Music

sobota, 29 kwietnia 2017

Rozdział 2.3

   Pokój Angeliki wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Dziewczyna jednak nie zwracała na to uwagi, a siedzący obok na łóżku Kyle miał coś zupełnie innego na głowie. 
   - Nie wierzę - mruknął siedemnastolatek. - Po prostu nie wierzę. Swanson zapłaci mi za wszystko...
    Chłopak był tak zdenerwowany, że aż trzęsły mu się ręce. 
    Angelika patrzyła na niego z zaniepokojeniem, ale i lekkim rozdrażnieniem. Odkąd przyszli do jej domu, Kyle mówił tylko o Danielu i o tym, jak ten upokorzył go na oczach wszystkich. Dziewczyna nie zamierzała go uświadamiać, że to po części była jego wina. Nikt mu nie kazał upubliczniać tego pokręconego filmiku. 
    - Może odezwałabyś się wreszcie? - parsknął Kyle, patrząc Angelice prosto w oczy. 
   - Co mam ci powiedzieć? - warknęła nastolatka, która zaczynała mieć tego wszystkiego po dziurki w nosie. 
    - Że mam rację?! - zapytał Kyle retorycznie. - Że Swanson jest ciotą i...
    - Czy możemy choć na moment nie rozmawiać o Danielu? - zapytała Angelika, wstając z łóżka i podeszła do uchylonego okna. 
    Kyle spojrzał na nią, jakby go spoliczkowała. I bardzo dobrze, pomyślała, ja nie jestem w jakimś trójkącie z Danielem na czele
    - Ty w ogóle nic nie rozumiesz...
    - To mi wyjaśnij! - warknęła Angelika i otworzyła szerzej okna. 
    Chłodne powietrze owionęło jej twarz i nastolatka poczuła się o wiele lepiej. Od problemów Kyle'a powoli robiło jej się niedobrze. Chciała być dobrą dziewczyną, ale jak można znosić człowieka, który zamiast porozmawiać o nich, woli rozprawiać o chłopaku, za którym oboje nie przepadają. Angelika nie była w stanie tego zrozumieć. Usłyszała, jak Kyle podnosi się z łóżka i wzdrygnęła się nieznacznie, kiedy położył swoje dłonie na jej biodrach.
    - Czemu musisz być taka uparta? - zamruczał cicho. 
    - Ja jestem uparta? - żachnęła się nastolatka. - Ty chyba nie widziałeś mnie jeszcze upartej.
    - Może - zaśmiał się Kyle i jego dłonie zaczęły powoli zsuwać się coraz niżej. 
    Angelika zadrżała, co nie uszło uwadze chłopaka. 
    - Próbujesz mnie zdekoncentrować? - zapytała. 
     Kyle nie odpowiedział.
    Po kilku sekundach ciszy odwrócił ją i zaczął namiętnie całować. Z początku Angelika wahała się, ale po chwili odwzajemniła pocałunki. 


***

    Richard Swanson chodził to w lewo, to w prawo. Poza mężczyzną i Danielem siedzącym na niewygodnym krześle w szpitalnej poczekalni nikogo nie było.
    - Jak można być tak nieodpowiedzialnym? - pytał sam siebie zdenerwowany mężczyzna. - Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Miałeś pilnować siostry, a ty ją po prostu zostawiłeś. 
    - A co, miałem z nią zostać i czekać aż skończy swoje romanse? - przerwał mu młody Swanson, a Richard zgromił go spojrzeniem. 
    - TAK! - krzyknął mężczyzna. - Powinieneś był z nią tam zostać! Co ty sobie myślałeś? 
     - Na pewno spodziewałem się, że do domu chłopaka Maddie wparują wielkie węże - warknął Daniel, patrząc ojcu prosto w oczy. - Bo to przecież takie normalne! 
     - Powinieneś był...
     - Powinienem był co? - parsknął Daniel i wstał ze swojego miejsca. - No co? To chyba ty jesteś jej ojcem, nie ja. To ty powinieneś jej pilnować. Ja mam siedemnaście lat, nie muszę myśleć o wszystkim. 
    Richard patrzył na syna w szoku. Mężczyzna miał nadzieję, że kłótnie w tym stylu mieli już za sobą. Najwyraźniej to była tylko cisza przed burzą. 
    - To wiecznie ja muszę pilnować, czy Maddie i Mike mają się dobrze, i tak dalej. Ty najczęściej nie kiwniesz palcem. - Kontynuował Daniel z bólem w głosie.
    - Przecież muszę pracować...
    - I przesiadujesz w pracy - warknął siedemnastolatek. - Co ty tam w ogóle robisz? 
    Richard nie wiedział, co powiedzieć. 
  - Robię wszystko, żebyś miał wszystko, żeby cała wasza trójka miała wszystko - mruknął cicho mężczyzna. 
    - I powiedz mi szczerze - zaczął Daniel - czy ja wyglądam, jakbym miał wszystko? 
    Oczy nastolatka błyszczały, a w sercu ziała pustka. 
    - Jeśli mówisz, że chcesz, żebyśmy mieli wszystko, to gdzie jest mama? 
    Richard zamknął usta i spojrzał na ścianę. 
    Wtedy do ich dwójki podszedł jakiś sanitariusz i zaprowadził ojca Daniela do sali Maddie. Młody Swanson został sam na korytarzu, walcząc z myślami. 
    Wiedział, że jego słowa bardzo zraniły ojca, ale musiał to powiedzieć. Musiał to z siebie wreszcie wyrzucić. Daniel miał nadzieję, że jego wyznanie sprawi, że poczuje się lepiej, ale tak się nie stało. 
     Pomyślał o Maddie i Samie, i wtedy przypomniał sobie o jeszcze innej osobie. Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer. Po kilku sekundach usłyszał głos brata:
    - Daniel? Gdzie jesteś? Gdzie wy wszyscy jesteście? 
    Mike chyba dopiero co się obudził, stwierdził Daniel. 
    - Wszystko w porządku w domu? - zapytał. 
    - Tak, a co ma być? - parsknął Mike i po dłuższej chwili dodał: - Czemu spałem w twoim pokoju?
    - Ty mi powiedz - stwierdził starszy brat wymijająco. - Włącz sobie jakiś film, ale nie wychodź z domu!
    - Czemu miałbym wychodzić z domu? - zdziwił się Mike. - Wszyscy moi znajomi wyjechali...
    - Po prostu nie wychodź. Ja niedługo przyjadę. 
    - Dobra, pa - mruknął młodszy brat i rozłączył się.


***

     Z perspektywy Daniela:
    Po raz ostatni patrzę na Szpitalny Oddział Ratunkowy, który tętni życiem mimo zbliżającej się północy. Wokół karetek przemieszczają się sanitariusze, prowadząc rozmowy między sobą, a kilka samochodów opuszcza właśnie szpitalny parking. 
    Nagle wieje mocniej wiatr, więc zapinam czarną bluzę z kapturem, którą mam na sobie. Ruszam spokojnym krokiem w stronę domu i pogrążam się w rozmyślaniach. 
    Lekarze powiedzieli, że Maddie i Sam mieli dużo szczęścia. Więcej jadu tych węży i najprawdopodobniej nie przeżyliby. Nie potrafiono jednak stwierdzić, do jakiego gatunku owe gady należały. To tak naprawdę niepokoi mnie najbardziej. Jestem prawie na sto procent pewien, że to nie były zwyczajne węże. 
     Po krótkiej rozmowie z sanitariuszami mój tatuś zaczął się na mnie wyżywać i zwalać jak zwykle na mnie całą winę. Czemu on musi taki być, myślę. Nigdy nie pomyśli, jak ja mogę się czuć, a przecież niby z niego taki odpowiedzialny rodzic, taki zainteresowany... 
    Jasne, prycham. Też mi zainteresowanie. Nawet się nie zapytał, czy ze mną wszystko w porządku...
     I ni stąd, ni zowąd myślę o Meredith. Mam nadzieję, że bezpiecznie wróciła do domu. W myślach ganię się za to, że nie poprosiłem jej o numer telefonu. Teraz nie mam nawet jak się upewnić, czy z nią wszystko w porządku. Ech... 
     Mam nadzieję, że Maddie i Sam wyzdrowieją. 
     W głębi ducha mam również nadzieję, że cały ten dzień jest tylko snem. 
Ciąg dalszy nastąpi...

sobota, 22 kwietnia 2017

Rozdział 2.2

   Daniel podchodzi na czworakach do siostry i próbuje ją ocucić. Maddie po kilku sekundach otwiera z trudem oczy i usta. Bierze długi, głęboki oddech i szepcze: 
   - Sam!
   Swanson patrzy na chłopca i na jego dłoń w paszczy ogromnego węża. Chce się do niego zbliżyć, ale gad macha ostrzegawczo ogonem. Siedemnastolatek przez chwilę zastanawia się, co może zrobić i nagle go olśniewa. 
   - Maddie! Gdzie tutaj może być siekiera? 
    Siostra patrzy na niego zdziwionym wzrokiem, ale cicho odpowiada:
   - Chyba w schowku... przy wejściu. 
    Daniel kiwa lekko głową i oznajmia, że za chwilę wróci. Maddie chce coś powiedzieć, ale nie ma na to siły. Chłopak jak najszybciej potrafi wybiega z pokoju i dobiega do schodów. Rozgląda się, ale Meredith zniknęła. Daniel woła jej imię, ale nie dostaje odpowiedzi.  Prawie przelatuje przez schody i zaczyna szukać schowka. W końcu go odnajduje, ale drzwi do środka są zamknięte. Myśli Swansona szaleją. Otwórzcie się, otwórzcie się. OTWÓRZCIE SIĘ, DO CHOLERY!!! 
    Nastolatek odwraca się, aby poszukać czegoś do ich wyważenia, a wtedy słyszy jakieś skrzypienie. Zwraca głowę do tyłu i nie wierzy własnym oczom. Drzwi schowka stoją dla niego otworem. Daniel jest w szoku. Zastanawia się, czy on tego dokonał. Po chwili wchodzi do środka, zapala światło i bierze do ręki ciężką siekierę. 
    Co ja tu robię, myśli chłopak. Rusza z powrotem na górę do siostry. Droga tam zajmuje mu zaledwie kilka sekund i pierwszym co robi jest złapanie węża pożywiającego się Samem za ogon. Ciągnie go z całych sił i zaskoczony gad poddaje się. Wypuszcza dłoń chłopaka Maddie z paszczy i w następnej sekundzie rzuca się z głośnym sykiem na Daniela. Chłopak reaguje instynktownie. Zamachuje się siekierą i rozpoławia niebezpieczne zwierzę. Wąż w dwóch częściach pada na ziemię i przestaje się poruszać. 
    Daniel z ulgą wypuszcza ostre narzędzie z dłoni i zbliża się do Maddie. Chce pomóc jej wstać, ale ona oznajmia, że da sobie radę. Choć robi to z trudem, udaje jej się podnieść. 
   - Pomóż mu! - mówi dziewczyna, wskazując na Sama. 
    Swanson schyla się po chłopaka i układa jego prawe ramię na swoich barkach. Sam coś cicho pojękuje, a z jego policzka nie płynie już krew. Pozostał tam tylko długi, czerwony ślad. 
    Cała trójka wydostaje się z pokoju i powolnym krokiem schodzi na parter budynku. Daniel przez cały czas zastanawia się, co się stało z Meredith. Dziewczyna po prostu zniknęła. I nagle rozlega się dźwięk rozbijanych talerzy. 
   Swanson zatrzymuje się w pół kroku i zaczyna nasłuchiwać. W międzyczasie podtrzymuje Sama, a prawą ręką Maddie i oboje zaczynają mu ciążyć. 
   - Meredith? - głośne pytanie Daniela przerywa całkowitą ciszę.
   - Daniel? - głos dziewczyny wywołuje u chłopaka natychmiastową ulgę. - Gdzie jesteś? 
   - Tutaj! - krzyczy Swanson i po chwili ma ochotę palnąć się w twarz. 
    Ta odpowiedź nic jej przecież nie powie. 
   - Przy drzwiach wyjściowych! - mówi głośno siedemnastolatek, a w odpowiedzi słyszy po raz kolejny dźwięk rozbijanych naczyń. 
  Kilka metrów dalej w kuchni Meredith próbuje odwrócić uwagę wielkiego węża, rzucając w ścianę porcelanę. 
    Chwilę później Daniel słyszy tupot stóp i z ciemności w głębi domu wybiega zdyszana dziewczyna.
   - Uciekajmy stąd! - mówi i cała czwórka w pośpiechu opuszcza mroczną posiadłość. 

***

    Phoebe i Zayn siedzieli na werandzie domu dziewczyny i patrzyli w gwiazdy. 
  - Nie rozumiem, po co Kyle zrobił ten filmik - wyznała Phoebe i spojrzała na przyjaciela. - Czy on nie zdaje sobie sprawy, że zrobił z siebie jakiegoś stalkera? 
 - Najwyraźniej nie - odparł Zayn. - Wychodzi na to, że jest większym idiotą, niż myślałem...
   - I o co w ogóle chodzi z Angeliką? - parsknęła Phoebe. - Oni są razem, czy co?
   - Na to chyba wygląda - mruknął krótko przyjaciel. 
    Widać było, że chłopak pogrążył się we własnych myślach. Pheebs zaczęła rozmyślać, czego mogą one dotyczyć. Miała wrażenie, że wszyscy, których znała zachowywali się bardzo dziwnie tego dnia. Zayn kilkakrotnie popadał w zadumę, a Daniel pobił się z Kyle'm, na którego do tej pory nie zwracał większej uwagi. Angelika najwyraźniej wołala tego dupka niż ich, Ricky zaginęła w akcji i od rana Phoebe w ogóle jej nie widziała. Z nią samą też było chyba coś nie tak. O co chodziło z tą jaskinią i czemu nie mogła sobie o niej nic przypomnieć? I wtedy pomyślała o Arii, którą Zayn miał niby zobaczyć. Może to było tylko przywidzenie? Tylko niby czemu, skoro oni nie utrzymywali jakiegoś bliższego kontaktu... Zayn nie miał nawet powodów o niej myśleć...
   - Czemu nie chcesz powiedzieć Danielowi o tym, że wydawało ci się, że ją widziałeś? - wypaliła nagle Phoebe, a Zayn spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. 
   - Nie wiem - burknął cicho nastolatek i odwrócił wzrok. 
  - Jasne - parsknęła dziewczyna. - Bo tak najprościej, prawda? Lepiej nikomu nic nie mówić... 
   - O co ci chodzi? - zapytał Zayn, a Phoebe z bólem odpowiedziała:
   - Ciągle mi czegoś nie mówisz. Mam wrażenie, że otoczyłeś się jakimś murem...
   - Nie - odparł Zayn i westchnął. - Chodzi o Arię. 
   - Co? - zdziwiła się Phoebe. - Co z nią?  
   - Powiedziałem Danielowi to i mogę powiedzieć tobie...
   - Ale o czym? 
      Zayn spojrzał przyjaciółce prosto w oczy i wyznał z pewnością w głosie:
  - Byłem zakochany w Arii. W sumie to nadal jestem.
    Na chwilę zapanowała cisza. Phoebe starała się przetrawić to, co właśnie usłyszała. Takiej nowiny się nie spodziewała. 
   - To wiele wyjaśnia - powiedziała w końcu. - Od kiedy tak masz? 
   - Od zeszłorocznych wakacji. 
    Phoebe kiwnęła głową i oznajmiła:
   - Wejdźmy do środka. Robi się zimno. Nie rozumiem lata... 
     Zayn zaśmiał się. 
    Phoebe otworzyła drzwi i zapytała: - Mogę zrobić kakao, jeśli masz ochotę?
   - Jasne - przyjaciel uśmiechnął się.
    Oboje weszli do środka i Zayn zamknął za nimi drzwi. 

***

    Taksówka podjechała na parking Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Ze środka wysiedli najpierw Meredith i Daniel, a potem Maddie i bardzo osłabiony Sam. 
    Daniel podszedł do okna kierowcy i kiedy ten podał mu cenę, nastolatek krzyknął:
   - ILE? Ile pan chce za jazdę tym rzęchem? To nawet nie była jazda, tylko jakaś katorga...
   - Licz się ze słowami, chłopczyku - parsknął mężczyzna o nieprzyjemnej twarzy. - Płać!
   - Nie wierzę - mruczał pod nosem Daniel, kiedy podeszła do niego Meredith i położyła mu rękę na ramieniu.
   Siedemnastolatek spojrzał na nią, a ta wręczyła kierowcy plik kilku banknotów. Mężczyzna posłał jej uśmieszek, podniósł szybę i bardzo szybko odjechał. 
    Cała czwórka patrzyła za pędzącym autem jeszcze przez kilka sekund. 
    W końcu ruszyli w stronę szpitala. Kiedy już weszli do środka, zrobili dobre wejście: Daniel podtrzymujący Sama na ramieniu i Maddie za rękę, obok nich Meredith. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i poobijanych. 
    Jakiś sanitariusz zobaczył ich i od razu podszedł, pytając co się stało. Odpowiedzi udzielił mu Daniel:
   - Ten tutaj - wskazał na Sama - miał rękę prawie pożartą przez węża, moja siostra...
    Mężczyzna spojrzał na nastolatka, jak na kosmitę:
   - Jakiego węża? U nas w mieście rzadko są jakiekolwiek...
   - Teraz już są normalnie - parsknął chłopak i kontynuował: - Nie wiem, czy mojej siostrze czegoś nie zrobiły, ale jest osłabiona. Mi żaden wąż nic takiego nie zrobił, ale Meredith została ugryziona w dłoń. 
   - Możesz pokazać? - zapytał sanitariusz, a Meredith posłała Danielowi dziwne spojrzenie. 
    Jednak pokazała dłoń lekarzowi, a ten przyjrzał się jej z zastanowieniem. 
   - Miałaś jakieś objawy po ugryzieniu?
   - Zostałam na chwilę sparaliżowana - odpowiedziała nastolatka. 
    Mężczyzna przez chwilę nic nie mówił:
   - Przyjmą was od razu, tylko jest z wami ktoś pełnoletni? 
    Daniel z Meredith spojrzeli po sobie. 
   - Musicie po kogoś w takim razie zadzwonić - powiedział sanitariusz. 
   - Nie będzie takiej potrzeby, Roderick - oznajmił znajomy głos. 
    Daniel z przerażeniem spojrzał na przybyłego właśnie mężczyznę. Richard Swanson spojrzał na syna z lekko hamowaną złością. 
   - Tata - szepnął chłopak i miał ochotę wyparować. 
Ciąg dalszy nastąpi...

sobota, 15 kwietnia 2017

Rozdział 2.1

    Hotel Pawie Oko był dziwnym miejscem. Octavian podczas swojego krótkiego pobytu zdążył zauważyć ludzi rozmawiających o zaplanowanej orgii, jak i barmana dosypującego coś do drinka pewnej kobiety, która chwilę potem wylała na niego zawartość doprawionego napoju. Uwadze mężczyzny nie umknął również fakt, że w hotelu wyczuwalna była aura demona. 
    Octavian zjadł już wieczorny posiłek i położył się do łóżka, by wypocząć po całym dniu. Wynajęty przez niego pokój był w rzeczywistości klitką, ale jemu to nie przeszkadzało. Ważne za to było wygodne łóżko, na którym mógł się wyspać. 
    Mężczyzna zgasił lampkę stojącą na stoliku i zamknął oczy. Po kilku minutach pogrążył się we śnie.
    Drzwi do jego pokoju uchyliły się nieznacznie, skrzypiąc. Octavian przewrócił się na bok przez sen i odetchnął głośno. Długi wąski cień przemknął po podłodze z ledwie słyszalnym sykiem. Wąż wpełzł po nodze łóżka i zaczął zbliżać się do szyi mężczyzny. Kiedy stworzenie zaczęło podnosić głowę, Octavian szybkim ruchem złapał je i podpalił za pomocą myśli. Kilka sekund później zamachnął się i wyrzucił płonącego węża za otwarte okno. Gad upadł na trawę z głośnym sykiem, a trawiący go ogień po chwili zgasł. Wąż wkrótce zniknął w gęstej trawie. 
    Octavian zapalił lampę i przez chwilę badał pokój co do obecności innych węży, żadnych jednak nie wyczuł. Mężczyzna zgasił światło i ponownie pogrążył się we śnie. 
    Piętro niżej wąż o podobnym wyglądzie zaczął dusić zmęczonego po pracy barmana. Człowiek otworzył szeroko oczy i widząc oplatającego jego szyję gada zaczął się z nim szamotać. Wąż był jednak nieustępliwy i zaczął owijać się coraz mocniej, aż mężczyzna nie był w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Po kilkunastu sekundach barman wydał ostatnie tchnienie, a zwierzę postanowiło zpełznąć z jego łóżka. Swój wzrok skierowało w stronę sparaliżowanej jadem kobiety, która leżała na podłodze i wpatrywała się w niego z przerażeniem. Wąż zaczął pełznąć powoli w jej stronę, a ona nie była w stanie nic zrobić. Gad zbliżył się do jej bosych stóp i na chwilę po prostu zamarł. Nagle otworzył szeroko paszczę i zaczął bardzo powoli pochłaniać stopę kobiety, zaczynając od palców. 

***

    Z perspektywy Daniela:
    Uderzenie jak na mnie było silne. Kyle przy okazji o coś się potknął i przewrócił się na plecy. Czułem na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, w tym Zayna, Phoebe i Meredith. Głos Angeliki przerwał panującą wokół ciszę:
   - Czy ty jesteś nienormalny, Swanson? 
    Nie zdążyłem jednak się odezwać, ponieważ Kyle zdążył już wstać i przywalił mi pięścią w twarz. Zatoczyłem się lekko do tyłu, a on bez ceregieli rzucił się na mnie. Upadłem z jękiem na piasek i po chwili biliśmy się już obaj. 
    Kilka sekund później przygniatający mnie ciężar zniknął. Podniosłem wzrok i zobaczyłem, jak Zayn zrzuca ze mnie czerwonego na twarzy Kyle'a. Chłopak wrzasnął:
   - Pieprz się, Zayn! To nie jest twoja sprawa. 
   - A właśnie, że jest kiedy atakujesz mojego najlepszego przyjaciela - odparował Norton i odepchnął go od siebie. 
   - Naprawdę? - wycedził Kyle i otarł usta z krwi. - On myśli tak samo? 
   - Co to ma niby znaczyć? - pyta Zayn, ale Kyle uśmiecha się przez chwilę głupkowato. 
   Mój przyjaciel przenosi wzrok na mnie i pomaga mi się podnieść. 
   - Dzięki - mówię cicho, a Kyle w końcu się odzywa:
   - Może nic, może wszystko. Dowiesz się wkrótce, Zayn.
    Phoebe w końcu nie wytrzymuje i zabiera głos:
   - Nikt nie będzie brał udziału w twojej chorej grze!
    Kyle patrzy na moją przyjaciółkę z największą odrazą:
   - Nie zostałaś tutaj nawet zaproszona, więc zamknij się! Angie miała rację co do ciebie, ty mała głupia...
    Phoebe uderza go z liścia w lewy policzek. 
    Chłopak patrzy na nią z miną, jakby chciał jej oddać. 
   - Skończyliśmy tutaj! - odzywa się Zayn. - Chodźmy! 
    Phoebe podchodzi do nas, a zaraz za nią Meredith. 
   - Wszystko w porządku? - pyta mnie, na co ja tylko kiwam głową. 
    Patrzę ostatni raz w stronę Kyle'a, a on odwzajemnia moje spojrzenie. Nie wiem czemu. ale mam wrażenie, jakby mój przeciwnik wygrał los na loterii. 
    Mijamy Angelikę, ale żadne z nas nie patrzy w jej stronę. Kątem oka dostrzegam, jak jej twarz wykrzywia słabo hamowana złość. 
    Znajdujemy się w takiej odległości, że nie dochodzi już do nas muzyka, kiedy Meredith pyta: - O co chodzi z tym chłopakiem, którego uderzyłeś? 
    Przez chwilę nie odzywam się, zastanawiam się nad doborem słów. 
   - Kyle jest świnią - mówię. - Tyle na razie powinnaś wiedzieć. 
    Meredith nie komentuje tego w żaden sposób, wydaje się być pogrążona we własnych myślach. 
    Chwilę później wychodzimy z lasu.
   - Ktoś mi powie, od kiedy Angelika kręci z Kylem? - pyta Phoebe, kiedy przechodzimy przez ulicę. 
   - Chyba od dawna - odpowiadam. 
   - Wydają się być bardzo zaprzyjaźnieni - cedzi Phoebe. - Co ona w ogóle sobie myśli?!
    Nagle przypomina mi się coś, co mój ojciec kazał mi zrobić. Maddie...
   - Ja tam skręcam - oznajmiam. - Muszę odebrać siostrę...
   - Ja też idę w tamtą stronę - odzywa się Meredith. 
   - No to idźcie razem - mówi Zayn, a nieznaczny uśmiech tańczy mu na ustach. 
    Phoebe patrzy to na niego, to na Meredith i na mnie i już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, kiedy Zayn ciągnie ją za rękę. 
   - Chodź! Daniel musi odebrać siostrę. 
    Patrzę na przyjaciela z przymrużeniem oka, bo wiem dokładnie, o czym sobie myśli. 
   - Widzimy się jutro - mówię. - Cześć.  
   - Pa, pa - mówi Zayn i razem z Pheebs ruszają w przeciwnym kierunku. 
   - Masz śmiesznych przyjaciół - odzywa się Meredith i dodaje: - Widać, że można na nich polegać. 
    W odpowiedzi kiwam tylko głową. Spoglądam w rozgwieżdżone niebo i myślę o tym, co powiem ojcu o dzisiejszym zajściu. Lepiej powiedzieć mu samemu, niż czekać, aż dowie się o tym od kogoś innego. 
    Oprócz nas w okolicy nie ma nikogo. To dosyć dziwne, bo o tej porze roku ludzie normalnie spędzają czas na dworze. 
   - Jesteśmy - mówię, rozpoznając dom Sama. Obok stoi ten Hotel Pawie Oko, który nie zachwycał wyglądem.
    Jakiś czas temu Maddie pokazała mi to miejsce, kiedy byliśmy razem na spacerze. Łatwo można było wywnioskować, że przeprowadzany był tam remont. Na podwórku za ogrodzeniem stały taczki, a obok wielkie wory wypełnione różnymi rzeczami. 
    W domu Sama nie palą się światła. 
   - Oni już śpią? - dziwi się Meredith, a ja tylko marszczę brwi. 
    W ciszy wchodzimy na teren posesji. Znajdując się już na ganku, dzwonię do drzwi, ale nikt nie odpowiada. Wtedy dostrzegam, że drzwi są lekko uchylone. Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. 
   - To normalne u was normalne zostawiać drzwi otwarte na noc? - pyta cicho Meredith. 
   - Nie - szepczę i otwieram szerzej drzwi.
    We wnętrzu panują nieprzeniknione ciemności. 
   - Jesteś pewny, że chcesz tam wejść? - pyta mnie dziewczyna, a ja mówię, że tak. 
    I przychodzi do mnie rewolucyjna myśl. Wyciągam z kieszeni jeansów komórkę i wpisuję numer Maddie. Słyszę sygnał połączenia, ale nikt nie odbiera. Dźwięk telefonu rozbrzmiewa na górnym piętrze. 
   - Aha - mówię tylko. 
   - Idę z tobą - mówi nagle Meredith. 
   - Jesteś pewna? Ja mam złe przeczucia. - Wyznaję cicho. 
   - To pewnie jakiś głupi żart - mówi dziewczyna. - Ale wolę iść z tobą niż zostać tutaj sama.
   - Dobrze - odpowiadam.
    Patrzymy na siebie przez chwilę, a potem razem wkraczamy w ciemność.

***

    Wszechobecna cisza daje się Meredith i Danielowi we znaki. Oboje czują jednak, że nie są sami w tym budynku. W którymś momencie dziewczyna omal się nie przewraca. 
   - Jezu - warczy nastolatka. 
   - Nic ci nie jest? - pyta Swanson zaniepokojony. 
   - To nic, tylko się poślizgnęłam - odpowiada Meredith i przygląda się plamie, w którą wdepnęła. 
   - Co to jest? - zastanawia się Daniel, a towarzyszka od razu udziela mu odpowiedzi:
   - To krew. 
    Daniel wybałusza na nią oczy. W te pędy rusza na schody prowadzące na górne piętro. Meredith podąża za nim i nagle słyszy jego krzyk. Coś oplotło się wokół jego nogi i chłopak przewraca się. Nastolatka chce mu pomóc, ale inny wąż próbuje ją zatrzymać, atakując ją. Meredith odkopuje gada, a ten odlatuje z głośnym sykiem. 
    Tymczasem Swanson próbuje wyswobodzić się ze splotu węża, ale nie udaje mu się to. Przypełza kolejny wąż i oplata się wokół drugiej nogi. Po chwili oba gady zaczynają ciągnąć go po podłodze. Meredith próbuje uwolnić chłopaka, ale jeden z węży gryzie ją w dłoń. Przez moment dziewczyna patrzy ze zdziwieniem na ranę, a sekundę później pada jak długa na ziemię. Daniel krzyczy coś do niej, ale Meredith nie reaguje, może patrzyć tylko na sufit. 
    Siedemnastolatek podejmuje kolejną próbę uwolnienia się, ale kończy się ona niepowodzeniem. Kilkanaście sekund później węże puszczają go i Daniel podnosi głowę. Znajduje się w pokoju, a oprócz niego są tam jeszcze jakieś dwie inne osoby. Swanson skupia wzrok i rozpoznaje nieprzytomną Maddie opartą o ścianę. Obok niej siedzi Sam z szeroko otwartymi oczami. 
    Daniel nie jest w stanie wydobyć z siebie słowa. Z policzka chłopaka Maddie sączy się krew, a jego lewa dłoń znajduje się w paszczy ogromnego węża. 
Ciąg dalszy nastąpi...

sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 1.10

    Z perspektywy Daniela:
    Nienawiść to ponoć bardzo silne uczucie i ja nie mogę się z tym nie zgodzić. Patrząc na stojącego naprzeciwko mnie Kyle'a, coś rozrywało mnie od środka. Ten dupek tymczasem szczerzył się, jakby wygrał los na loterii. 
   - Pomóc ci w czymś? - warknęła Phoebe, patrząc na naszego rówieśnika. 
    Russell zmierzył ją wzrokiem, a jego oczy rozbłysły. Nie odezwał się jednak ani słowem. 
    - Zgubiłeś się, biedaku? - zapytał Zayn. - Tutaj niczego dla siebie nie znajdziesz. 
    - A tu się mylisz - zaśmiał się Kyle. - Jest tutaj Swanson, a ja chcę mu coś powiedzieć.
   - Niby co? - odezwałem się, walcząc z mdłościami. - My nie mamy o czym rozmawiać. 
    Kyle pokręcił głową i oznajmił: - Mam nadzieję, że zostaniesz do samego końca. - Spojrzał na swój telefon i dodał: - Ja muszę lecieć. Widzimy się później. 
   - Raczej nie - prychnęła Phoebe, patrząc na odchodzącego chłopaka. - Co to miało być?? - Powiedziała tak głośno, że kilka sposób spojrzało w naszym kierunku. - On już naprawdę nie ma co robić...
    Ja tymczasem wpatrywałem się w horyzont. Wdychałem świeże powietrze, próbując oczyścić umysł, ale nie było to łatwe. Moje myśli powędrowały ku Ricky i zacząłem się zastanawiać, czemu nie przyszła na imprezę. Mógłbym z nią wtedy pogadać i powyjaśniać kilka spraw. Miałem jednak świadomość, że to tylko czyste spekulacje. Ricky nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, nie chciała utrzymywać kontaktu. Co poradzić, stwierdziłem, sam się o to prosiłem.
   - Daniel, słyszałeś? - zapytała Phoebe, wyrywając mnie z zamyślenia. - Idziemy po coś do picia. Idziesz z nami? 
    Pokręciłem głową: 
   - Posiedzę sobie tutaj. - Uśmiechnąłem się lekko i dodałem: - Ale przynieście mi coś dobrego...
   -  Robi się - oznajmił Zayn i klepnął mnie po ramieniu. 
    Razem z Phoebe odwrócili się i poszli w stronę głośnego tłumu. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w otaczającą mnie przyrodę. Do moich uszu dochodził dźwięk poruszanych wiatrem gałęzi, latających mew i szumu fal rozbijających się o brzeg. Rozprostowałem nogi na piasku, żeby poczuć się jeszcze bardziej rozluźnionym. Nie przeszkadzało mi nawet to, że był on chłodny w dotyku. 
   - Mogę się przysiąść? - zapytał dziewczęcy głos.
    Otworzyłem szeroko oczy i podniosłem wzrok. Zobaczyłem stojącą nade mną blondynkę o niezwykłej urodzie. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, a kosmyki jej włosów były delikatnie poruszane przez wiatr. Po sekundzie odwzajemniłem uśmiech i zaprosiłem ją, żeby się do mnie przyłączyła. 
   - Będzie piękna noc - oznajmiła, kiedy już usiadła obok. - Jestem Meredith. 
   - Ja jestem Daniel - odparłem i dodałem: - Uwielbiam oglądać rozgwieżdżone niebo. 
   - To widać - zaśmiała się dziewczyna. - Często tu przychodzisz? 
    Zastanowiłem się nad odpowiedzią i pokręciłem tylko głową. 
   - Naprawdę? - zdziwiła się. - Pomyślałam, że lubisz tak spędzać czas. 
  - Już od dłuższego czasu raczej nie - mruknąłem tak, żeby nie usłyszała. Głośniej już powiedziałem: - Nie lubię nadmiernie rozmyślać. 
   - Coś się stało? - zapytała współczującym głosem Meredith, patrząc na moją twarz.
   - Nie chcę o tym mówić - oznajmiłem szybko. - To nie jest temat na imprezę. 
    Po chwili milczenia nastolatka wyznała:
   - Rozumiem cię. Ja sama też staram się nie popadać w zamyślenie. - Głos Meredith drżał, kiedy wypowiadała kolejne słowa. - Kiedy kilka lat temu moja mama odeszła, nie mogłam się z tym pogodzić. Przepłakałam wiele nocy, ale to nic nie zmieniło. Dlatego wolę nie zastanawiać się, co było czy będzie i żyć chwilą. 
    Popatrzyłem na nią, czując narastającą gulę w żołądku i szepnąłem: - Przykro mi.   
   - Teraz już mi lepiej - powiedziała nastolatka. 
    Po raz kolejny spojrzałem w mroczny nieboskłon. 
   - Moja mama... Ona też odeszła - wyznałem i postanowiłem wyrzucić nareszcie z siebie myśl o kobiecie, która mnie urodziła. - Zostawiła mnie, moją siostrę i brata, tatę. - Dodałem z bólem w głosie. - Po prostu któregoś dnia zniknęła. Wzięła wszystkie swoje rzeczy i wybyła. Jak gdybym nic dla niej nie znaczył...
    Wspomnienie o mamie bolało jak diabli. Zawsze, gdy o niej pomyślałem, widziałem, jak śpiewa mi "Sto lat" na dziesiąte urodziny, jak wręcza mi prezenty na Gwiazdkę, czy jak trzyma mnie za rękę podczas pobierania krwi. Jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. 
    W oczach wzbierają mi się łzy. Temat mamy był jak puszka Pandory: raz wypuszczony na świat nie chciał z niego odejść. 
   - Przepraszam - odezwała się Meredith, patrząc mi prosto w oczy. - Nie wiedziałam, że to dla ciebie takie trudne, nie pytałabym... 
   - Nic się nie stało - wyjąkałem, powstrzymując łzy. 
    Jakimś cudem mi się to udało. 

***


   - Może powiesz mi, co się z tobą dzieje... - powiedziała Phoebe, kiedy razem z Zaynem podeszli do beczki z piwem.

    Szesnastolatek spojrzał na przyjaciółkę rozkojarzony. Widać było, że myślami był zupełnie gdzie indziej.
   - Co ma się dziać? - zapytał. - Nie wiem, co masz na myśli.
    Phoebe powstrzymała się od wrzaśnięcia, choć miała na to wielką ochotę. Uśmiechnęła się krzywo i odpowiedziała: - Od jakiegoś czasu zachowujesz się bardzo dziwnie. Zadaję ci pytanie, a ty mnie albo nie słyszysz, albo nie chcesz słyszeć. Co jest, Zayn? 
    Chłopak spojrzał na Pheebs z mieszanymi uczuciami i szepnął:
   - Wydaję mi się, że widziałem Arię.
   - Co? - Phoebe wybałuszyła oczy. - Jak to widziałeś Arię? Gdzie? Kiedy? 
   - Na plaży dziś wieczorem. Kiedy do mnie mówiłaś, a ja cię nie słuchałem... Jestem prawie pewny, że to była ona. 
    Phoebe zmarszczyła lekko brwi, bo nie wiedziała, co powiedzieć. 
   - Czemu dopiero teraz mi to mówisz? - zapytała w końcu.
    Zayn rozejrzał się po otaczającym ich tłumie nastolatków i odpowiedział:
   - Nie wiem. Po prostu... nie wiem, co mam myśleć. Jeśli Aria jest tu gdzieś w okolicy, czemu po prostu nie wróci? Coś jest nie tak. 
    Phoebe pokiwała głową i zapytała: - Powiemy Danielowi? 
   - Po co? Nie ma sensu robić mu nadziei, skoro nawet nie jestem pewny, czy ją widziałem. - Oznajmił Zayn, patrząc na przyjaciela rozmawiającego z Meredith. 
   - Okej - powiedziała cicho Phoebe, spoglądając ze zdziwieniem na Nortona. 
   - Muszę się napić - stwierdził szesnatolatek i nalał sobie piwa do plastikowego kubka. 
    Phoebe jeszcze raz spojrzała na przyjaciela i sama sobie nalała. 

***


    Z perspektywy Daniela:

   - Jakie masz rodzeństwo? - zapytała Meredith, patrząc w gwiazdy. - Wspominałeś wcześniej, że masz brata i siostrę. 
   - Hmm - zastanowiłem się. - Da się z nimi przeżyć, choć na przykład moja siostra nie ma za grosz poczucia prywatności. Co chwilę wchodzi do mojego pokoju bez pukania.
    Meredith roześmiała się uroczo. 
   - Mój braciszek za to za często wpakowuje się w jakieś kłopoty...
    Przed oczami pojawił mi się obraz brata lecącego do paszczy Tentakuli i zadrżałem. 
   - A ty masz jakieś rodzeństwo? - zapytałem. 
    Moja rozmówczyni skrzywiła się i przez chwilę nic nie mówiła. W końcu oznajmiła:
   - Mam starszą siostrę... Od dłuższego czasu nie jesteśmy w dobrych stosunkach. Co tu dużo mówić, moja siostra mnie nie cierpi. Przez większość dzieciństwa znęcała się nade mną na różne sposoby...
   - Przepraszam - szepnąłem. Miałem ochotę palnąć się w twarz. 
   - To nic - odparła Meredith silniejszym głosem. - Nie mogę pozwolić, by dogoniła mnie przeszłość. 
    Przy ostatnich słowa nastolatka odwróciła wzrok i spojrzała w stronę tłumu. Nie skomentowałem jednak jej zachowania. Ledwie ją znałem, nie musiała mi się z niczego tłumaczyć. 
    - Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym - zaproponowałem. - Od dawna jesteś w Wildfire? 
    - Od jakiegoś czasu - powiedziała cicho Meredith i nagle otworzyła szerzej oczy. - Co się tam dzieje? 
     Spojrzałem w tamtym kierunku i odpowiedziałem: - Szykują ekran projekcyjny. Będzie film...

***

   - Coś ty jej zrobiła? - zapytała Ricky słabym głosem. - Gdzie ona poszła?
    Nastolatka siedziała przy ścianie jaskini ze związanymi rękami i nogami. 
    Mona zaśmiała się złośliwie i odparła:
   - Kazałam jej pójść do... Jak mu tam? Aaa, Daniel. - Mona wypowiedziała imię byłego chłopaka Ricky z lubością. - Wciąż ci na nim zależy, prawda? 
    Dziewczyna nie odpowiedziała, ale Mona uśmiechnęła się szeroko.
   - Wiem, że tak. Mnie nie oszukasz. - Po chwili dodała: - Powiem ci szczerze, że nie wiem, dlaczego. On cię rzucił, prawda? Tak. - Sama sobie odpowiedziała. - Rzucił cię, ale ty wciąż się o niego martwisz. To urocze... i słabe. 
    Ricky wykrzywiła usta i wymamrotała:
   - Nie masz pojęcia, czym są prawdziwe uczucia do drugiej osoby. 
   - Czyżby? - Mona podeszła do nastolatki i pochyliła się ku niej. - Żyję dłużej, niż potrafisz sobie wyobrazić, dziecinko. Wiem, czy są prawdziwe uczucia, jak je nazwałaś. Obdarowywałam nimi, i sama była obdarowywana. 
   - I co? - zapytała Ricky. - Szczęście się skończyło?
    Twarz Mony wykrzywiła furia, ale po chwili zniknęła. Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i odparła: - Tak, skończyło się. Wszystkie dobrze kiedyś się kończy... Zawsze tak było i zawsze będzie. 
    W jaskini zapanowała cisza. 

***

    Z perspektywy Daniela:
   - Nie przepadasz za nim? - zapytała Meredith, wskazując na Kyle'a. 
    Mój bardzo dawny przyjaciel rozmawiał właśnie z Angeliką, co mnie trochę zdziwiło. Nie miałem pojęcia, że oboje utrzymują jakiś kontakt ze sobą. 
   - Aż tak to widać? - zapytałem retorycznie, a Meredith pokiwało lekko głową. 
   - Jak długo się znacie? - zainteresowała się dziewczyna. 
   - Za długo - odparłem krótko. 
    Nie miałem ochoty o nim rozmawiać. Nie po tym, co zaszło między nami. Dla mnie temat Kyle'a był skończony. 
   - Podejdziemy bliżej, żeby zobaczyć, co przyszykowali? - zaproponowała Meredith. 
   - Jasne - mruknąłem bardziej z grzeczności niż rzeczywistego zainteresowania.
    Razem przeszliśmy kawałek drogi i stanęliśmy w pewnej odległości od Kyle'a i Angeliki. 
    - Naszykowałaś wszystko? - usłyszałem głos chłopaka, na co Angelika przewróciła oczami i parsknęła, że zrobiła to już dawno temu. 
    Byłem ciekaw, co takiego ta dwójka mogła przygotować razem. 
    Ktoś włączył rzutnik i na ekranie projekcyjnym pojawił się pulpit laptopa Angeliki. Na tapecie ustawiła oczywiście siebie podczas gry w siatkówkę. Skromnisia, stwierdziłem w myślach z uśmiechem. 
    Poczułem dotyk dłoni na ramieniu i zobaczyłem Phoebe oraz Zayna stojących obok Meredith i mnie. Norton podał mi kubek z piwem, a Phoebe Meredith. Każdy się sobie przedstawił i wymienił kilka zdań między sobą, żeby przełamać lody. 
    Poczułem się o wiele lepiej. Noc była piękna i młoda, a ja stałem wśród ludzi, którzy mieli rzeczywistą ochotę ze mną porozmawiać. 
   - Co to kurwa ma być? - głos Phoebe wybił się ponad gwar. 
    Zmarszczyłem brwi i podążyłem ze jej spojrzeniem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na ekranie zaczęły przewijać się zdjęcia z Arią i ze mną sprzed kilku miesięcy. Poszczególne ujęcia przedstawiały różne momenty naszej znajomości: jak rozmawiamy, siedząc na szkolnym murku, jak spacerujemy po parku czy nawet jak stoimy w kolejce w McDonaldzie. Po jakimś czasie zaczęły pojawiać się zdjęcia prezentujące niedawno minione wydarzenia: jak wchodzę do sklepu "Biurowe Życie", jak wchodzę do domu Angeliki czy jak siedzę z Meredith na piasku. Wszystkie ostatnie foty były zrobione dzisiejszego dnia... 
    W końcu spektakl się skończył. Wśród zgromadzonego tłumu panowała nienaturalna cisza, a wzrok ludzi był skierowany głównie w moją stronę. W głowie mi szumiało. 
   - Daniel? - zapytał Zayn cicho. - Wszystko w porządku?
    Nie udzieliłem mu odpowiedzi. 
   - Daniel - kojący głos Meredith również na mnie nie podziałał. 
   - Nie rób tego - powiedziała cicho Phoebe, tak żeby reszta nie usłyszała. 
    Spojrzałem na nią i wiedziałem, że doskonale zdawała sobie sprawę, co zamierzałem zrobić. 
   - Za późno - szepnąłem i ruszyłem wolnym krokiem w stronę projektora. 
    Ludzie ustępowali mi z drogi, ale prawdopodobnie dlatego, że wyglądałem, jakbym miał upaść, niż dlatego, że się mnie bali. W głowie miałem mętlik, a jedna myśl goniła następną. Słyszałem, jak przyjaciele podążyli za mną, ale to nie miało znaczenia. 
   Stanąłem obok ekranu i patrzyłem, jak Kyle zbliża się do mnie z uśmiechem królującym na ustach. 
   - I jak? - zapytał. - Mam nadzieję, że ci się podobało... 
    Serce biło mi jak oszalałe. Czułem na sobie wzrok obecnych, a panująca cisza stawała się nie do zniesienia. Przepełniały mnie różne uczucia: dojmujący smutek, żal, ból. Jednak w tamtej chwili najbardziej przemawiała do mnie kipiąca wewnątrz nienawiść. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu, co zrobię. Ja zrobiłem to, co uważałem za stosowne.
  Moja prawa ręka uniosła się w powietrzu. Nim ktokolwiek zdołał się poruszyć, przywaliłem z całej siły Kyle'owi w twarz. 
    
Koniec rozdziału 1.
Snow-Falling-Effect