Music

piątek, 26 maja 2017

Rozdział 2.6

    Phoebe siedziała na sofie z laptopem na kolanach i przeglądała swoją tablicę na Facebooku. Co jakiś czas zerkała na pogrążonego jeszcze we śnie Zayna, który rozwalił się na jej łóżku. Nastolatka dziwiła się, jak zdołali przespać razem noc i jedno nie zrzuciło drugiego na podłogę. Nagle chłopak otworzył oczy i spojrzał w jej stronę, na co ona błyskawicznie odwróciła wzrok. 
    - Która jest godzina? - zapytał Zayn zachrypniętym głosem i ziewnął przeciągle. 
      Phoebe spojrzała na zegar u dołu ekranu i odparła:
    - 8:50. 
    - Aha - westchnął szesnastolatek i zaczął wpatrywać się w sufit. 
     Phoebe mimowolnie znowu na niego spojrzała i zalała ją fala rozgoryczenia. Czemu już tak musi być, że jeśli jakiś chłopak przypadnie mi do gustu to musi czuć coś do innej. Owszem, bardzo lubiła Arię, dziewczyny blisko się przyjaźniły, ale nie mogła znieść myśli, że Zayn woli ją, a nie Phoebe. Co za wredna ze mnie jędza, przeszło jej przez myśl. Jestem beznadziejna...
     - Co się dzieje, Pheebs? - głos Zayna sprowadził ją na ziemię. - Wszystko w porządku?
     - Taa - mruknęła nastolatka i wróciła wzrokiem na ekran laptopa. 
    Norton zszedł z łóżka i przysiadł się obok przyjaciółki na sofie. Podążył za jej spojrzeniem i poczuł ukłucie w sercu. Phoebe przeglądała właśnie galerię swoich zdjęć z Arią, które były zrobione na przestrzeni wszystkich lat ich wspólnej znajomości. 
     Najnowsza fotografia na ekranie przedstawiała całą ich paczkę: Arię, Zayna, Daniela, Ricky, Angelikę, Aaron i oczywiście Phoebe. Zdjęcie było zrobione rok temu na plaży przez Toma, z którym od tamtego czasu nie mieli żadnego kontaktu. 
     Phoebe pamiętała tamten dzień, jakby to było wczoraj. Pogoda była przepiękna. Słońce niemiłosiernie przygrzewało, ale nadmorski wiatr stanowił na nie idealne antidotum. Cała ich ósemka wybrała się nad wodę, żeby uczcić początek wakacji i spędzić wspólnie pierwszy dzień wolności. 
     Rano spotkali się w domu Aaron, który mieścił się kilka metrów od piaszczystej plaży. Z okna jej pokoju był doskonały widok na tętniące życiem morze i bezchmurne niebo. Dziewczyna siedziała na swoim wielkim łóżku i patrzyła, jak reszta powoli zbiera się w środku. Daniel z Zaynem, którzy ubrali się jak bliźniacy w te same białe koszulki polo i jasnoniebieskie szorty, rozmawiali o falach, które zamierzali złapać na desce surfingowej. 
  - W telewizji mówili, że wiatr jest idealny - wtrąciła Aria, która właśnie przyszła i usiadła obok Aaron. 
   - Wy w ogóle umiecie pływać? - zapytał Tom stojący przy drzwiach do pokoju. Wiszący na jego szyi złotawy naszyjnik rozbłysnął w świetle słońca. 
      Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego dziwnym wzrokiem. Brązowowłosy chłopak Aaron od dłuższego czasu okropnie dokuczał każdemu z osobna i nikt nie miał pojęcia, skąd u niego się to brało.  
    - O co ci chodzi, Tommy? - zapytała stojąca przy oknie Phoebe, podnosząc wzrok znad ekranu telefonu. 
     - Tak tylko pytam - odparł nastolatek, krzywiąc lekko zauważalnie wargi. 
   - Gdzie jest królowa Angelina? - zapytała Aaron, chcąc zmienić temat. - Chyba umawialiśmy się na dziesiątą. 
      Nikt nie udzielił jej odpowiedzi, bo Angelika zawsze się spóźniała i nic nie mogło tego zmienić. 
         Po jakimś czasie rozległ się dzwonek do drzwi. 
     - OTWARTE! - zawołał Daniel i mrugnął do Aaron, która zaśmiała się cicho. 
     Ich zachowanie nie umknęło oczywiście Tomowi, który zmrużył oczy i zacisnął pięści. 
         Angelika wparowała do środka niczym królowa i oznajmiła:
     - Możemy już iść, moja świto. 
       Wszyscy przewrócili oczami i po kilku sekundach wyszli z domu Aaron. Blond włosa dziewczyna trzymała Toma za rękę, ale między nimi można było wyczuć napięcie. 
     W międzyczasie dołączyła do nich Ricky, której opóźnienie wynikało z obietnicy danej rodzicom, że zaopiekuje się młodszą kuzynką. Biedna musiała czekać do ostatniej chwili na ich powrót z delegacji by oni sami mogli przejąć pieczę nad małą. 
       Już na plaży wszyscy rozsiedli się na przyniesionych w plecakach torbach oraz kocach i rozmawiali o byle czym. Morze szumiało, a w oddali słychać było skrzeczenie mew. Podmuchy silnego wiatru mierzwiły wszystkim włosy i napełniały ich płuca wartościowym jodem.
     Daniel wyjął ze swojego granatowego plecaka wodę mineralną i napił się, bo było wyjątkowo gorąco. Angelika westchnęła teatralnie i zakryła twarz białym letnim kapeluszem. Zayn pytał właśnie Arię, czy wzięła może olejek do opalania, kiedy głos chłopaka rozległ się nienaturalnie blisko uszu Phoebe:
      - Halo, jesteś tutaj? 
        Phoebe zamrugała, spojrzała na siedzącego obok przyjaciela i uśmiechnęła się tylko. 
      - O czym tak myślałaś? - zapytał Zayn i po raz kolejny spojrzał na fotografię. 
      - O tym naszym plażowaniu - odparła nastolatka i odwróciła wzrok. 
   Wspomnienie urwało się, ale Phoebe doskonale pamiętała, jak nie mogła się powstrzymać i patrzyła na Zayna biegającego za Danielem bez koszulki. Jego złotawa skóra bardzo jej się podobała, a jego szerokie ramiona jeszcze bardziej...
   - Chcesz mi coś powiedzieć? - zapytał nagle Zayn i Phoebe spojrzała na niego z przerażeniem. 
         Wszystkiego się domyślił. Boże, co za idiotka ze mnie...
      - To znaczy? - zapytała dziewczyna, siląc się na spokój. 
       Czuła, że jej twarz robi się cała czerwona, a serce bije jak szalone. Nie była gotowa na rozmowę, a już zwłaszcza nie po części "Zakochałem się w Arii rok temu i szczerze to nadal ją kocham". 
     - Co o tym wszystkim myślisz? Aria mi się przywidziała, czy naprawdę ją zobaczyłem...
       Phoebe odetchnęła z ulgą. Po dłuższej chwili ciszy wyłączyła galerię zdjęć i całego laptopa, a potem odłożyła urządzenie na biurko. 
      - Nie mam zdania - oznajmiła. - Może chciałeś ją zobaczyć, a może nie. Nie wiem... Po prostu nie wiem. 
         Phoebe wróciła myślami do tego feralnego wyjścia na plażę zeszłego lata. Owszem, ona bawiła się przednio podziwiając Zayna, ale nie wszystkim było tak różowo. Aaron uśmiechała się do wszystkich, ale w jej oczach Phoebe potrafiła dostrzec niewytłumaczalny strach. Chciała ją nawet o to zapytać, ale zawsze obok był Tom emanujący wiecznym chłodem. Chłopak nigdy nie odstawiał Aaron na krok, co któregoś razu wypomniał mu Daniel. Tom spojrzał na niego, jak na robaka którego za moment zdepcze, ale nie zrobiło to na Swansonie większego wrażenia. Aria tymczasem co rusz zerkała na Daniela z błyskiem w oczach, ale chłopak zdawał się tego nie zauważać. On był wpatrzony w Ricky, która i jemu nie pozostawała dłużna. W oczach Phoebe Aria zachowywała się jak ona sama, wzdychająca w tajemnicy do obiektu swoich westchnień i nie zamierzająca się z tym ujawniać. 
         Wieczorem tego samego dnia do Phoebe zadzwoniła Aaron i oznajmiła, że wyjeżdża do swojej babci na bliżej nieokreślony czas. Na pytanie dlaczego dziewczyna oznajmiła, że musi wyrwać się z miasteczka, do którego wprowadziła się z rodzicami cztery lata wcześniej. Phoebe pamiętała swoje pytanie, czy Tom ma coś z tym wspólnego, ale przyjaciółka ani nie potwierdziła, ani też nie zaprzeczyła. Pożegnały się i obiecały codziennie do siebie pisać. Phoebe z chęcią by ją odwiedziła, ale babcia nastolatki mieszkała w Polsce, czyli dobry kawałek od Wildfire i Phoebe po prostu nie było stać na bilet na samolot. 
        Następnego dnia okazało się, że Tom również wyjechał, tylko bez słowa pożegnania. Nikt bynajmniej za nim nie tęsknił, ale Phoebe obawiała się o bezpieczeństwo Aaron. Podczas rozmowy telefonicznej przyjaciółka zapewniła ją, że wszystko z nią w porządku i że zerwała z Tomem. 
    - Phoebe! Nie rób tak więcej! - zawołał Zayn i po raz kolejny sprowadził ją do rzeczywistości. 
       - Przepraszam, przepraszam - zawołała dziewczyna. - Już nie będę. 
         Norton uśmiechnął się i objął ją przyjacielsko ramieniem. 
       - Nie musisz się tak już mną przejmować - oznajmił chłopak, a Phoebe spojrzała na niego, mrużąc oczy. 
        - Kto mówił, że ja się o ciebie martwię? - zapytała żartobliwie, a Zayn zaśmiał się i odparł:
         - Widzę to w twoich oczach.
          Och, on nie może tak mówić. Nie do mnie...
        - Chodźmy zjeść śniadanie - zawołała nagle nastolatka i szybkim ruchem podniosła się z sofy. - Lepiej, żeby nas nie było, kiedy przyjadą moi rodzice. Nie byliby zachwyceni wiadomością, że w moim pokoju spał chłopak. 
         - Żeby to pierwszy raz - parsknął Zayn i przewrócił oczami. 
         - Zawsze pod ich obecność - westchnęła Phoebe z nostalgią i oboje wyszli z pokoju. 
Ciąg dalszy nastąpi...

czwartek, 18 maja 2017

Rozdział 2.5

    Czwartek, 16 czerwca 2016, godzina 8:32
    Z perspektywy Daniela:
    Obudziły mnie krzyki. Otworzyłem szeroko oczy i natychmiast podniosłem się z łóżka. Odgłosy kłótni dochodziły z zewnątrz więc niewyspany podszedłem do otwartego w nocy okna. Przez chwilę nie wierzyłem własnym oczom. 
   Na podwórku przed domem stał mój tata, a przed nim jakiś wrzeszczący facet, który wyglądał, jakby miał się zaraz na niego rzucić. Miał całą czerwoną twarz, a jego ręce przez cały czas się trzęsły. Poza tym mężczyzna kogoś mi przypominał. 
    Spróbowałem wysilić pamięć, a w międzyczasie zacząłem mu się przysłuchiwać.
   - Co ten twój synalek sobie myśli? - warknął osobnik, zaciskając jedną z pięści. - Że kim on jest? 
    - Nadal nie powiedziałeś, o czym ty mówisz - odparł niewzruszenie mój tata. 
     Nie widziałem jego twarzy, bo stał do mnie odwrócony plecami, ale z jego głosu można było wyczytać podenerwowanie. 
     Sam zacząłem się zastanawiać, o czym ten dziwny facet mówi. Czemu w ogóle porusza mój temat? Jego twarz była znajoma, ale poza tym nie miałem pojęcia, kim on jest.
     - Uderzył mojego syna w twarz - wysyczał i zbliżył się do mojego ojca. - Bez powodu, przy innych...
       Otworzyłem na oścież usta. Wszystko stało się jasne. Dlatego ten facet wydawał się taki znajomy... To był ojciec Kyle'a. 
        I wtedy nasze oczy się spotkały. Przez moment widziałem w nich taki gniew, że aż mnie zatkało. Po chwili była w nich tylko pustka. 
    - Co się tam czaisz? - zawołał do mnie mężczyzna i minął mojego tatę, żeby się do mnie przybliżyć. - Zejdź na dół. Zobaczymy, czy będziesz taki mądry, kiedy to ja ci przyłożę...
      - Wynoś się stąd, Russell! - odezwał się Richard. - I nigdy więcej się tu nie pokazuj. 
    - Najpierw porozmawiam sobie z twoim synkiem! - odparł ojciec Kyle'a i ruszył w stronę drzwi do domu.
        Przeszedł mnie dreszcz. Wtedy ktoś, zapewne Russell, zaczął dobijać się do środka. Usłyszałem, jak mój tata mówi mu, żeby się odsunął, a po chwili do moich uszu doszedł dźwięk uderzenia. 
        Bez zastanowienia wybiegłem z pokoju i zbiegłem na dół po schodach aż pod same drzwi. Pociągnąłem za klamkę i zdążyłem uchylić je lekko, kiedy ktoś z zewnątrz popchnął je i uderzyły mnie one z niewiarygodną siłą w twarz. Odruchowo się cofnąłem, krzywiąc się z bólu. 
     Ktoś otworzył drzwi na oścież i oślepiło mnie poranne światło. Nie mogłem stwierdzić, czy to mój tata, czy nie. Po chwili osobnik rozwiał wszelkie moje wątpliwości:
      - Jak tam, synku? Bardzo boli? 
     Głos ojca Kyle'a był przesycony sarkazmem. Mężczyzna nie patrzył na mnie, on miażdżył mnie wzrokiem. 
     - Proszę stąd wyjść - mruknąłem, siląc się na grzeczność. 
         Zastanawiałem się, co on zrobił tacie. 
     - Za chwilę sobie pójdę - warknął mężczyzna i ruszył w moim kierunku. 
       Moje serce biło jak szalone. W jednej chwili odwróciłem się i pobiegłem w stronę kuchni. Słyszałem za sobą kroki zbliżającego się ojca Kyle'a. 
      W kuchni mój wzrok przykuła czarna patelnia znajdująca się w zlewie. Z trudem oddychając wziąłem ją do ręki i usłyszałem za sobą ciężki oddech Russella. Odwróciłem się, trzymając patelnię za sobą. 
         Widziałem w oczach mężczyzny, jak podejmuje decyzję. Już miał zamachnął się na mnie pięścią, ale ja podniosłem szybko patelnię i zadałem mu cios w brzuch. Facet zgiął się wpół, wypuszczając cały zapas powietrza z płuc. 
     - Ma pan stąd natychmiast wyjdź! - powiedziałem ostro. 
      W uszach szumiała mi krew. Patrzyłem na podnoszącego głowę mężczyznę, ale ostrzegłem go, że jeśli spróbuje ponownie mnie zaatakować, dostanie ode mnie patelnią. I tym razem nie uderzę go w brzuch, tylko w twarz. 
         Ojciec Kyle'a cały się trząsł, ale mnie posłuchał. Szedł kilka kroków przede mną, nadal trzymając ręce przy brzuchu. Wyszedł przed dom i stanął na werandzie. 
         Ja oddychałem z trudem, modląc się, by ten psychopatyczny facet zniknął mi z oczu. Nagle odezwał się, stojąc obrócony do mnie plecami:
       - Pożałujesz tego! 
       I jak gdyby nigdy nic, zszedł po schodkach na podwórko i po chwili zniknął za drzewami. Odetchnąłem głęboko z ulgą i spojrzałem na moje dłonie. Uświadomiłem sobie, że jestem cały roztrzęsiony. Odłożyłem patelnię na stojący przy drzwiach mebel i wyszedłem na zewnątrz. 
       W twarz uderzyło mnie gorące powietrze. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem tatę leżącego przy ścianie domu. Podszedłem szybko do niego i schyliłem się. Ojciec wyglądał, jakby nie żył. Nie wykonywał żadnego ruchu, a po czole spływała mu strużka krwi. 
      - Tato - odezwałem się cicho. - Tato, obudź się. 
          Przez moment nic się nie działo, ale w końcu mężczyzna otworzył oczy. Spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem i zapytał, gdzie jest ojciec Kyle'a. Przez kilka długich sekund nie odzywałem się, ale w końcu opowiedziałem, co się wydarzyło.
         Tata patrzył na mnie z narastającym przerażeniem w oczach, które po chwili ustąpiło złości. Podniósł się bez mojej pomocy i obaj weszliśmy do domu. 
        Zamknąłem za nami drzwi i oparłem się o nie, nie wierząc w to, co miało miejsce kilka minut wcześniej.
               
***

         Z perspektywy Daniela: 
     - Czemu zaatakowałeś Kyle'a? - głos ojca przebił się do mojej świadomości. 
        Spojrzałem na niego z niechęcią. Obaj siedzieliśmy obok siebie na sofie w salonie, ale i tak odnosiłem wrażenie, że dzielą nas kilometry. 
     - Ile razy mam powtarzać, że to on zaczął - burknąłem, patrząc na wyłączony ekran telewizora. - To on mnie sprowokował. Puścił jakiś chory filmik ze mną w roli głównej. - Po dłuższym zastanowieniu dodałem: - On mnie musiał śledzić...
         Spojrzałem w stronę taty, który patrzył na mnie, jakbym spadł z księżyca. 
      - I to tyle? - zapytał mężczyzna. - Uderzyłeś go z powodu jakiegoś filmiku? 
         Nie wierzyłem własnym uszom. Czyli to jeszcze była moja wina??? 
   - Były tam zdjęcia Arii i mnie - warknąłem, a ojciec spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Nie wiem, skąd on je w ogóle wziął. 
        Przez chwilę tata się nie odzywał. Patrzyłem na niego w ciszy, bo i ja nie miałem nic więcej do powiedzenia. Nie miałem ochoty na wspominanie wczorajszego starcia.
     - Bardzo mocno mu przyłożyłeś? - zapytał w końcu ojciec. 
     - Chyba - odparłem, zastanawiając się po co o to pyta. 
        Przecież i tak z góry założył, że to ja jestem winny. 
     - A czy on zrobił ci coś poważnego? 
        Wow, jeszcze się o mnie troszczysz, pomyślałem. Zdumiewające. 
     - Nic szczególnego - powiedziałem. - Poza tym nie byłem sam. 
     - To dobrze - oznajmił tata. - Cieszę się, że nie musiałeś znosić tego gnojka samotnie. 
        Czy ja dobrze słyszę? Nie, to niemożliwe. 
    - Mam nadzieję, że już nie odważy ci się podskoczyć - dodał mój ojciec, czym zupełnie mnie zaskoczył. - Zasłużył sobie na to.
     - Naprawdę? - zapytałem, patrząc na tatę w lekkim szoku. 
        Przez moment twarz mężczyzny nic nie wyrażała, ale w końcu pojawił się na niej nieznaczny uśmiech. 
      - Takie to zaskakujące? Powiem tak... Myślałem, że zaatakowałeś go bez powodu...
      - Super - mruknąłem, a tata dalej kontynuował: 
    - Powiedziałeś jednak, że ten filmik cię ubódł. Kyle nie miał prawa robić tobie ani twojej przyjaciółce zdjęć po kryjomu. Skoro jednak tak zrobił i jeszcze postanowił to upublicznić, nie dziwię ci się, że tak zareagowałeś. 
         Tata patrzył na mnie, oczekując prawdopodobnie na jakąś reakcję. Nie wiedząc od czego zacząć, zapytałem: 
       - Co zrobimy z ojcem Kyle'a? On chciał mnie zaatakować. 
     - Wiem - odparł mój tata i mimowolnie potarł o siebie swoje dłonie. - Za chwilę zgłoszę to na policję. 
       - Możesz zrobić to teraz? - zapytałem, a mężczyzna tylko pokiwał głową. 
         Kilka sekund później słyszałem, jak rozmawia z jakimś policjantem i zgłasza całe zajście. 
       - Dobrze - mruknął mój tata do telefonu. - Zaraz tam przyjadę. 
         Rozłączył się  i włożył telefon do kieszeni spodni. Spojrzał mnie i oznajmił:
       - Muszę zgłosić się na komisariat osobiście, by wszczęli postępowanie. 
         Westchnąłem głośno. Tata podszedł do mnie i mocno przytulił. Nie spodziewałem się czegoś takiego, ale zrobiło mi się ciepło na sercu. Może nie musieliśmy się wiecznie o coś kłócić. 
          Ojciec powiedział, że niedługo wróci i wyszedł z domu. 
          Wchodząc po schodach na górę słyszałem, jak przekręca zamek w drzwiach. Już w swoim pokoju zobaczyłem, że na łóżku mam gościa. 
         Tofik, bo tak nazywał się mój kot, patrzył na mnie swoimi ogromnymi czarnymi ślepiami i machał wesoło ogonkiem. Usiadłem obok niego i zacząłem głaskać po jego brązowawym futerku. Tofik zaczął głośno mruczeć i przewrócił się z jednego boku na drugi. Uśmiechnąłem się, bo on zawsze potrafił mnie rozczulić. 
        Nagle usłyszałem skrzypienie podłogi i podniosłem wzrok na otwarte drzwi do mojego pokoju. Przez chwilę nic się nie działo dopóki nie zmaterializował się w nich Octavian. Zdziwiłem się, bo w ogóle się go nie spodziewałem. 
        - Jak pan się tu dostał? - zapytałem. - Teleportacja jakaś? 
           Mężczyzna wydawał się być bardzo zaniepokojony. 
      - Niewidzialność - odparł. - Musimy porozmawiać i to szybko. - Dodał i wszedł do środka. 
Ciąg dalszy nastąpi...

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 2.4

   Richard Swanson z niepokojem przyglądał się, jak jego mała Maddie otwiera oczy. Czternastolatka w pierwszej chwili nie zauważyła ojca, który stał przy samych drzwiach. Rozglądała się po szpitalnej sali i nie miała pojęcia, gdzie jest, ani jak się tam znalazła. 
   - Maddie? - odezwał się Richard. - Jak się czujesz, córeczko? 
    Zdezorientowana dziewczyna przez chwilę nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. W końcu szepnęła słabym głosem: 
   - Dziwnie. Co się stało? Czemu tutaj jestem?
    Ojciec zbliżył się do jej łóżka i usiadł na stojącym obok krześle. 
   - Zostałaś ukąszona przez węża, ale lekarzom udało się usunąć jad z twojej krwi - powiedział mężczyzna. - Doktor powiedział, że zostaniesz na noc w szpitalu, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. 
    Na dźwięk słowa "wąż" umysł Maddie wypełniły przerażające obrazy. Zobaczyła, jak w pokoju Sama ogromny gad próbuje ją zaatakować, ale jej chłopak staje przed nią i sam odbiera atak. Na to wspomnienie w głowie rozległ się krzyk: "SAM, co z Samem?" 
    - Tato, gdzie jest Sam? - zapytała Maddie. 
     Dziewczyna spojrzała na ojca, który zrobił bardzo dziwną minę. 
    - Chyba nie...? - zaczęła. 
    - Nie - powiedział w końcu Richard. - Ten Sam... lekarz powiedział, że miał dużo więcej jadu węża we krwi niż ty i że muszą poddać go stałej obserwacji. 
     - Ale...
     - Wszystko będzie dobrze - oznajmił mężczyzna. - Sam po prostu zostanie na kilka dni dłużej w szpitalu. 
     - Dobrze. - Maddie odetchnęła z ulgą. - Mogę cię o coś zapytać? - Dodała po dłuższej chwili ciszy. 
      - Tak - Richard uśmiechnął się. - O co chodzi? 
     - O co kłóciliście się z Danielem? 
     Uśmiech spełzł z twarzy mężczyzny. Maddie przewróciła oczami i oznajmiła: 
      - Usłyszałam fragment rozmowy lekarzy. Mówili, że jakiś ojciec z synem kłócą się na korytarzu. O co chodziło? 
     Richard przez chwilę nie odpowiadał. Bolały go słowa, które wyszły z ust Daniela, ale mężczyzna zdawał sobie sprawę, że były po części prawdziwe. Mało czasu spędzał w domu, z rodziną i wtedy to Daniel musiał opiekować się swoim rodzeństwem. Siedemnastolatkowi nigdy to nie przeszkadzało, dopóki nie zaczynał się z ojcem kłócić. Wtedy zawsze któryś z nich wypowiedział jakieś gorzkie słowa i stawało się nieprzyjemnie. 
     Richard zdawał sobie również sprawę z tego, że to Daniel przeżył najbardziej odejście matki. To on był z nią najbardziej związany już w dzieciństwie. Mężczyzna nigdy nie powiedział tego na głos, ale bolał go taki stan rzeczy. 
     Kiedy matka odeszła, kiedy miała już wszystkiego dość i wyjechała, Daniel zamknął się w sobie. Trudno było się z nim porozumieć, choć nie sprawiał nadzwyczajnych problemów wychowawczych. Był tylko wiecznie smutnym, ponurym dzieckiem, który stracił zaufanie do innych ludzi.
    - O to samo, co zawsze - westchnął Richard i wykrzywił usta w uśmiechu.
    Maddie przyjrzała się twarzy ojca i posłała mu uśmiech.
    - Wszystko będzie dobrze - powiedziała. - Jestem tego pewna. 
     Richard spojrzał na córkę z miłością w oczach. Mężczyzna bardzo pragnął w to uwierzyć. 

***

    Phoebe i Zayn siedzieli na łóżku w pokoju dziewczyny i popijali gorące kakao. Pomieszczenie było dosyć małe, ale dla Phoebe dość przytulne, by uwielbiała spędzać w nim czas. Ściany były pomalowane w jej ulubionym żółtym kolorze i były pełne plakatów z piłkarzami FC Barcelony. Przyjaciele rozmawiali, a w tle rozbrzmiewał dźwięk telewizora. 
    - Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Phoebe. - Widziałeś Arię i co? Nie wydaje ci się, że to mogło być tylko przywidzenie? 
    - Mogło być i nie zaprzeczam temu - mruknął Zayn. - Przecież już ci o tym mówiłem, tylko...
     - Tylko co w takim razie? 
     - Nie myślałem wtedy o niej, ani nic z tych rzeczy. Po prostu, nagle ją zobaczyłem. 
     Phoebe milczała. Nagle odezwał się jej telefon. Siedemnastolatka spojrzała na ekran i wykrzywiła wargi.
     - Ta sucz znowu do mnie dzwoni - wycedziła. 
     Angelika już kilkakrotnie próbowała się z nią skontaktować, ale Phoebe nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę. 
     - Ale po co? - zdziwił się Zayn. - Powinna być świadoma, że po tym, co odwaliła, nikt nie będzie chciał z nią gadać. 
      - Najwyraźniej nie jest - stwierdziła Phoebe, blokując ekran telefonu i automatycznie usuwając przychodzące połączenie. - Dobra, czas obejrzeć jakiś film. Na co masz ochotę? 
      Zayn przez chwilę udawał, że się zastanawia. 
      - Horror byłby w sam raz. 
      - Żeby mnie to dziwiło - parsknęła Phoebe i wzięła pilota do ręki. 

***

    - To kiedy Maddie wraca do domu? - zapytał Mike, kiedy Daniel skończył swoją opowieść.
       - Szczerze to nie mam pojęcia - wyznał starszy brat i spojrzał na siebie w lustrze.
     Wyglądał jak siedem nieszczęść. Trupio blada cera, cienie pod oczami, potargane jak się da włosy. Daniel westchnął ciężko i odwrócił wzrok. W tamtej chwili patrzenie na siebie nie sprawiało mu żadnej przyjemności.  
    - Czyli rozumiem, że mamy cały dom dla siebie? - zapytał Mike, na co Daniel przewrócił tylko oczami. 
         Siedemnastolatek nalał sobie soku pomarańczowego do szklanki  i ruszył na górę do swojego pokoju. Będąc już w środku usiadł przy biurku i włączył komputer. Czekał z jakąś minutę, by urządzenie było gotowe do użytku i w międzyczasie zapatrzył się w nieprzeniknioną ciemność za oknem. Na mrocznym nieboskłonie można było dostrzec tylko kilka jasno świecących gwiazd...

***

     - Ciekawe - powiedziała Mona, kiedy Meredith zrelacjonowała cały wieczór. - Czegoś takiego się nie spodziewałam. 
     - O co chodzi z tymi wężami? - zapytała cicho Ricky spod ściany. 
      Przez związane ręce i nogi już dawno straciła czucie, ale nie zamierzała się poddawać. Im więcej zbierze informacji, tym lepiej dla niej. 
    - A co cię tak to interesuje, słońce? - zaśmiała się Mona, patrząc na nastolatkę. - Ach tak, pewnie martwisz się co z twoim Danielkiem...
   - To żaden mój Danielek - parsknęła Ricky, ale Mona uśmiechnęła się szeroko i oznajmiła: 
     - Ale chciałabyś, żeby był, prawda? W głębi serca wciąż o nim myślisz. Przecież już o tym rozmawiałyśmy. 
      - Nie zamierzam zwracać uwagi na twoje insynuacje - powiedziała Ricka, na co Mona przewróciła tylko oczami. 
     - Zadowolona - zapytała Meredith z siłą w głosie. - Czy jeszcze zamierzasz mnie do czegoś zmusić?
      Mona spojrzała na młodszą siostrę i posłała jej kojący uśmiech. 
      - Nie dziś - szepnęła i zaczęła przechadzać się po jaskini. 
      - Świetnie - warknęła Meredith. 
      - O co chodzi z tymi wężami? - powtórzyła swoje pytanie Ricky. 
    - Mam swoje podejrzenia - powiedziała Mona i spojrzała po raz kolejny na dziewczynę. - Jestem tylko ciekawa, po co tu przybył...
     - Kto? - zapytała Ricky. - Kto tu przybył? 
     - Dla ciebie nieważne jest kto to, bo i tak nie przeżyłabyś takiego spotkania - oznajmiła Mona. - Ale skoro mówisz - zwróciła się do siostry - że zaatakowały was te węże, to znaczy że drzwi do Podziemia są niezabezpieczone.
   - Podziemia? - zdziwiły się Ricky i Meredith, ale po chwili na twarzy tej drugiej pojawiło się zrozumienie:
     - Czyli to o nim pomyślałaś. - Stwierdziła młodsza siostra.
     Mona tylko uśmiechnęła się. Wszystko układało się doskonale...    
      
***

    Daniel szedł powolnym krokiem pośród wysokich drzew i prawie co chwilę nadeptywał na jakąś gałąź leżącą na ziemi. Wokoło panował półmrok i nastolatek ledwie widział przed sobą drogę. W którymś momencie ponownie usłyszał cichy syk, który towarzyszył mu już od jakiegoś czasu. Rozejrzał się za jego źródłem, ale w panującej ciemności nie dało się nic zobaczyć. 
       Syk rozległ się znowu, ale z bliższej odległości. Daniel zrobił kilka kroków do przodu i wyszedł spośród drzew. Przed sobą miał pustą okolicę. Ziemia była wydeptana, a najbliższym, co mógł zobaczyć, był jakiś dom widziany na horyzoncie. 
       Daniel przełknął ślinę i wtedy go zobaczył. Kilka metrów od nastolatka wił się mały wąż, który spoglądał na niego. Swanson miał wrażenie, że gad chce mu coś pokazać. Nagle stworzenie wystrzeliło do przodu i zaczęło pełznąć w nieznanym kierunku. Daniel mimowolnie ruszył za nim. 
       Swanson nie wiedział, ile czasu spędził na łażeniu za wężem, dopóki nie zobaczył powoli wyłaniającego się zza horyzontu słońca. Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. 
       Okolica robiła się coraz jaśniejsza i Daniel zobaczył przed sobą jakiś szary magazyn. Nastolatek nie potrafił sobie wyobrazić, po co ktoś go zbudował na takim pustkowiu. Wtedy jego uwagę przykuł wąż wpełzający do środka poprzez lekko niedomknięte drzwi. Swanson wszedł po chwili zanim i jego nozdrza uderzył okropny odór. 
       - Coś tu umarło? - zapytał nastolatek na głos i nagle w pogrążonym w ciemności pomieszczeniu zrobiło się jasno. 
        Daniel omal nie wrzasnął. Cały magazyn był skąpany w krwi. Każda ściana, każdy kąt - po wszystkim spływała czerwona gęsta ciecz. Nie jednak to było w tym wszystkim najgorsze. Przy ścianach leżały nieruchome postaci. Każda z nich ustawiona była w nienaturalnej pozie z otwartymi na oścież oczami. Każda z nich była martwa i każdą z nich pożywiał się ogromny wąż wielkości człowieka. 
         Swanson zrobił krok do tyłu, kiedy gad podniósł łeb i spojrzał mu prosto w oczy...
    Daniel ocknął się i zobaczył przed sobą włączony monitor komputera. Chłopak przełknął głośno ślinę i uświadomił sobie, że to był tylko sen. Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Kiedy ten gad na niego spojrzał, jego oczy nie były zupełnie zwyczajne. Były ludzkie.
Ciąg dalszy nastąpi...
Snow-Falling-Effect