Niedziela,
19 czerwca 2016, godzina 8:55
Ktoś
wykrzykuje jego imię, Daniel był tego pewien. Siedemnastolatek
od-nosił wrażenie, jakby stał na kołyszącym się statku. Podłoże,
na którym się znajdował, trzęsło się, chybotało, aż w końcu
Swanson przewrócił się na brzuch.
Daniel
otworzył oczy i ziewnął przeciągle. W uszach lekko mu szumiało,
a usta jak zwykle były suche i popękane. Chłopak oblizał wargi i
dopiero wtedy skupił się na dźwiękach z otoczenia.
Pierwszym,
co usłyszał, było czyjeś dobijanie się do frontowych drzwi.
Jak
to znowu ten chory facet... Nastolatek
skrzywił
się na wspomnienie ojca Kyle'a. Kilka sekund później rozległo się
wołanie: „DANIEL!!! DA-NIEL!!!”.
Daniel
zamrugał, stwierdził, że to nie jednak nie był sen, wstał z
łóżka i po znalezieniu klapek zszedł z piętra.
— Kto
tam? — zapytał, podchodząc do drzwi.
— Zayn
— odparł znajomy głos.
Swanson
praktycznie wyrwał drzwi z zawiasów. Na widok najlepszego
przyjaciela kamień spadł mu z serca. Twarz Daniela rozjaśnił
uśmiech. Idąc z Nortonem do kuchni, wyrzucał z siebie: — Gdzieś
ty się podziewał? Twoja mama odchodzi od zmysłów. Martwiłem się,
że coś ci się stało.
— Bo
rzeczywiście coś mi się stało — odparł Zayn, siadając przy
stole. Rę-ce całe mu drżały.
Daniel
przysiadł się do chłopaka i z zaniepokojeniem czekał na ciąg
dal-szy.
— Poszedłem
do Czarnego Węża.
Swanson
zamrugał oczami i parsknął:
— Co
takiego?! Po coś do niego polazł?
— Byłem
pewny, że on przetrzymuje Arię — odpowiedział Zayn, wpatrując
się w stół.
Zapanowała
cisza. Daniel przetrawiał słowa przyjaciela, a ten z powodu swojej
głupoty pragnął zapaść się pod ziemię.
— Proch
szaleństwa — mruknął Swanson, na co tym razem Norton zamru-gał:
— Co
takiego?
— Proch
szaleństwa. Obaj byliśmy pod jego wpływem. To on namącił ci w
głowie.
Zayn,
słysząc to, odetchnął z wyraźną ulgą. To dobrze,
pomyślał. Już myślałem, że jestem walnięty.
Daniel
wbił wzrok w szesnastolatka.
— On
cię wypuścił, czy co? Mam na myśli, że poszedłeś do niego, a
on od tak po prostu pozwolił ci odejść?
Zayn
wzruszył ramionami.
— Nie
wiem. Pamiętam, że ugryzł mnie jeden z jego węży. Potem...
— Ugryzł
cię wąż?! — Swanson podniósł głos. — Czemu nie poszedłeś
do szpitala?!
— Powiedział,
że nic mi nie będzie, a ja mu uwierzyłem. Jak wychodzi-łem,
uśmiechał się do mnie.
Daniel
nie dowierzał własnym uszom.
— Zapamiętałeś,
że uśmiechał się do ciebie?! Może jeszcze zaprosił cię na
randkę, ale tego nie pamiętasz?
— Coś
takiego na pewno bym zapamiętał! — odparł Zayn pewnie. — Tak
sądzę.
Swanson
przewrócił oczami i wzniósł je do góry. Ty sobie ze mnie
kpisz, pomyślał.
— Nie
mam na to siły — wyznał. — Zróbmy tak: ty zadzwonisz do swojej
mamy i powiesz jej, że wszystko z tobą w porządku. Później
pójdziesz do szpitala i sprawdzisz, czy rzeczywiście tak jest.
Tymczasem ja pójdę do Octaviana i spróbujemy odnaleźć
dziewczyny. Mamy mało czasu.
Norton
kiwnął głową na znak zgody i zniknął za drzwiami.
Daniel
westchnął i nalał sobie szklankę zimnej wody.
***
Niedziela,
19 czerwca 2016, godzina 9:52
— Nie
potrafię ich odnaleźć! — oznajmił Octavian po raz setny i
prawdo-podobnie ostatni. — Zaklęcie tropiące nic nie dało, jakby
twoje przyjaciółki rozpłynęły się w powietrzu. — Mężczyzna
westchnął i podrapał się po głowie. — Muszę przyznać, że
dawno się z czymś takim nie spotkałem.
Daniel
w milczeniu przysłuchiwał się członkowi Rady. Ze złożonymi na
piersiach rękami przyglądał się rozłożonej na stoliku mapie i
leżącej przy niej misce, w której znajdowały się jakieś
ubrania.
— Nie
potrafię też zrozumieć, czemu Czarny Wąż puścił Zayna wolno.
To bardzo dziwne... Czy Zayn mówił, co on mu powiedział? Może...
Octavian
paplał dalej, tymczasem Swanson podszedł do stolika i spojrzał na
fioletową bluzę i niebieski t-shirt — był pewny, że gdzieś już
je kiedyś widział.
— Czy
to są rzeczy Phoebe i Ricky? — zapytał, na co jego rozmówca
kiwnął głową. — Możesz mi powiedzieć, skąd je masz?!
Danielowi
albo
się przywidziało, albo twarz mężczyzny zrobiła się czer-wona.
— No
więc... pożyczyłem te rzeczy z domów twoich koleżanek.
Nastolatka
zatkało. Po prostu wszedł sobie tak do ich domów i jeszcze
wziął z nich po pamiątce.
— Próbujesz
przez to powiedzieć, że włamałeś się do nich,
przeszukałeś je i zabrałeś z nich ich ubrania? — zapytał
Daniel z udawaną nonszalancją.
Octavian
ponownie kiwnął głową, a Swanson wziął głęboki oddech i
po-wiedział:
— Ich
ubrania były potrzebne do zaklęcia tropiącego...
To
nie było pytanie, ale członek Rady i tak przytaknął.
— Czemu
nie zadziałało? I czemu... — Daniel podniósł właśnie bluzę z
mis-ki, a ta była cała mokra i lepiąca się. — Czy to jest sok
pomarańczowy?!
— Tak
— odparł Octavian i spojrzał w okno. — Nie miałem żadnego
innego napoju, a substancja w stanie ciekłym jest konieczna do
rzucenia zaklęcia.
Siedemnastolatek
zmrużył oczy i otworzył lekko usta. Mężczyzna czekał
cierpliwie, aż ten coś powie.
— Bo
przecież nie było wody w kranie — mruknął Daniel. — Nieważne.
Co...
Octavian
nie usłyszał reszty pytania, bo zagłuszył ją trzask wyważanych
drzwi. Za nimi stał uśmiechnięty od ucha do ucha Czarny Wąż.
Swanson
odwrócił się, a wtedy czarodziej powiedział „Hello!”
i machnął ręką. Niewidzialna siła odrzuciła siedemnastolatka na
ścianę, a uderzając w nią, Daniel krzyknął i padł nieprzytomny
na podłogę. Fioletowa bluza wypad-ła mu z rąk.
— Co
do ciebie — mruknął Czarny Wąż, patrząc na Octaviana. — To
mam inne plany. — Dodał i zacisnął wyciągniętą przed
mężczyzną pięść.
Członek
Rady przewrócił się i ostatnim co zobaczył, był podchodzący do
niego ze złośliwym uśmieszkiem czarodziej.
***
— Mam
nadzieję, że wygody Hotelu Wąż są dla ciebie wystarczające —
oz-najmił z ironią Czarny Wąż, kiedy Octavian otworzył oczy.
Członek
Rady siedział na drewnianym krześle, ręce i nogi miał związane
grubym sznurem. W głowie mu wirowało, kończyny miał bezwładne.
Zosta-łem ukąszony, pomyślał.
Mężczyzna
niespokojnie rozejrzał się dookoła i uświadomił sobie, że to
musi być magazyn, o którym opowiadał Daniel.
— Nie
mamy tu kablówki, ani nawet rybek w wielkim akwarium, ale nie martw
się, na czas twojego pobytu zapewnimy ci towarzystwo. Przywitaj się
z moimi pupilkami.
Octavian
zwrócił z trudem wzrok na prawo i wzdrygnął się. Przy ścianie
wiły się dziesiątki oślizgłych gadów, które od razu syknęły,
gdy mężczyzna na nie spojrzał.
Po
coś mnie tu sprowadził?,
zapytał siebie członek Rady.
Czarny
Wąż, jakby czytając
mu w myślach, powiedział:
— Pewnie
zastanawiasz się, co tu robisz. Cóż — czarodziej uśmiechnął
się pod nosem. — Z kilku powodów. Pierwszy, bez ciebie Daniel
pozostanie bez opieki, bez wsparcia kogoś doświadczonego, a to na
pewno w znacznym stopniu go osłabi.
Octavian zatrząsł się ze złości, co nie umknęło Czarnemu Wężowi.
Męż-czyzna przewrócił oczami i wzruszył ramionami:
— Nic
na to nie poradzę. Ty za to nie masz nic do gadania, bo zabieram cię
w darmową podróż do...
— Do?
— Zgadnij
— powiedział Czarny Wąż i zachęcająco zamachał dłońmi, jak
małe dziecko.
Octavian
milczał. Przy okazji rozglądał się, szukając czegokolwiek, co
mogłoby pomóc mu w ucieczce, ale nic takiego nie znalazł. Z
bezsilności za-cisnął wargi.
— Zgadnij,
no, zgadnij — powtarzał czarodziej, a mina rzedła mu coraz
bardziej. — Ech, niszczysz całą zabawę. Wybierasz się w podróż
w jedną stronę. No więc...
— ...
Czarny
Wąż wydął wargi w wyrazie niezadowolenia. Mężczyzna pokręcił
głową i parsknął:
— Nie
wymyślam wskazówek na poczekaniu, wiesz? Mógłbyś się chociaż
postarać.
— Nadal
nie rozumiem...
— Nie
zauważyłem — mruknął Czarny Wąż z sarkazmem. — Dobra,
wygra-łeś, powiem ci! Czeka na ciebie bilet do Podziemia.
Octavian
wytrzeszczył oczy.
— Wreszcie
jakaś reakcja — czarodziej uśmiechnął się z politowaniem. —
Przykro mi, przyjacielu. Tak już działa ten świat. Raz żyjemy, a
raz nie. Sko-ro ja chcę zostać tutaj, ktoś musi zająć moje
miejsce po Drugiej Stronie.
Na
początku miał być to Sam, ale przyszedł mi do głowy inny, lepszy
plan. Chłopak, jak wróci, dostanie inne zadanie, a tymczasem bez
ciebie Daniel pozostanie bez wsparcia. Nie będzie wiedział, co
robić, dzięki czemu nie bę-dzie mógł mi przeszkodzić. Tak samo
jak i ty. Widzisz, same korzyści!
Z
każdym kolejnym słowem Octavian robił się coraz bardziej zły i zrezyg-nowany.
Mężczyzna starał się znaleźć wyjście ze swojej sytuacji, ale
nic nie przychodziło mu do głowy. Spróbowałby przepalić sznury, ale czuł się na to za słaby — poza tym obawiał się, że mógłby podpalić i siebie. W końcu pomyślał o swoim podopiecznym i stwierdził:
Eureka.
Daniel
ma ogromny potencjał. Muszę zwrócić na siebie jego umysł. Może
wtedy mnie zobaczy...
— Przykro
mi bardzo, ale ktoś musi — oznajmił Czarny Wąż odwrócony do
swojego więźnia plecami.
Octavian
w ogóle go nie słuchał — wytężał tylko siły, by młody
Swanson wpadł na jego trop.
Ciąg
dalszy nastąpi...
Rozdział 4.5 w sobotę 31 marca ok. 20:00!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz