
— To moja walizka — skłamał Zayn. — Potrzebuję jej i poprosiłem Dana, żeby ją dla mnie przyniósł.
— Do naszego domu? — zapytał Richard ironicznie i przeszedł przez drzwi.
Kiedy wszyscy znaleźli się w środku, Daniel zamknął je i przewrócił ocza-mi.
— Mógłbyś zanieść to do mojego pokoju? — poprosił Zayna, podając mu walizkę. 
Przyjaciel kiwnął głową i poszedł na górę.
— Jak ci minął dzień? — zapytał Richard, patrząc na syna z salonu. 
— Jakoś — mruknął Daniel i zmarkotniał. 
Ich wymianę zdań przerwał głośny okrzyk Zayna. Młody Swanson natych-miast pobiegł na schody i wybałuszył oczy na widok przewróconego Nortona. 
— Co się stało? — zapytał, pomagając mu wstać.
— Zakręciło mi się głowie — jęknął przyjaciel.
— Wszystko w porządku? — zawołał Richard, a Daniel odkrzyknął, że Zayn się przewrócił.
     Siedemnastolatek wziął go pod ramię i zaprowadził do swojego pokoju, gdzie usadził na fotelu. Potem zamknął drzwi, podszedł do walizki i wycią-gnął z niej kilka książek.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytał cicho Zayn.
Daniel zagryzł wargi, bo sam nie był pewien.
— Odnaleźć Octaviana — odparł w końcu. — Tylko on może pomóc nam odnaleźć dziewczyny. Bez niego jesteśmy w kropce...


***

     Z perspektywy Daniela:
     Zegar wiszący na ścianie wskazywał 16:44. Otworzyłem szeroko usta i ziewnąłem przeciągle, aż oczy zaszły mi łzami. Miałem już dosyć ślęczenia nad grubymi tomiszczami Octaviana. Nie dowiedziałem się z nich niczego pożytecznego — no chyba, że chciałem przywołać ducha, wywołać demona, albo co gorsza, zmienić płeć. 
 Super, super, że istniały podobne zaklęcia, ale ja potrzebowałem czegoś zupełnie innego — na przykład: jak odmienić jaszczura, unieszkodliwić na zawsze czarodziejo-węża, czy odnaleźć niedających się odnaleźć dziew-czyn. 
— To są jakieś żarty — parsknąłem i zatrzasnąłem trzymaną w rękach książkę. — Nic tu nie ma! NIC!!!
     Spojrzałem na Zayna, który przysnął na fotelu. A niech sobie śpi, pomyś-lałem. Niech jeden z nas korzysta.
     Ciszę przerwał odgłos przewracanego krzesła w jadalni. Zamarłem i za-cząłem nasłuchiwać. Wiedziałem, że to nie tata, bo jakąś godzinę wcześniej wrócił do szpitala. Mike też nie, bo siedział u siebie i grał na komputerze. To na pewno też nie była Maddie, bo po powrocie do domu oświadczyła, że jest zmęczona i kładzie się spać. Więc kto...
     Ktoś przewrócił kolejne krzesło. Jak najciszej się dało, wstałem i zbliży-łem się do drzwi. Uchyliłem je i jakimś cudem nie zaskrzypiały. Wymknąłem się na korytarz i na palcach ruszyłem w stronę schodów.
     W domu panowała cisza przerywana moim oddechem i bijącym w piersi sercem. Czułem przejmujące zimno na całym ciele. Ręce mi drżały, w uszach szumiało — bałem się. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Czyżby to był na-pad? Ale w biały dzień?
     Miliony myśli przelatywały mi przez głowę, każda mniej prawdopodobna od poprzedniej. Nogi trzęsły się pode mną, miałem wrażenie, że zaraz się przewrócę. 
     Pokonanie kolejnych stopni zajmowało wieki. Zostały mi jeszcze 4, kiedy usłyszałem, jak ktoś nadbiega. Tupot stóp oszołomił mnie i nagle za ściany przemknął wielki cień, skacząc na mnie. Uderzenie ciężkich łap powaliło mnie na schody i pozbawiło tchu. Zobaczyłem gwiazdy.
     Z trudem spojrzałem na górę i zobaczyłem znikający w korytarzu gadzi ogon.
     — Sam — szepnąłem. 

     — Już dotarł — oznajmił Czarny Wąż i zatarł ręce.
     Czarodziej siedział w kącie magazynu otoczony przez swoje liczne węże, głaszcząc je po łbach.
     — Kto i gdzie? — zapytał Octavian, choć nie liczył na odpowiedź.
     Członek Rady był wyraźnie zmęczony, oczy same mu się zamykały. Męż-czyzna spróbował poruszyć rękami, ale związane kończyny odmówiły posłu-szeństwa. Mam mało czasu, pomyślał.
     — Mój największy zwierzak — odrzekł Czarny Wąż i spojrzał na swojego więźnia. — Moje dzieło, moje dziecko. Idzie na żer. — Dodał, napawając się tymi słowami.
     — Przestań, bo zwymiotuję — parsknął Octavian.

     Kiedy przemieniony w gada chłopak Maddie zbliżał się do pokoju Daniela, Czarny Wąż mówił:
     Wspominałem ci już o tym. Sam miał odnaleźć dla mnie klątwę. Zrobił to, a ja mówiłem ci, że będę miał wtedy dla niego nowe zadanko. Oto właś-nie ono. Sam ma zabić Zayna.
     Octavian wytrzeszczył oczy, a Czarny Wąż posłał mu złośliwy uśmieszek i dodał:
     — Chcę zobaczyć, co zrobi ten chłopiec, Daniel. Chcę się przekonać, jak postąpi, kiedy jego przyjaciel znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeń-stwie.

     Podnosząc się, okropnie zabolały mnie plecy. Walcząc z pulsującym bó-lem, wbiegłem po schodach i wpadłem do swojego pokoju.
     Zobaczyłem, że Zayn stoi za fotelem i próbuje nie dopuścić do siebie Sa-ma.
     Wielki gad syczał złowrogo i wpatrywał się w mojego przyjaciela, jak w jakąś przekąskę. Ruszyłem powoli do walizki Octaviana i co rusz patrząc na jaszczura, zacząłem ją przeszukiwać. 
     — Możesz mi powiedzieć, co robisz?! — zapiszczał Zayn, obserwując pot-wora.
     — Widziałem tu wcześniej coś, co może pomóc — odparłem i poszukiwana przeze mnie fiolka w końcu wpadła mi w ręce.
     Z niewiadomych przyczyn Sam zasyczał i wbił we mnie swoje ślepia. Prze-łknąłem ślinę, bo to nie był miły widok. Spojrzałem na Zayna i z powrotem na chłopaka siostry.
     Raz kozie śmierć...
     Rzuciłem fiolką prosto w jaszczura, który zaryczał, gdy się na nim roz-trzaskała. Rozbłysło granatowe światło i po Samie nie było śladu.
     Na ten widok odetchnąłem z ulgą i opadłem na kolana.
     — Gdzie on zniknął? — zapytał Norton, siadając na fotelu, wyraźnie spo-kojniejszy.
     — Tam, skąd przybył — odpowiedziałem i dodałem z lekkim uśmiechem: — Tak było napisane na etykiecie.

     W magazynie zapłonęło granatowe światło i przy ścianie zmaterializował się Sam. Gad spojrzał na Czarnego Węża i zasyczał wysuniętym z paszczy ję-zykiem.
     Czarodziej na jego widok otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
     — Co to ma być?!
     Jak to możliwe, zastanawiał się mężczyzna, że ten chłopak go tu przy-słał. Jak to zrobił...
     Czarny Wąż zacisnął pięści. 
     Najwyraźniej go nie doceniłem. Drugi raz nie popełnię tego błędu!
     Octavian nie odezwał się ani słowem, ale błysk w jego oczach mówił wię-cej, niż tysiąc słów.

Ciąg dalszy nastąpi...


1 komentarz:

  1. Świetny blog. Szkoda że na razie trochę stanął w miejscu, bo naprawdę wkręciłem się w świat Wildfire. :)

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect