Music

poniedziałek, 18 września 2017

Rozdział 3.5

Podmuchy chłodnego wiatru chłostały złotawymi włosami Meredith, a rześkie, nadmorskie powietrze napełniało jej płuca jodem. Dziewczyna zrobiła ostatni krok i weszła do jaskini, w której czekała na nią siostra.
Mona podbiegła do niej w podskokach i z podekscytowaniem w głosie zapytała:
No mów! Zadziałało?!
Meredith z niechęcią wypisaną na twarzy pokiwała głową, a Mona wyszczerzyła zęby.
Cudownie! – szepnęła do siebie i zbliżyła się do Phoebe.
Pochyliła się nad nią i oznajmiła, owiewając ją gorącym powietrzem:
Słyszałaś, dziecinko? Proch szaleństwa zadziałał! Twoi wybawcy nie zjawią się na czas!
Czy ty kiedykolwiek myjesz zęby? – jęknęła Jenkins, skrzywiwszy się.
Mona zatrzęsła się ze złości, ale nie uderzyła nastolatki tak, jak poprzednio.
Ciesz się, że jestem w dobrym nastroju, płotko! – Wycedziła blondynka.
Do rozmowy włączyła się Ricky, pytając:
Co to znaczy, że nie zjawią się na czas? Co wy planujecie?
Mona zaklaskała z uciechy:
No, no, no. Ktoś tu jest mądrzejszy, niż można by przypuszczać.
Spojrzała na Meredith i uśmiechnęła się do niej, ale siostra nie odwzajemniła uśmiechu. Jej twarz pozostała bez wyrazu, ale dłonie były zaciśnięte w pięści.
No dobrze – westchnęła Mona już bez radości. – Przyszykowałyśmy dla każdej z was coś specjalnego. Chcecie wiedzieć, co takiego?
Oczy Mony błyszczały, jakby kupiła z wyprzedzeniem prezenty na Gwiazdkę i nie mogła się doczekać, kiedy je rozda. Phoebe przełknęła głośno ślinę, a Ricky kiwnęła głową.
Upuścimy wam trochę krwi do pewnego rytuału – powiedziała blondynka, a obie dziewczyny zadrżały. – Nie martwcie się, to nie boli. – Mona mrugnęła do nich i kontynuowała: – Potem was oskórujemy i zjemy na obiad.
Po tych słowach Mona wybuchnęła donośnym śmiechem.

***

A więc tu umrzemy.
To była pierwsza myśl Ricky od dłuższego czasu. Nastolatka skuliła się w sobie i przymknęła oczy. Odkąd obie z Phoebe nie były już związane szorstkimi, wrzynającymi się w skórę sznurami, były zamknięte w niewidzialnych klatkach stworzonych przez Monę.
Jak ona to robi? – szepnęła do siebie Ricky.
Ostatnie godziny wydawały jej się koszmarnym snem, z którego nie mogła się wybudzić. Na końcu języka miała słowo, które określało jej położenie, ale nie chciała wypowiadać go na głos. Nie była na to gotowa. Poza tym nie zamierzała się poddawać. Dopóki jeszcze ma siły oddychać, nie zamierzała oddać swojej krwi bez walki.
Ricky nie wiedziała, czy fizycznie możne pokonać Monę, ale bardzo w to wierzyła.
Przecież ten potwór nie może być dobry we wszystkim, prawda?
Miejmy nadzieję.
Poczuła, jak niewielka łza próbuje wypłynąć jej z oka, ale szybko ją wytarła.
Mona nie zobaczy żadnych łez.
Z każdą mijająca sekundą, minutą, godziną, czuła, jak jej szanse i wola walki słabną.
Co ja mogę? Nic... Jak mam wydostać się z tego więzienia?
Tak, Mona przynosi nam jedzenie, ale... To o wiele za mało.
Nie chcę tu być! Nie chcę!
Nathan, gdzie jesteś?
Łza spłynęła jej po twarzy, ale Ricky już jej nie starła. Nie chciała.
Nathan, odnajdź mnie. Proszę, braciszku! Znajdź mnie!
Oddech nastolatki zrobił się szybszy, głośniejszy. Phoebe spojrzała na nią z niepokojem, ale zadane przez nią pytanie nie dotarło do uszu Ricky.
Czemu mnie to spotkało? Czemu? Co ja takiego zrobiłam? Czy to przez to, że byłam wredna wobec Daniela...
Daniel.
Daniel, wiem, że mnie szukasz. Znajdź mnie. Jestem tutaj.
Tęsknię za tobą, naprawdę! Czuję się...
Bezsilna.
Tak, to jest to. Bezsilność. Co ja mogę? Daniel nigdy mnie tu nie znajdzie. Mona na to nie pozwoli.
Łzy spływały po twarzy nastolatki wartkim potokiem. Ręce trzęsły się z zimna, ale Ricky zdawała się tego nie zauważać.
Daniel, wierzę w ciebie. Choć może zerwaliśmy, w głębi ducha wiem, że wciąż coś do mnie czujesz. Może to pomoże ci mnie odnaleźć. Naprawdę w to wierzę!
Nie zamierzam się poddać! Ani teraz, ani nigdy!
Silna fala emocji zalała Ricky od środka, a jej ciało przeszył spazm. Nastolatka jęknęła i przewróciła się na kamieniste podłoże. Zemdlała.

***

Ricky, co się dzieje? – zapytała Phoebe, kiedy jej towarzyszka zaczęła zbyt szybko oddychać.
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Ricky była pogrążona we własnych myślach.
Phoebe odwróciła głowę i spojrzała na oddalone o 50 metrów przejście do innej komnaty. Siedemnastolatka miała wrażenie, że wolność jest na wyciągnięcie ręki, a i tak nie mogła z niej skorzystać.
Nienawidzę jej! Po prostu nienawidzę!
Z zimna cała się trzęsła. Dziewczyna zaczęła ocierać o siebie dłonie, próbując wykrzesać z nich trochę ciepła.
Czy ona naprawdę chce nas pożreć? Przecież to niehumanitarne.
Na samą tę myśl Phoebe zaczęła nieświadomie chichotać.
Jestem po prostu chora, stwierdziła.

Trochę czasu przesiedziała w zupełnej ciszy, kiedy do głowy przyszła jej wspaniała myśl.
Spojrzała na Howard, która nieruchomo wpatrywała się w sufit.
Ricky! Hej! Ricky!
Nastolatka zwróciła głowę w jej kierunku i oczekiwała na zbawienie.
Myślmy o Danielu, Ricky. Może to przełamie ten proch szaleństwa Mony.
Ricky patrzyła na nią, jakby nie do końca rozumiała. Coraz bardziej zirytowana Phoebe parsknęła:
Co z tobą? Chcesz się stąd wydostać, czy nie?!
Ricky kiwnęła tylko głową, ale nie włożyła w to duży siły.
Wygląda, jakby się poddała, przyszło Phoebe na myśl. Nie powiedziała jednak tego na głos.
No dobra. Daniel. Daniel, jesteś tam? Musicie nas odnaleźć! Ricky i ja jesteśmy w niebezpieczeństwie. Daniel! Musisz być silny i przełamać czar Mony! DANIEL! DANIEL!!!

Phoebe i Ricky myślały intensywnie przez kolejnych kilka minut, ale nie miały pewności, czy ich działania odniosły jakikolwiek skutek. Mogły tylko mieć taką nadzieję.

***

Zayn i Daniel siedzieli na fotelach i oczekiwali na przyjście Richarda z laborantką.
Gdzie poszedł ten twój ojciec? – zapytał Norton i ziewnął przeciągle. – Ile można czekać?
Swanson spojrzał na drzwi akurat wtedy, kiedy się otworzyły.
Do gabinetu weszła młoda kobieta o spiętych w kok brązowych włosach i oczach w tym samym kolorze. Zmierzyła wzrokiem obu nastolatków, a ci odwdzięczyli się tym samym. Odwróciła się do ojca Daniela, który właśnie wszedł do środka i powiedziała przyciszonym głosem:
Pobiorę krew i zobaczę, co z nimi nie tak.
Richard kiwnął głową i oparł się o kafelkowaną ścianę. Laborantka podeszła do Daniela i poprosiła go o ułożenie prawej ręki na podłokietniku. Swanson patrzył na kobietę bez większego zainteresowania, ale wykonał jej polecenie.
Krew została pobrana bardzo szybko i laborantka podeszła do Zayna, który posłał jej uwodzicielski uśmiech. Daniel przewrócił oczami, a Norton zapytał kobietę:
Prawda, że nie można mi się oprzeć? No powiedz. Nie możesz mi się oprzeć?
Laborantka posłała Richardowi bezradne spojrzenie, ale kąciki ust miała uniesione ku górze. Nie uszło to oczywiście uwadze Zayna, która przez cały czas lustrował twarz kobiety. Mrugnął do niej raz czy dwa, a ta uśmiechnęła się niepewnie.
Spojrzenia Richarda i Daniela spotkały się i siedemnastoletni Swanson wystawił ojcu język. Mężczyzna patrzył na syna i nie wiedział, co się dzieje. Daniel i Zayn wydawali się być pod wpływem jakichś środków odurzających, ale kogo jak kogo, ich by o to nie podejrzewał.
Laborantka wzięła próbki i przed wyjściem z gabinetu powiedziała Richardowi, żeby zabrał nastolatków do domu.
Tam nie narobią większych szkód – dodała i wyszła.
Mężczyzna zmierzył chłopców spojrzeniem, ale ci nie zwracali na niego uwagi. Znowu mierzyli swoje bicepsy. Richard westchnął ciężko i kazał im opuścić salę i zaczekać na zewnątrz.
Ciąg dalszy nastąpi...

niedziela, 10 września 2017

Rozdział 3.4

OD AUTORA:
Cześć. Długo mnie nie było, wiem.
W ostatnim czasie miałem wiele spraw na głowie, a poza tym nie miałem siły na kontynuację "Miasta Mroku". Niby wiedziałem, w jakim kierunku chcę iść, ale nie potrafiłem ubrać tego w słowa, a tym bardziej udostępnić na blogu.
Mam taki galimatias w głowie, że jestem szczęśliwy, że udało mi się to dla Was wyłuskać. Przyznaję, nie było to łatwe, ale starałem się napisać coś zabawnego i wciągającego.
Mam szczerą nadzieję, że nie jesteście źli na moją długą (i przedłużającą się) nieobecność. Wróciłem i wierzę, że już nie będę robił takich akcji ;)
Jak Wam się spodoba, pozostawcie po sobie jakiś ślad w formie komentarza. Będzie mi bardzo miło! :)
No to żeby nie przedłużać, witajcie z powrotem w Wildfire, Mieście Mroku.



Z perspektywy Daniela:
Szpitalna woń zrobiła się bardziej intensywna zaraz po opuszczeniu windy. Zayn nie był z tego powodu zachwycony. Od dzieciństwa bowiem nienawidził szpitali.
Na korytarzu kręciło się mnóstwo ludzi. Co chwilę mijaliśmy tabuny pielęgniarek i lekarzy, którzy przemieszczali się z jednej sali do drugiej. Z wielką ulgą otworzyłem drzwi do pokoju, w którym leżała moja czternastoletnia siostrzyczka.
Szybciej, Rainbow Dash! – krzyczała Maddie spod kołdry. – Pokaż im!
Widząc Zayna i mnie, siostra zrobiła się lekko czerwona na twarzy.
Widzę, że lepiej się już czujesz – stwierdziłem i spojrzałem na lecące w telewizji My Little Pony. – Skoro masz siłę się tak wydzierać.
Wcale się nie wydzieram – odburknęła Maddie cicho, a Zayn i ja usiedliśmy na krzesłach stojących przy łóżku. – Po prostu niedawno wstałam i strasznie mi się nudziło, więc włączyłam telewizor.
I to wyjaśnia twoje wrzaski? – zapytał ją Norton z nutą ironii w głosie. Nie czekając na odpowiedź, zwrócił się do mnie: – Ona zawsze się tak zachowuje podczas oglądania kucyków?
Nie zawsze – mruknąłem. – Ale bardzo, bardzo często.
Maddie posłała mi mrożące krew w żyłach spojrzenie i ukryła twarz w poduszkach. Mógłbym przysiąc, że była przy tym czerwona, jak burak.
Wszystko w porządku, Maddie? – spytałem i szturchnąłem ją. – Co jest?
Czternastolatka odłożyła poduszki i westchnęła ciężko, jak to tylko potrafią dzieci strudzone swoim żywotem. Spojrzała to na mnie, to na Zayna, który oglądał kucyki i machnęła znacząco na niego głową. Przez chwilę nie wiedziałem, o co jej chodzi, ale w końcu mnie olśniło.
Przewróciłem oczami i uśmiechnąłem się. Od jakiegoś czasu zacząłem zauważać, że Maddie zrobiła się nieśmiała w towarzystwie Zayna, ale nie brałem tego na poważnie.
Aha – powiedziałem tylko, a siostrzyczka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
Zayn spojrzał na nas i wrócił do oglądania kucyków. Ludzie są czasami niepojęci.
W sali przez chwilę było tylko słychać odgłosy dochodzące z telewizora.

***

Ktoś zaczął pukać do drzwi i po zaproszeniu Maddie do sali wszedł Richard Swanson. Mężczyzna omiótł trójkę nastolatków spojrzeniem i jego wzrok spoczął na My Little Pony. Otworzył usta i po chwili je zamknął.
Cześć! – powiedział Daniel.
Dzień dobry – oznajmił Zayn i powrócił do kucyków.
Kiedy będzie obiad? – zapytała Maddie z siłą w głosie. – Jestem głodna!
Richard skrzyżował ręce na piersi i odparł zmęczonym głosem:
O 14. Poza tym powinnaś spać.
Ojciec spojrzał na Daniela i pokręcił głową:
Ona powinna odpoczywać, a nie oglądać te swoje kucyki.
Siedemnastolatek wzruszył ramionami i mruknął, że oni z Zaynem dopiero niedawno przyszli.

W międzyczasie ktoś wsunął palce w szparę między uchylonymi drzwiami i rozsypał fioletowy proszek. Z niewiadomych powodów ten zaczął unosić się w powietrzu i kierować w stronę Zayna oraz Daniela.
Najpierw dotarł do Nortona, który zmrużył oczy i zaczął delikatnie drapać swoją prawą rękę. Swanson tymczasem zaczął kichać, a jego oczy załzawiły.
Coś się stało? – zdziwił się Richard, patrząc na ich obu.
Nie, nic – odparł Zayn i wybuchnął głośnym śmiechem. – Przypomniało mi się tylko, jaki jestem przystojny. Podobam się każdej dziewczynie! – I po tych słowach mrugnął do Maddie, a ta zszokowana ukryła twarz w kołdrze.
Richard patrzył na Nortona z niepokojem, ale przestał, kiedy odezwał się Daniel:
Wszystko w porządku, tato. Tylko jakaś pielęgniarka została zamordowana i przypuszczamy, że zrobił to Sa...
Zayn w odpowiednim momencie zakrył przyjacielowi usta i spojrzał na niego porozumiewawczo.
Co ty wyrabiasz? – zapytał Norton teatralnie. – Nie możemy nikomu mówić o naszej misji.
Daniel przyłożył dłonie do twarzy w wyrazie wielkiego zdumienia.
Masz rację! O, Boże. – Swanson pokręcił głową i pogroził ojcu palcem. – Prawie bym ci wszystko wypaplał!
Po tych słowach Zayn i Daniel wybuchnęli śmiechem. Obaj zatrzęśli się na krzesłach i omal z nich nie spadli.
Co im jest? – zapytał córkę Richard. – Przyszli do ciebie w takim stanie?
Maddie pokręciła głową i oznajmiła, że byli normalni. Po krótkiej chwili zapytała:
Naprawdę jakaś pielęgniarka została zamordowana?
Richard zawahał się, ale odpowiedział:
Tak, prowadzone jest śledztwo w tej sprawie.
Skąd Daniel o tym wiedział?
Mężczyzna spojrzał na syna, który z Zaynem porównywał bicepsy.
Nie mam pojęcia. Może usłyszał na korytarzu. Wiesz co, wezmę ich na badanie, bo coś jest nie w porządku.
Maddie pokiwała głową i pomachała mu dłonią na pożegnanie.
Z sali czternastolatki najpierw wyszli Zayn i Daniel, a za nimi ojciec Swansona. Pokierował ich do wybranego przez siebie miejsca i zniknął za zakrętem.
Para zagadanych lekarzy rozstąpiła się i blondynka siedząca na krześle miała wreszcie widok na drzwi do sali Maddie.
Meredith westchnęła z ulgą, ale na twarzy miała wypisany żal. Strzepała ostatnie resztki fioletowego proszku i wstała. Przypomniał jej się rozkaz Mony:

Podążaj za nimi i w odpowiednim momencie wykorzystaj proch szaleństwa.
Skąd go wzięłaś? – zapytała Meredith, a siostra uśmiechnęła się złowrogo:
Mam swoje źródła. Zrób to.
Meredith wahała się, ale Mona złapała ją mocno za lewą rękę i warknęła:
Zrobisz to! I bez dyskusji.
Młodsza blondynka jęknęła i mruknęła cicho:
Ale po co? Co ci to da?
Mona przeszła przez jaskinię i parsknęła:
Odwróci ich uwagę na jakiś czas. Nie dotarło do ciebie, że oni szukają swoich przyjaciółek? Trzeba to przedłużyć.
Phoebe zdołała usłyszeć kilka ostatnich słów, ale to wystarczyło.
Słyszałaś, Ricky? Szukają nas!!!
Ricky szepnęła: – Co takiego?
Nic ważnego! – warknęła Mona i pochyliła się nad Phoebe: – Nie wierz w cuda, płotko. I tak nikt was tu nie znajdzie.
Mylisz się! – zawołała nastolatka, a Mona wymierzyła jej siarczysty policzek.
Phoebe jęknęła z bólu i z oczami pełnymi nienawiści wykrzyknęła oprawczyni prosto w twarz:
Zayn i Daniel znajdą cię i gorzko tego pożałujesz!
Przez moment Mona stała nad dziewczyną z grobową miną. W końcu wybuchnęła donośnym śmiechem, od którego przechodziły ciarki po plecach.
Dziecino – prychnęła Mona. – To dzięki wam dwóm mogę skorzystać z prochu szaleństwa. Wykorzystując wasze uczucia do tych chłopców czar poskutkuje. To dzięki więzi emocjonalnej proch trafia do odpowiednich osób. Całusy!
Phoebe rozchyliła usta, ale nie miała nic do powiedzenia. Ricky przymknęła oczy i westchnęła ciężko.
Mona zaklaskała z radości i uśmiechnęła się szeroko. Zrobiła dwa piruety i to było ostatnim, co zobaczyła Meredith, zanim wróciła do rzeczywistości.

Dziewczyna weszła do windy i zasunęły się za nią drzwi.

***

Węże wielkości człowieka pełzały wokół Czarnego Węża, głośno posykując. Szturchały go głowami, a wydawane przez nie odgłosy koiły nerwy mężczyzny.
Przez całą noc czarodziej nie mógł zasnąć, bo jego myśli powracały do Daniela Swansona. Chłopca, który przeciwstawił się jego mocy. Ta sprawa nie dawała mu spokoju.
Czarny Wąż powstał nagle i odepchnął od siebie węża, który próbował wpełznąć mu na kolana.
Precz! – krzyknął mężczyzna i zacisnął pięści. – Muszę się skupić.
Gad wysunął język i zatrzepotał nim w powietrzu, ale odpełzł. Jego pobratymcy wili się w ciszy w drugim końcu magazynu, zostając w bezpiecznej odległości.
Mroczny nie powiedział mi wszystkiego – mruczał Czarny Wąż i co rusz machał palcami u dłoni. – Nie powinno mnie to jednak dziwić. Ciemność to straszna suka.
Po tych słowach twarz mężczyzny rozświetlił uśmiech.
To jest to! Jak mogłem o tym zapomnieć?!
Węże zwróciły głowy w jego stronę i zobaczyły, jak wychodzi z magazynu.
Chłodne powietrze owiało Czarnego Węża, a ten przymrużył oczy z zadowolenia. Oprócz niego i jego pupilków w okolicy nie było żywej duszy. Błękitne niebo bez ani jednej chmurki zdawało się ten fakt potwierdzać.
Czarodziej usiadł na trawie i rozłożył przed sobą grube tomiszcze, które otworzył na wybranej przez siebie stronie. Był to akurat początek nowego rozdziału zatytułowanego "Jak odnaleźć pobratymca".
Już czas – powiedział Czarny Wąż i zaczął odczytywać inkantację.
Ciąg dalszy nastąpi...
Snow-Falling-Effect