Music

sobota, 1 kwietnia 2017

Rozdział 1.10

    Z perspektywy Daniela:
    Nienawiść to ponoć bardzo silne uczucie i ja nie mogę się z tym nie zgodzić. Patrząc na stojącego naprzeciwko mnie Kyle'a, coś rozrywało mnie od środka. Ten dupek tymczasem szczerzył się, jakby wygrał los na loterii. 
   - Pomóc ci w czymś? - warknęła Phoebe, patrząc na naszego rówieśnika. 
    Russell zmierzył ją wzrokiem, a jego oczy rozbłysły. Nie odezwał się jednak ani słowem. 
    - Zgubiłeś się, biedaku? - zapytał Zayn. - Tutaj niczego dla siebie nie znajdziesz. 
    - A tu się mylisz - zaśmiał się Kyle. - Jest tutaj Swanson, a ja chcę mu coś powiedzieć.
   - Niby co? - odezwałem się, walcząc z mdłościami. - My nie mamy o czym rozmawiać. 
    Kyle pokręcił głową i oznajmił: - Mam nadzieję, że zostaniesz do samego końca. - Spojrzał na swój telefon i dodał: - Ja muszę lecieć. Widzimy się później. 
   - Raczej nie - prychnęła Phoebe, patrząc na odchodzącego chłopaka. - Co to miało być?? - Powiedziała tak głośno, że kilka sposób spojrzało w naszym kierunku. - On już naprawdę nie ma co robić...
    Ja tymczasem wpatrywałem się w horyzont. Wdychałem świeże powietrze, próbując oczyścić umysł, ale nie było to łatwe. Moje myśli powędrowały ku Ricky i zacząłem się zastanawiać, czemu nie przyszła na imprezę. Mógłbym z nią wtedy pogadać i powyjaśniać kilka spraw. Miałem jednak świadomość, że to tylko czyste spekulacje. Ricky nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, nie chciała utrzymywać kontaktu. Co poradzić, stwierdziłem, sam się o to prosiłem.
   - Daniel, słyszałeś? - zapytała Phoebe, wyrywając mnie z zamyślenia. - Idziemy po coś do picia. Idziesz z nami? 
    Pokręciłem głową: 
   - Posiedzę sobie tutaj. - Uśmiechnąłem się lekko i dodałem: - Ale przynieście mi coś dobrego...
   -  Robi się - oznajmił Zayn i klepnął mnie po ramieniu. 
    Razem z Phoebe odwrócili się i poszli w stronę głośnego tłumu. Przymknąłem oczy i wsłuchałem się w otaczającą mnie przyrodę. Do moich uszu dochodził dźwięk poruszanych wiatrem gałęzi, latających mew i szumu fal rozbijających się o brzeg. Rozprostowałem nogi na piasku, żeby poczuć się jeszcze bardziej rozluźnionym. Nie przeszkadzało mi nawet to, że był on chłodny w dotyku. 
   - Mogę się przysiąść? - zapytał dziewczęcy głos.
    Otworzyłem szeroko oczy i podniosłem wzrok. Zobaczyłem stojącą nade mną blondynkę o niezwykłej urodzie. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie, a kosmyki jej włosów były delikatnie poruszane przez wiatr. Po sekundzie odwzajemniłem uśmiech i zaprosiłem ją, żeby się do mnie przyłączyła. 
   - Będzie piękna noc - oznajmiła, kiedy już usiadła obok. - Jestem Meredith. 
   - Ja jestem Daniel - odparłem i dodałem: - Uwielbiam oglądać rozgwieżdżone niebo. 
   - To widać - zaśmiała się dziewczyna. - Często tu przychodzisz? 
    Zastanowiłem się nad odpowiedzią i pokręciłem tylko głową. 
   - Naprawdę? - zdziwiła się. - Pomyślałam, że lubisz tak spędzać czas. 
  - Już od dłuższego czasu raczej nie - mruknąłem tak, żeby nie usłyszała. Głośniej już powiedziałem: - Nie lubię nadmiernie rozmyślać. 
   - Coś się stało? - zapytała współczującym głosem Meredith, patrząc na moją twarz.
   - Nie chcę o tym mówić - oznajmiłem szybko. - To nie jest temat na imprezę. 
    Po chwili milczenia nastolatka wyznała:
   - Rozumiem cię. Ja sama też staram się nie popadać w zamyślenie. - Głos Meredith drżał, kiedy wypowiadała kolejne słowa. - Kiedy kilka lat temu moja mama odeszła, nie mogłam się z tym pogodzić. Przepłakałam wiele nocy, ale to nic nie zmieniło. Dlatego wolę nie zastanawiać się, co było czy będzie i żyć chwilą. 
    Popatrzyłem na nią, czując narastającą gulę w żołądku i szepnąłem: - Przykro mi.   
   - Teraz już mi lepiej - powiedziała nastolatka. 
    Po raz kolejny spojrzałem w mroczny nieboskłon. 
   - Moja mama... Ona też odeszła - wyznałem i postanowiłem wyrzucić nareszcie z siebie myśl o kobiecie, która mnie urodziła. - Zostawiła mnie, moją siostrę i brata, tatę. - Dodałem z bólem w głosie. - Po prostu któregoś dnia zniknęła. Wzięła wszystkie swoje rzeczy i wybyła. Jak gdybym nic dla niej nie znaczył...
    Wspomnienie o mamie bolało jak diabli. Zawsze, gdy o niej pomyślałem, widziałem, jak śpiewa mi "Sto lat" na dziesiąte urodziny, jak wręcza mi prezenty na Gwiazdkę, czy jak trzyma mnie za rękę podczas pobierania krwi. Jej twarz rozjaśnia szeroki uśmiech i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. 
    W oczach wzbierają mi się łzy. Temat mamy był jak puszka Pandory: raz wypuszczony na świat nie chciał z niego odejść. 
   - Przepraszam - odezwała się Meredith, patrząc mi prosto w oczy. - Nie wiedziałam, że to dla ciebie takie trudne, nie pytałabym... 
   - Nic się nie stało - wyjąkałem, powstrzymując łzy. 
    Jakimś cudem mi się to udało. 

***


   - Może powiesz mi, co się z tobą dzieje... - powiedziała Phoebe, kiedy razem z Zaynem podeszli do beczki z piwem.

    Szesnastolatek spojrzał na przyjaciółkę rozkojarzony. Widać było, że myślami był zupełnie gdzie indziej.
   - Co ma się dziać? - zapytał. - Nie wiem, co masz na myśli.
    Phoebe powstrzymała się od wrzaśnięcia, choć miała na to wielką ochotę. Uśmiechnęła się krzywo i odpowiedziała: - Od jakiegoś czasu zachowujesz się bardzo dziwnie. Zadaję ci pytanie, a ty mnie albo nie słyszysz, albo nie chcesz słyszeć. Co jest, Zayn? 
    Chłopak spojrzał na Pheebs z mieszanymi uczuciami i szepnął:
   - Wydaję mi się, że widziałem Arię.
   - Co? - Phoebe wybałuszyła oczy. - Jak to widziałeś Arię? Gdzie? Kiedy? 
   - Na plaży dziś wieczorem. Kiedy do mnie mówiłaś, a ja cię nie słuchałem... Jestem prawie pewny, że to była ona. 
    Phoebe zmarszczyła lekko brwi, bo nie wiedziała, co powiedzieć. 
   - Czemu dopiero teraz mi to mówisz? - zapytała w końcu.
    Zayn rozejrzał się po otaczającym ich tłumie nastolatków i odpowiedział:
   - Nie wiem. Po prostu... nie wiem, co mam myśleć. Jeśli Aria jest tu gdzieś w okolicy, czemu po prostu nie wróci? Coś jest nie tak. 
    Phoebe pokiwała głową i zapytała: - Powiemy Danielowi? 
   - Po co? Nie ma sensu robić mu nadziei, skoro nawet nie jestem pewny, czy ją widziałem. - Oznajmił Zayn, patrząc na przyjaciela rozmawiającego z Meredith. 
   - Okej - powiedziała cicho Phoebe, spoglądając ze zdziwieniem na Nortona. 
   - Muszę się napić - stwierdził szesnatolatek i nalał sobie piwa do plastikowego kubka. 
    Phoebe jeszcze raz spojrzała na przyjaciela i sama sobie nalała. 

***


    Z perspektywy Daniela:

   - Jakie masz rodzeństwo? - zapytała Meredith, patrząc w gwiazdy. - Wspominałeś wcześniej, że masz brata i siostrę. 
   - Hmm - zastanowiłem się. - Da się z nimi przeżyć, choć na przykład moja siostra nie ma za grosz poczucia prywatności. Co chwilę wchodzi do mojego pokoju bez pukania.
    Meredith roześmiała się uroczo. 
   - Mój braciszek za to za często wpakowuje się w jakieś kłopoty...
    Przed oczami pojawił mi się obraz brata lecącego do paszczy Tentakuli i zadrżałem. 
   - A ty masz jakieś rodzeństwo? - zapytałem. 
    Moja rozmówczyni skrzywiła się i przez chwilę nic nie mówiła. W końcu oznajmiła:
   - Mam starszą siostrę... Od dłuższego czasu nie jesteśmy w dobrych stosunkach. Co tu dużo mówić, moja siostra mnie nie cierpi. Przez większość dzieciństwa znęcała się nade mną na różne sposoby...
   - Przepraszam - szepnąłem. Miałem ochotę palnąć się w twarz. 
   - To nic - odparła Meredith silniejszym głosem. - Nie mogę pozwolić, by dogoniła mnie przeszłość. 
    Przy ostatnich słowa nastolatka odwróciła wzrok i spojrzała w stronę tłumu. Nie skomentowałem jednak jej zachowania. Ledwie ją znałem, nie musiała mi się z niczego tłumaczyć. 
    - Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym - zaproponowałem. - Od dawna jesteś w Wildfire? 
    - Od jakiegoś czasu - powiedziała cicho Meredith i nagle otworzyła szerzej oczy. - Co się tam dzieje? 
     Spojrzałem w tamtym kierunku i odpowiedziałem: - Szykują ekran projekcyjny. Będzie film...

***

   - Coś ty jej zrobiła? - zapytała Ricky słabym głosem. - Gdzie ona poszła?
    Nastolatka siedziała przy ścianie jaskini ze związanymi rękami i nogami. 
    Mona zaśmiała się złośliwie i odparła:
   - Kazałam jej pójść do... Jak mu tam? Aaa, Daniel. - Mona wypowiedziała imię byłego chłopaka Ricky z lubością. - Wciąż ci na nim zależy, prawda? 
    Dziewczyna nie odpowiedziała, ale Mona uśmiechnęła się szeroko.
   - Wiem, że tak. Mnie nie oszukasz. - Po chwili dodała: - Powiem ci szczerze, że nie wiem, dlaczego. On cię rzucił, prawda? Tak. - Sama sobie odpowiedziała. - Rzucił cię, ale ty wciąż się o niego martwisz. To urocze... i słabe. 
    Ricky wykrzywiła usta i wymamrotała:
   - Nie masz pojęcia, czym są prawdziwe uczucia do drugiej osoby. 
   - Czyżby? - Mona podeszła do nastolatki i pochyliła się ku niej. - Żyję dłużej, niż potrafisz sobie wyobrazić, dziecinko. Wiem, czy są prawdziwe uczucia, jak je nazwałaś. Obdarowywałam nimi, i sama była obdarowywana. 
   - I co? - zapytała Ricky. - Szczęście się skończyło?
    Twarz Mony wykrzywiła furia, ale po chwili zniknęła. Dziewczyna uśmiechnęła się słodko i odparła: - Tak, skończyło się. Wszystkie dobrze kiedyś się kończy... Zawsze tak było i zawsze będzie. 
    W jaskini zapanowała cisza. 

***

    Z perspektywy Daniela:
   - Nie przepadasz za nim? - zapytała Meredith, wskazując na Kyle'a. 
    Mój bardzo dawny przyjaciel rozmawiał właśnie z Angeliką, co mnie trochę zdziwiło. Nie miałem pojęcia, że oboje utrzymują jakiś kontakt ze sobą. 
   - Aż tak to widać? - zapytałem retorycznie, a Meredith pokiwało lekko głową. 
   - Jak długo się znacie? - zainteresowała się dziewczyna. 
   - Za długo - odparłem krótko. 
    Nie miałem ochoty o nim rozmawiać. Nie po tym, co zaszło między nami. Dla mnie temat Kyle'a był skończony. 
   - Podejdziemy bliżej, żeby zobaczyć, co przyszykowali? - zaproponowała Meredith. 
   - Jasne - mruknąłem bardziej z grzeczności niż rzeczywistego zainteresowania.
    Razem przeszliśmy kawałek drogi i stanęliśmy w pewnej odległości od Kyle'a i Angeliki. 
    - Naszykowałaś wszystko? - usłyszałem głos chłopaka, na co Angelika przewróciła oczami i parsknęła, że zrobiła to już dawno temu. 
    Byłem ciekaw, co takiego ta dwójka mogła przygotować razem. 
    Ktoś włączył rzutnik i na ekranie projekcyjnym pojawił się pulpit laptopa Angeliki. Na tapecie ustawiła oczywiście siebie podczas gry w siatkówkę. Skromnisia, stwierdziłem w myślach z uśmiechem. 
    Poczułem dotyk dłoni na ramieniu i zobaczyłem Phoebe oraz Zayna stojących obok Meredith i mnie. Norton podał mi kubek z piwem, a Phoebe Meredith. Każdy się sobie przedstawił i wymienił kilka zdań między sobą, żeby przełamać lody. 
    Poczułem się o wiele lepiej. Noc była piękna i młoda, a ja stałem wśród ludzi, którzy mieli rzeczywistą ochotę ze mną porozmawiać. 
   - Co to kurwa ma być? - głos Phoebe wybił się ponad gwar. 
    Zmarszczyłem brwi i podążyłem ze jej spojrzeniem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na ekranie zaczęły przewijać się zdjęcia z Arią i ze mną sprzed kilku miesięcy. Poszczególne ujęcia przedstawiały różne momenty naszej znajomości: jak rozmawiamy, siedząc na szkolnym murku, jak spacerujemy po parku czy nawet jak stoimy w kolejce w McDonaldzie. Po jakimś czasie zaczęły pojawiać się zdjęcia prezentujące niedawno minione wydarzenia: jak wchodzę do sklepu "Biurowe Życie", jak wchodzę do domu Angeliki czy jak siedzę z Meredith na piasku. Wszystkie ostatnie foty były zrobione dzisiejszego dnia... 
    W końcu spektakl się skończył. Wśród zgromadzonego tłumu panowała nienaturalna cisza, a wzrok ludzi był skierowany głównie w moją stronę. W głowie mi szumiało. 
   - Daniel? - zapytał Zayn cicho. - Wszystko w porządku?
    Nie udzieliłem mu odpowiedzi. 
   - Daniel - kojący głos Meredith również na mnie nie podziałał. 
   - Nie rób tego - powiedziała cicho Phoebe, tak żeby reszta nie usłyszała. 
    Spojrzałem na nią i wiedziałem, że doskonale zdawała sobie sprawę, co zamierzałem zrobić. 
   - Za późno - szepnąłem i ruszyłem wolnym krokiem w stronę projektora. 
    Ludzie ustępowali mi z drogi, ale prawdopodobnie dlatego, że wyglądałem, jakbym miał upaść, niż dlatego, że się mnie bali. W głowie miałem mętlik, a jedna myśl goniła następną. Słyszałem, jak przyjaciele podążyli za mną, ale to nie miało znaczenia. 
   Stanąłem obok ekranu i patrzyłem, jak Kyle zbliża się do mnie z uśmiechem królującym na ustach. 
   - I jak? - zapytał. - Mam nadzieję, że ci się podobało... 
    Serce biło mi jak oszalałe. Czułem na sobie wzrok obecnych, a panująca cisza stawała się nie do zniesienia. Przepełniały mnie różne uczucia: dojmujący smutek, żal, ból. Jednak w tamtej chwili najbardziej przemawiała do mnie kipiąca wewnątrz nienawiść. Wszyscy patrzyli na mnie w oczekiwaniu, co zrobię. Ja zrobiłem to, co uważałem za stosowne.
  Moja prawa ręka uniosła się w powietrzu. Nim ktokolwiek zdołał się poruszyć, przywaliłem z całej siły Kyle'owi w twarz. 
    
Koniec rozdziału 1.

2 komentarze:

  1. Co za chujostwo! Zrobić taką projekcję zdjęć! To wygląda tak, jakby Daniel był wciąż śledzony.
    Rozdział pierwszy był bardzo tajemniczy i cieszę się, że już go skończyłam. Chciałabym, żeby w drugim coś się wyjaśniło. Zobaczymy, co mnie tam czeka :-D
    Zayn penie faktycznie widział Arię. Myslałam, ż ejuż totalnie jawnie pojawi się na końcu rozdziału, ale nie.
    I co tam robiła Meredith? Czy tylko udawała w jaskini taką miłą? Przecież podobno nie mogła jej opuszczać... A może Mona miała nad nią jakąś kontrolę?
    xoxoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś na dobrym tropie ;) Tak jakby xd
      Pozdrawiam i życzę udanego czytania :D

      Usuń

Snow-Falling-Effect