Music

wtorek, 25 lipca 2017

Rozdział 3.3

Z perspektywy Daniela:
Octavian, Zayn i ja oczekujemy na przyjazd windy. W międzyczasie spoglądam na członka Rady (Rady, o której nie mam zielonego pojęcia, bo jej zacny członek nie raczył mi nic o niej powiedzieć), który ma na sobie czarną pelerynę ciągnącą się za nim po ziemi. Chcę już coś powiedzieć, ale wtedy otwierają się stalowe drzwi i całą trójką wchodzimy do pustej kabiny. Octavian wybiera piąte piętro, czyli najwyższe w budynku i naciska odpowiedni przycisk. Przez chwilę panuje cisza.
Mógł pan ubrać coś stosowniejszego  zwracam się do niego.
To znaczy?  mężczyzna wydaje się być bardzo zdziwiony.  Co masz na myśli?
Zaczynam szukać właściwych słów, ale wyprzedza mnie Zayn:
Coś, co nie rzucałoby się tak w oczy  oznajmia mój przyjaciel, wskazując na pelerynę.
Octavian uśmiecha się szeroko i macha lekceważąco lewą ręką, mówiąc:
Ach, to żaden problem. Tylko wy mnie widzicie.
I opuszcza windę , która właśnie zatrzymała się na piątym piętrze.
Zayn i ja patrzymy przez chwilę zdumieni na jego plecy, aż w końcu sami wychodzimy z kabiny. Zbliżamy się do niego, kiedy skręca w prawy korytarz i zatrzymuje się.
Mężczyzna nie może zrobić kolejnego kroku, gdyż przejście zagradza żółta taśma z napisem "LINIA SZERYFA, NIE PRZECHODZIĆ!". Miejsce najwyraźniej zostało już zabezpieczone i zbadane, gdyż poza nami nikogo tu nie ma.
Przypominam sobie, co wiemy do tej pory:
Z usłyszanych przez nas rozmów pielęgniarek wynika, że ich koleżanka z pracy została zamordowana w nocy między 5 a 6, a pacjent, do którego przyszła, zaginął. Świetnie.
Patrzę przed siebie. Za taśmą korytarz jest czysty, wręcz nieskazitelny, więc nie dziwi mnie pytanie Zayna:
Co tu się stało?
Tutaj?  pyta Octavian.  Nic. W tamtej sali  mężczyzna kieruje wzrok na tę najbliżej nas się znajdującą.  Została zabita kobieta.
Zayn przełyka ślinę, a ja bez ceregieli przechodzę pod taśmą. Odwracam się do moich towarzyszy i napotykam zadziwione spojrzenie Octaviana.
No co?  Wzruszam ramionami.  Przyszliśmy zobaczyć miejsce zbrodni, tak czy nie?
Tak  odpowiada mój przyjaciel i dołącza do mnie.  Idziesz pan?
Octavian posyła nam mordercze spojrzenie, ale jednak przechodzi pod taśmą i pyta:
Robiliście to już wcześniej?
Spoglądam na Zayna porozumiewawczo i stwierdzam:
Żeby to raz.
Członek Rady najwyraźniej nie nadąża, toteż Norton dodaje:
Często włóczymy się po nocach. W tym mieście co chwilę ktoś umiera, a nam się nudzi.
Ja w międzyczasie docieram do zamkniętych drzwi do sali, którą wskazał Octavian. Już mam je otworzyć, ale uświadamiam sobie, że zostawię na klamce odciski palców. Octavian podchodzi, macha ręką i drzwi otwierają się przede mną.
Chcę zrobić krok do przodu, ale coś mnie powstrzymuje. Nie wiem, czy to ilość krwi rozchlapanej po całej sali, czy może coś innego. Słyszę za sobą kroki dołączających do mnie Zayna i Octaviana. Biorę głęboki wdech i wchodzę do środka.
Szkarłatna posoka, która zaschła na łóżku, zdaje się do mnie krzyczeć: TU ZGINĄŁ CZŁOWIEK!!! Niegdyś białe prześcieradło zwisa z mebla rozdarte w kilku miejscach, a jego strzępy są porozrzucane po posadzce. Obok nich leży kilka rurek. Przy prawej ścianie znajduje się największa kałuża krwi, a jej ślad ciągnie się prawie pod same drzwi, gdzie się urywa.
Marszczę brwi i wtedy mam wizję. Jest tak silna, że momentalnie się cofam.
Zayn patrzy na mnie zaniepokojony:
Co jest?
Co widziałeś?  pyta Octavian, a ja odwracam się i wychodzę z sali. Staję przy ścianie i opieram się o nią plecami, biorąc kolejny głęboki wdech.
Nie jestem pewien  odpowiadam, patrząc w podłogę i próbując zebrać myśli.  Jakieś stworzenie na czterech nogach przypominające węża. Rzuca się na pielęgniarkę i rozszarpuje ją. Wszędzie jest krew.
Octavian świdruje mnie wzrokiem i dopytuje, czy niczego nie pominąłem, a ja kręcę głową. Wtedy zauważam malutką plamę czerwieni przy kolejnym rozwidleniu. Bez słowa podchodzę do niej i stwierdzam, że to krew. Podnoszę wzrok i nie wierzę.
Na końcu tego korytarza znajduje się okno, ale już bez szyby. Kilka jej roztrzaskanych kawałków leży na ziemi i błyszczy się w świetle dnia. Podchodzę bliżej i wyglądam na dwór. Powiew gorącego powietrza uderza mnie w twarz. Patrzę w dół i widzę przygnieciony krzak, na który musiało skoczyć gadzie stworzenie.
Wracam do Octaviana i Zayna, a ci patrzą na mnie pytająco.
To coś, czymkolwiek było uciekło przez okno.  Oznajmiam.
Dobrze wiedzieć  mruczy Norton.
Czemu zobaczyłem przeszłość?  Pytam nagle Octaviana.
Co masz na myśli?
Czy to nie dziwne? Dopiero co odkryłem, że mam nadnaturalne zdolności, a co rusz doświadczam czegoś nowego.  Mówię głośno.
Patrzę na Zayna, a ten oznajmia:  Może taka jest kolej rzeczy.
To prawda.  Dodaje Octavian.  Poza tym miejsca zbrodni są zawsze przepełnione emocjami, więc możliwe, że dlatego zobaczyłeś urywek z przeszłości.
Odpowiedź mężczyzny nie poprawia mi w żaden sposób nastroju. Nie wiem, czy martwię się bardziej o rozwój moich zdolności, czy o gadzisko grasujące gdzieś w okolicy.
Świetnie  parskam.  Co teraz?
Ty mi powiedz  mówi członek Rady.  Widziałeś coś szczególnego? Cokolwiek, co pozwoliłoby zidentyfikować tego stwora?
Zastanawiam się, a wtedy do głowy przychodzi mi inna myśl.
Kto był pacjentem?  Pytam.
Co?  Dziwi się Zayn.
Przecież pielęgniarka nie przyszła w nocy do tej sali tak z dupy. Przyszła do kogoś. Chcę wiedzieć do kogo.
Octavian milczy, ale w końcu oznajmia:
Do Samuela Collinsa.
Patrzę na mężczyznę z otwartymi ustami:
Nie...
Tak.  Mówi rzeczowo Octavian.
Czy to nie jest chłopak twojej siostry?  Pyta Zayn, a ja kiwam głową.  To gdzie on jest?
Kiedy potwór zaatakował pielęgniarkę, Sama nie było w środku.  Oznajmiam z przekonaniem.
To znaczy, że jego też pożarło?  pyta Norton.
Nie  odzywa się Octavian.  Za mało krwi jak na dwie osoby. Chłopak musiał uciec zanim to stworzenie zaatakowało.
Nie  mówię, ale oni mnie nie słuchają.
Ale jak?  zastanawia się mój przyjaciel.  Sam przeskoczył przez niego?
Może poszedł do toalety, a potem uciekł na dół  szepcze Octavian.
To gdzie jest teraz?  pyta Zayn.
Patrzę na nich i myślę, jak im powiedzieć, że się mylą. Wybieram prostotę:
Nic z tych rzeczy. Mylicie się!
Octavian przewierca mnie wzrokiem, a Norton czeka na moją wypowiedź. Jak miło!
Sam przez cały czas był w pokoju.  Oznajmiam, a oni oboje wybałuszają oczy.
Co takiego?  pyta głośno Zayn, a Octavian dołącza do niego:  Czemu tak myślisz?
Prowadzę ich z powrotem do sali i wyciągam prawą rękę do przodu.
Nie zwróciliście uwagi na pozrywane rurki?
Norton przewraca oczami i stwierdza:
Pewnie sam je poodrywał, kiedy uciekał z łóżka.
Raczej jak z niego spadał!  Mówię, a Octavian pyta:
Do czego zmierzasz?
Spójrzcie na prześcieradło  kontynuuję.  Jest ściągnięte, jakby Sam je trzymał, upadając.  Po chwili ciszy dodaję:  Myślę, że on się przemieniał.
Że co?!  Zayn mi najwyraźniej nie dowierza.
Skąd ci to przyszło do głowy?  pyta Octavian i patrzy na mnie przenikliwie.
Pielęgniarki mówiły, że Sam zniknął. Nie ma go nigdzie w szpitalu. Tamta kobieta  mówię i wzdrygam się na wspomnienie wcześniejszej wizji.  Została rozerwała przez coś, co pojawiło się w tamtej sali.
Octavian i Zayn wpatrują się we mnie, jakbym był jakimś niezwykłym okazem z zoo.
Nie ma żadnych śladów, że Sam wyszedł z tej sali! Stwierdzam z siłą.
Może wyskoczył przez okno  rzuca Norton, a ja odpieram:
Zobaczyłbym jego ciało leżące tam na dole. Z piątego piętra nie tak łatwo uciec.
Członek Rady przechadza się po korytarzu, a peleryna oczywiście ciągnie się za nim.
To i tak nie wyjaśnia, czemu ten chłopak miałby zmienić się w gada  mówi.
Przez moment nie mam na to odpowiedzi, ale przypominam sobie chwilę, kiedy zobaczyłem Sama w jego rodzinnym domu.
Wielki wąż smakował w swojej paszczy jego rękę! Może to go jakoś zmutowało?
Nie mam żadnej pewności, bo nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Przecież całe życie przede mną. Patrzę na Octaviana, który się nad czymś zastanawia. Posyłam spojrzenie Zaynowi i ruszamy do windy. Nie musimy na nią długo czekać i już w środku Norton pyta:
Serio myślisz, że to Sam zabił tę pielęgniarkę?
Kiwam lekko głową, a winda zatrzymuje się na trzecim piętrze.
Chodź.  Mówię.  Idę zobaczyć, co u Maddie.

Ciąg dalszy nastąpi...

wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 3.2

       – Co ja tu robię? 
       Pytanie Phoebe Jenkins po raz kolejny pozostało bez odpowiedzi. 
   Siedemnastolatka z jękiem spojrzała na swoje związane dłonie, które ledwie dostrzegała w ciemności. Mrok panujący w jaskini był nie do zniesienia i dziewczyna zaczynała tracić panowanie nad sobą. 
       – Pomocy! – jej krzyk poniósł się echem. – Ratunku!!!
       – To nie ma sensu. 
       – Kto tu jest? – głos Phoebe zadrżał ze strachu. – Kto tu jest?
       – To ja, Ricky. 
    Phoebe próbowała wypatrzyć swoją rozmówczynię w ciemnościach, ale jedyne co zobaczyła to zarys jej postaci przy przeciwległej ścianie jaskini.
       – Co ty tu robisz? - zapytała siedemnastolatka. – Co ja tu robię? Co tu się dzieje?!
     – Nie mów tak głośno – mruknęła Ricky i westchnęła. – Jedynie opadniesz z sił, jak będziesz się tak denerwowała. 
      Phoebe zatrzęsła się, ale nie z zimna przenikającego ze ścian.
      – Gdzie my jesteśmy?
      Ricky zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. 
      – W jaskini. 
      – Bo przecież nie zauważyłam – prychnęła Phoebe ze złością. 
     – Już się tak nie gorączkuj. – W wejściu stanęła Mona i z politowaniem spoglądała na obie dziewczyny. – Przecież to nie wina twojej koleżanki, że się tu znalazłaś.
      – To czyja w takim razie? 
      Mona uśmiechnęła się pod nosem i odparła wesołym głosikiem:
   – Moja, głuptasie. Wzywałam cię już od dłuższego czasu, ale ty straszliwie się opierałaś. 
      – Słucham? 
      – Śpiewałam ci – rzekła Mona. – Bardzo pragnęłam cię poznać. 
      – Czemu? – zapytała Phoebe i poczuła ogarniający ją chłód. 
     – Masz fascynującego przyjaciela – odparła jej rozmówczyni. – Który mógłby pomóc mi wyjść z tej jaskini.  
    – Sama nie potrafisz pokonać kilku metrów? – prychnęła Phoebe i położyła twarz na nogach zgiętych w kolanach. 
    – Chyba nie o to jej chodziło – wtrąciła Ricky słabo, która starała się nie przysłuchiwać toczącej się konwersacji, ale jakoś jej nie szło. 
   Nastolatka miała już potąd słuchania głosu Mony, która najwyraźniej była w nim zakochana. 
      – Jakaś ty inteligentna – burknęła Phoebe, a Mona omal nie krzyknęła:
      – Zamknijcie się obie! 
      – Bo co? – westchnęła Jenkins. – Co nam zrobisz?
      Na chwilę zapanowała cisza, ale przerwał ją głos blondynki:
      – Utopię was. 
     Phoebe otworzyła szeroko oczy i wykrztusiła tylko:
      – Co?
     Mona delektowała się strachem zawartym w głosie dziewczyny:
   – Nie wierzysz mi? – szepnęła i pogładziła się po włosach. – Ricky już się przekonała o mojej mocy na własnej skórze. 
      – Mocy? 
     – Nie udawaj głupszej niż jesteś – warknęła Mona. – Wiem wszystko o waszej małej potyczce z Czarnym Wężem. 
      – Co?
   – Dość! Wychodzę teraz, a wy dwie sobie pogadajcie. Przez najbliższy czas nie będziecie miały nikogo innego do rozmowy. 
      Po tych słowach Mona opuściła jaskinię, a Phoebe zapytała tylko:
      – Ona tak na serio?


***

       – Po co tu przyszliśmy? – spytał rozdrażniony już Nathan Howard. 
       – Daniel idzie za przeczuciem – odparł Zayn, po raz kolejny ziewając. 
       Widząc minę brata Ricky, cicho przeprosił. 
    – Nie idę za żadnym przeczuciem – oznajmił Swanson i zrobił kolejny krok w piasku.  – Nie pamiętasz, jak Phoebe gadała ostatnio o jakiejś jaskini? Może znowu tam poszła. 
       – Myślałem, że szukamy mojej siostry – Nathan nie dawał za wygraną.
     – Bo szukamy – mruknął Daniel i dodał po cichu do Zayna. – Kiedy wynosiłem koc Phoebe na górę, miałem wizję. Pheebs siedziała w ciemności i był z nią ktoś jeszcze.
      – Ricky? – zapytał Norton, a Swanson wolno pokiwał głową:
      – Tak przypuszczam. 
      – To w takim razie z kim rozmawiałeś rano? – Zayn był bardzo zaniepokojony.  Jeśli nie z Phoebe...? 
      – Z porywaczem zapewne... – odparł Daniel ponuro.
    – Skończyliście? – zapytał Nathan, który stał kilka metrów przed nimi, a nadmorski wiatr mocno rozwiewał mu włosy. – Myślałem, że pomożesz mi odnaleźć Ricky? 
      Daniel spojrzał na chłopaka i odparł głośno:
      – Pomogę!
    – Nie do końca rozumiem, czemu przyszedłeś z tym do Dana – odezwał się Zayn, a Nathan spojrzał na niego ze szczerą niechęcią. – Mogłeś zgłosić zaginięcie u pani szeryf.
      Młody Howard wybałuszył oczy:
      – Nie mogłem – zaczął chłopak, a Norton popatrzył na niego znacząco. 
   – Zgłoszenie dotyczące zaginięcia osoby można załatwić w każdej chwili w Kalifornii  – powiedział Daniel. – Czemu więc przyszedłeś z tym do mnie?
   Nathan wpatrywał się w swoje stopy, dopóki Swanson nie położył mu ręki na ramieniu. 
      – Czemu?
   – Bo wiem, że ci na niej zależy – odpowiedział wreszcie Nathan, patrząc Danielowi w oczy. – Dlatego przyszedłem. Poza tym nie miałem do kogo się zwrócić, a nie lubię tutejszej policji. – Howard dalej patrzył w ziemię. – Rodzice wrócą z konferencji dopiero w przyszłym tygodniu, a ja nie chcę siedzieć sam w domu.
     Daniel nie wiedział, co powiedzieć. Siedemnastolatek zdołał tylko uśmiechnąć się do brata Ricky. 
      – Urocze – wtrącił Zayn. – Ale trzeba je znaleźć. 
     Cała ich trójka spojrzała na bezkresną toń.


***

       – Mam dość tej ciszy! – krzyknęła Phoebe, a jej głos poniósł się echem. – Musimy się stąd wydostać. 
   – Czekam na propozycje – szepnęła Ricky, a Phoebe próbowała ją dojrzeć w otaczającej ciemności. 
       – Jak długo tu jesteś?
       – Może ze 2 dni – westchnęła Howard. – Nie jestem pewna. 
       – A jak się czujesz? 
      – Jak może czuć się osoba, która jest przetrzymywana w jakiejś jaskini wbrew własnej woli? – prychnęła Ricky ze złością.
     – O, Boże! – burknęła Phoebe i skrzywiła się. – Przepraszam, że pytam cię, jak się czujesz. Straszna ze mnie jędza.
       Ricky westchnęła głośno i mruknęła:
       – Przepraszam, jestem rozdrażniona. 
       Przez chwilę panowała cisza. 
       – Kim ona jest? 
       – Mona? 
       Dało się słyszeć "mhm". 
       – To jakaś psychopatka, która chciała mnie utopić. 
       – Jak? Przecież jesteśmy na końcu jaskini – Phoebe nie było do śmiechu.
       – Ona chyba potrafi kontrolować wodę – dodała Ricky cicho. 
       Phoebe wzięła głęboki oddech. 
       – Nie dziwi cię to jakoś - skonkludowała Ricky. – Czemu?
    Jenkins już miała odpowiedzieć, ale nie wiedziała ile może zdradzić. Octavian ostrzegał przecież, że taka wiedza w niewłaściwych rękach może być niebezpieczna. 
     – Nie musisz nic mówić – oznajmiła Ricky. – To pewnie o tym mówiła Mona, prawda? To o tym Czarnym Wężu?
        – Tak – westchnęła Phoebe i nagle przyszło jej coś do głowy.  
      Daniel wspominał, że ma przebłyski przyszłości. Może zdoła nas zobaczyć, pomyślała. Tylko jak?
     Nie wiedząc co robić, nastolatka zaczęła intensywnie wypowiadać w myślach imię przyjaciela. 
       – W porządku? – zapytała Howard, a Pheebs jęknęła:
       – Tak, próbuję się skupić. 
       Daniel, Daniel, Daniel, Daniel... Jesteś tam? Zobacz mnie, no zobacz!
       I wtedy Phoebe pomyślała o czymś innym. 


***

       Wizja omal nie zwaliła Swansona z nóg. 
       – Daniel? – głos Zayna rozległ się blisko jego ucha. – Co się stało?
       – Phoebe... – wykrztusił Dan. – Phoebe podjęła decyzję.
       Nathan spojrzał na niego i zapytał:
       – O czym ty gadasz?
       – Dobre pytanie – poparł Norton, a Swanson miał ochotę go kopnąć. 
     – Możesz odejść na minutę? – zapytał Daniel Nathana, a ten prychnął i podszedł do morza. 
       Swanson spojrzał na Zayna i warknął:
       – Nie wszyscy muszą wiedzieć o moich wizjach. 
       – Ojeju – mruknął Norton, przewracając oczami. – Co takiego zobaczyłeś?
     – Phoebe, jak wychodzi z jaskini na plażę. To był przebłysk, ale bardzo silny, jakby była blisko. 
      – Skoro wyszła – zaczął Zayn, ale Daniel pokręcił mocno głową:
    – Nie wyszła. Ona postanowiła wyjść. Czułem to. – Swanson spojrzał na Nathana wpatrującego się w morze. – Ona bardzo chciała, bym to zobaczył. Ona musi być w tej jaskini, o której mówiła. O której ja śniłem. 
       – No dobra – podsumował Norton. – Co dalej? Co daje nam ta informacja? 
       Daniel zastanawiał się nad odpowiedzią, a wtedy podszedł do nich Nathan. 
      – Skończyliście udawać wariatów? – zapytał z wyższością nastolatek. – Wiedziałem, że Zayn ma nie po kolei w głowie, ale ty Daniel... To dla mnie coś nowego.
     – I mówi to dzieciak, który biegnie do domu eks-chłopaka swojej siostry bo jej nie zastał po powrocie na chatę? Kto tu ma nie po kolei? – Zayn miał minę, jakby za moment miał się roześmiać.
      Nathan wpatrywał się w Nortona z widocznym bólem, a Daniel ze słabo opanowaną złością. Po chwili brat Ricky uciekł. Zayn patrzył za nim z szeroko otwartymi oczami.
       – Co to było? – wycedził Daniel. 
       – No co? – bronił się Zayn. – Czy ja mam nie po kolei w głowie?
       – Naprawdę chcesz usłyszeć moją odpowiedź?
       – Nie do końca – mruknął Norton, a Dan westchnął:
    – Nathan zawsze był blisko z Ricky – oznajmił. – Teraz ona zniknęła, a on został zupełnie sam.
      Daniel spojrzał na przyjaciela spod przymrużonych oczu:
      – Ty zawsze byłeś taki bez serca?
      – Od czasu do czasu – Zayn wzruszył ramionami i mrugnął do Swansona.
      Akurat wtedy zadzwonił jego telefon. 
      – Tak, Octavian? 
     Zayn spojrzał na Daniela jak na wariata. 
     – Od kiedy on ma twój numer?
   – Od wczoraj – odparł Swanson. – O co chodzi? – Siedemnastolatek zwrócił się do słuchawki. 
    – Przyjedź natychmiast do szpitala – powiedział Octavian. 
    – Ale co się stało? – dopytywał się Daniel. – Coś z Maddie? 
   Przez chwilę Octavian nie odpowiadał, ale w końcu dało się usłyszeć jego szept:
   – Nie z Maddie.
   Daniel wybałuszył oczy, a połączenie zostało zakończone. 
   – Tata... – wyszeptał Swanson. – Chodź!
  – Dokąd? – zdziwił się Zayn. – Chyba mieliśmy szukać Phoebe i Ricky...
  – Łażąc tak po plaży i tak ich nie znajdziemy – oznajmił Daniel. – No chodź!
  I poszli. 


***

   Przed wejściem do szpitala stał Octavian i robił co rusz to krok w tył, to w przód.  Daniel i Zayn podeszli do niego żwawo i Swanson od razu zapytał:
   – Co się stało mojemu tacie?
   Octavian spojrzał na nastolatka dziwnym wzrokiem. 
   – A co miało się stać? 
   Swanson już otworzył usta, ale wyprzedził go Zayn:
   – Czy z ojcem Daniela wszystko w porządku?
   – Tak – odparł krótko Octavian. – Co wy się go tak uczepiliście? To nie on jest tu ofiarą!
  Liście zaszeleściły w koronach pobliskich drzew. 
   – O czym pan mówi? – zapytał Daniel słabo. – Jak pan zadzwonił, zapytałem czy chodzi o Maddie, a pan odparł że nie. Powiedział pan "nie z Maddie". Myślałem, że chodzi o mojego tatę!
   Octavian wzruszył ramionami i mruknął:
  – Musiałem to zasugerować, bo nie wiedziałem czy przyjdziesz do szpitala jeśli cię wezwę.
   – Co? – Daniel cały zadygotał. – Nie ma pan prawa nigdy więcej tak robić! – Krzyknął chłopak, a jeden z sanitariuszy stojących niedaleko spojrzał na niego. – Rozumiemy się?
   – Dobrze, dobrze – Octavianowi było to obojętne. – Musimy wejść do środka.
  – Po co? – zapytał Zayn. – Ktoś umarł?
  – A żebyś wiedział – odparł mężczyzna, a Norton wybałuszył oczy.
  – Co tam się stało? – zapytał Daniel, a Octavian odpowiedział:
  – Lepiej, żebyście to zobaczyli na własne oczy. Trudno to opisać.
  Mężczyzna zbliżył się do ruchomych drzwi, a te otworzyły się przed całą trójką. 
  – Nie wiem, czy chcę to zobaczyć – szepnął Daniel do Zayna, a ten uśmiechnął się:
  – Pewnie to nic takiego. Octavian znowu przesadza.
  Weszli do środka i drzwi zamknęły się za nimi. 
Ciąg dalszy nastąpi...

poniedziałek, 10 lipca 2017

Rozdział 3.1

         Piątek, 17 czerwca 2016, godzina 9:57
           Z perspektywy Daniela:
       Po przebudzeniu jestem zazwyczaj nie do życia, ale nie tego dnia. Piątek dla większości nastolatków jest czasem wytchnienia, zapowiedzią nadchodzącej wolności nawet wtedy, kiedy rok szkolny został już zakończony. 
        Piątek sam w sobie jest dniem wyjątkowym. Wtedy Wildfire naprawdę zaczyna tętnić życiem, choć w tygodniu też nie można narzekać. Kluby wypełniają się masą nastolatków kipiących hormonami, a puste zazwyczaj ulice rozbrzmiewają głośnymi rozmowami i muzyką. 
    Nazywanie Wildfire miasteczkiem – choć tak się już przyjęło – jest niedopowiedzeniem. Jeśli wierzyć tablicy stojącej przy wjeździe do miasta, mieszka u nas na stałe 35 109 obywateli. Moim zdaniem to nie mało, ale o tym może kiedy indziej.
          Zazwyczaj z rana nie rozmyślam tak nad miejscem, w którym się wychowałem. Może to z powodu wczorajszego dnia, kiedy ogromny wąż próbował mnie zabić? Albo dlatego, bo moi najbliżsi przyjaciele Zayn i Phoebe dowiedzieli się o tej całej sprawie z Ciemnością itp.? Tak, to dlatego wzięło mnie na wspominki.
          Podnoszę głowę i opieram się prawym łokciem o poduszkę. Przeciągam się, bo spanie na podłodze – nawet na miękkim kocu – nie należy do najprzyjemniejszych. Przypominam sobie, czemu wybrałem takie miejsce na spoczynek. Przez pół nocy Octavian opowiadał moim przyjaciołom i mnie o wszechpotężnej Ciemności i o tym co prawdopodobnie mnie kiedyś tam czeka. Było tego tak dużo, że postanowiliśmy okupować salon zamiast mojego pokoju i tam poszliśmy spać. 
        Patrzę na Zayna, który leży kilka metrów dalej wciąż pogrążony we śnie. Spoglądam w lewo, ale na kocu Phoebe nikogo nie ma. 
            W głowie zapala mi się czerwona lampka i postanawiam obudzić przyjaciela:
       – Zayn – mówię, ale szesnastolatek nie reaguje. – ZAYN! – Podnoszę głos i szturcham go. 
             Norton otwiera zaspane oczy i patrzy na mnie pytającym wzrokiem. 
             – Phoebe zniknęła. 
       – Jak to zniknęła? – Zayn powstrzymuje się od ziewnięcia, ale słabo mu to wychodzi. 
             – Musiała wcześniej wyjść – stwierdzam, zastanawiając się czemu.
      – Może rodzice do niej zadzwonili – zastanawia się Norton, a ja po chwili niedowierzania kiwam głową. 
            – Zadzwonić do niej? – pytam cicho. 
            Głos w głowie mówi mi, że nic jej nie jest, ale jednak...
            – Zadzwonię – mówię sam do siebie i wybieram numer przyjaciółki. 
            Po kilku sekundach słyszę głos Phoebe i kamień spada mi z serca.
            Na pytanie, czemu tak zniknęła, nastolatka z lekką irytacją odpowiada:
            – Moi rodzice stwierdzili, że jestem nieodpowiedzialna. Mam szlaban. 
           – Co takiego? – nie wierzę własnym uszom. – Z jakiego powodu?
       – Moi szanowni rodzice martwili się o mnie, ale nie pomyśleli by do mnie zadzwonić. – Głos Phoebe jest przesycony sarkazmem. – Gdy im o tym wspomniałam, tata zarzucił mi kłamstwo i mam zakaz wychodzenia z domu. 
           – Mogę wyjaśnić twojemu tacie – zaczynam, ale Phoebe przerywa mi wpół zdania:
        – To nic nie da. Moi rodzice są źli również na ciebie i Zayna. Wątpię, czy twoja wizyta poprawiłaby moją sytuację. 
           – Przykro mi – mówię, a Phoebe oznajmia że rodzice każą jej kończyć. 
    Z lekkim zdziwieniem odkładam komórkę na koc, a Zayn patrzy na mnie zaciekawiony.
           – No i co? – powtarza. – Co się stało?
        Mówię o tym, co powiedziała mi Phoebe. Zayn marszczy brwi, a po chwili stwierdza że rodzice dziewczyny są pojebani. Trudno się z nim nie zgodzić.
         Wstajemy i idziemy do kuchni, bo mamy ochotę na śniadanie. 
    W przedpokoju Zayn widzi swoje odbicie w lustrze i otwiera szeroko oczy. Błyskawicznie zaczyna układać swoje czarne, niesforne włosy ale one nie dają się ugłaskać tak łatwo. Chłopak ma taką minę, jakby przegrał życie. 
         Na mojej twarzy wykwita szeroki uśmiech, kiedy wchodzimy do kuchni. 
         – Co jemy? – pyta mój przyjaciel, a ja sprawdzam co mamy w lodówce.
      – Ser, jajka, wędliny – po kolei wymieniam jej zawartość. – Jest! – Wykrzykuję z eureką. 
    Zamykam lodówkę, a na blacie kładę karton mleka. Później wyciągam z szafki opakowanie płatków śniadaniowych w kształcie muszelek – to moje ulubione, jeśli musicie wiedzieć – a po chwili znajduję dwa średniej wielkości talerze. Zayn w międzyczasie wlewa mleko do metalowego garnka i kładzie na gazie. 
     Czekamy kilka minut i siadamy przy stole w jadalni. Sypię mnóstwo płatków, zalewam gorącym mlekiem i zaczynamy pałaszować. Od dzieciństwa kocham płatki i nie zamierzam się z nimi rozstawać. Moje rodzeństwo natomiast od dawna za nimi nie przepada, więc jest ich więcej dla mnie! Cudnie, prawda?
         – Gdzie w ogóle podziewa się Mike? – pytanie Zayna przerywa nasze milczenie. 
         Nie mam na to odpowiedzi. Od wczorajszej kłótni nie widziałem braciszka.
         – Nie wiem – mówię i kończę posiłek. 
       Wstaję od stołu i idę na piętro dowiedzieć się, czy Mike wrócił przynajmniej na noc. W jego przypadku nigdy nie jest to pewne. 
        Pokój chłopaka jest pusty, a mnie zaczyna ogarniać irytacja. Schodzę z powrotem na dół i wracam do kuchni, gdzie zostawiłem telefon. Wybieram numer Mike'a, ale po dłuższym oczekiwaniu nikt nie odpowiada. Ze zmarszczonym wciąż czołem dzwonię do taty, by poinformować go o nieobecności piętnastolatka. 
        – Co takiego? – głos mężczyzny wybija się ponad szpitalny gwar. – Co to znaczy, że nie wrócił?
      – Że nie wrócił – parskam, a po chwili dodaję: – Wczoraj po obiedzie wybiegł z domu i od tego czasu go nie widziałem,
         Po drugiej stronie słuchawki zapada cisza.
       – Pewnie spał u jakiegoś kolegi – oznajmia w końcu tata, a ja otwieram szeroko oczy.
       – Aha. – Nie wierzę własnym uszom. 
      – Nie musisz się tak wszystkim przejmować – w głosie mężczyzna pojawia się dziwna nuta, której nie potrafię rozszyfrować. – Może Mike potrzebował pobyć przez chwilę sam...
       Teraz już jestem pewien, że mój ojciec został porwany przez kosmitów. Chyba, że...
      – Tato – zaczynam cicho, patrząc na Zayna który posyła mi zaniepokojone spojrzenie. 
      – Tak? 
    Ja znam tylko jeden powód, który wywołałby u brata chęć ucieczki, ale to nie może być prawda.
      – Dlaczego Mike miałby chcieć pobyć sam?
      Richard nie odpowiada, a ja jestem już pewny że znam odpowiedź. 
      – Tato? Tato!!!
      – Wasza mama wróciła do miasta.
     Głos ojca dociera do mnie z bardzo daleka, pewnie dlatego że upuściłem przed chwilą telefon. Komórka spada na ziemię, obudowa z tyłu z łatwością odpada a bateria jedzie po posadce. Zayn patrzy na mnie w szoku, a ja mam ochotę się przewrócić. 
      Opieram się o stół i dopiero po chwili do mnie dociera, że przyjaciel zadał mi pytanie. 
     – Moja matka... – więcej słów nie chce przejść mi przez gardło, ale na twarzy Nortona pojawia się zrozumienie. 
      Siadam na krześle i ukrywam twarz w dłoniach.
      Przez kilkanaście sekund panuje cisza, którą przerywa dzwonek do drzwi. 
      – Spodziewasz się kogoś? – pyta Zayn, a ja kręcę głową. 
      – Możesz?  przyjaciel od razu wie, o co mi chodzi.
      Wstaje od stołu i idzie do drzwi. Otwiera je i słyszę jego pytanie:
      – Nathan?
    Przez moment zastanawiam się, czy znam jakiegoś Nathana. Wychodzę z jadalni i powoli podchodzę do drzwi. 
    W drzwiach stoi szesnastoletni Nathan Howard, brat Ricky. Jego krótkie włosy są równie brązowe jak jego siostry, ale wzrostem jej nie dorównuje. Ode mnie jest niższy z 8 centymetrów, a od Zayn 10. Patrzy na nas i nie wie, od czego zacząć. 
       – Hej, Nathan  witam go, a chłopak wreszcie z siebie wykrztusza:
       – Ricky zniknęła.
Ciąg dalszy nastąpi...
Snow-Falling-Effect