Music

sobota, 6 maja 2017

Rozdział 2.4

   Richard Swanson z niepokojem przyglądał się, jak jego mała Maddie otwiera oczy. Czternastolatka w pierwszej chwili nie zauważyła ojca, który stał przy samych drzwiach. Rozglądała się po szpitalnej sali i nie miała pojęcia, gdzie jest, ani jak się tam znalazła. 
   - Maddie? - odezwał się Richard. - Jak się czujesz, córeczko? 
    Zdezorientowana dziewczyna przez chwilę nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. W końcu szepnęła słabym głosem: 
   - Dziwnie. Co się stało? Czemu tutaj jestem?
    Ojciec zbliżył się do jej łóżka i usiadł na stojącym obok krześle. 
   - Zostałaś ukąszona przez węża, ale lekarzom udało się usunąć jad z twojej krwi - powiedział mężczyzna. - Doktor powiedział, że zostaniesz na noc w szpitalu, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku. 
    Na dźwięk słowa "wąż" umysł Maddie wypełniły przerażające obrazy. Zobaczyła, jak w pokoju Sama ogromny gad próbuje ją zaatakować, ale jej chłopak staje przed nią i sam odbiera atak. Na to wspomnienie w głowie rozległ się krzyk: "SAM, co z Samem?" 
    - Tato, gdzie jest Sam? - zapytała Maddie. 
     Dziewczyna spojrzała na ojca, który zrobił bardzo dziwną minę. 
    - Chyba nie...? - zaczęła. 
    - Nie - powiedział w końcu Richard. - Ten Sam... lekarz powiedział, że miał dużo więcej jadu węża we krwi niż ty i że muszą poddać go stałej obserwacji. 
     - Ale...
     - Wszystko będzie dobrze - oznajmił mężczyzna. - Sam po prostu zostanie na kilka dni dłużej w szpitalu. 
     - Dobrze. - Maddie odetchnęła z ulgą. - Mogę cię o coś zapytać? - Dodała po dłuższej chwili ciszy. 
      - Tak - Richard uśmiechnął się. - O co chodzi? 
     - O co kłóciliście się z Danielem? 
     Uśmiech spełzł z twarzy mężczyzny. Maddie przewróciła oczami i oznajmiła: 
      - Usłyszałam fragment rozmowy lekarzy. Mówili, że jakiś ojciec z synem kłócą się na korytarzu. O co chodziło? 
     Richard przez chwilę nie odpowiadał. Bolały go słowa, które wyszły z ust Daniela, ale mężczyzna zdawał sobie sprawę, że były po części prawdziwe. Mało czasu spędzał w domu, z rodziną i wtedy to Daniel musiał opiekować się swoim rodzeństwem. Siedemnastolatkowi nigdy to nie przeszkadzało, dopóki nie zaczynał się z ojcem kłócić. Wtedy zawsze któryś z nich wypowiedział jakieś gorzkie słowa i stawało się nieprzyjemnie. 
     Richard zdawał sobie również sprawę z tego, że to Daniel przeżył najbardziej odejście matki. To on był z nią najbardziej związany już w dzieciństwie. Mężczyzna nigdy nie powiedział tego na głos, ale bolał go taki stan rzeczy. 
     Kiedy matka odeszła, kiedy miała już wszystkiego dość i wyjechała, Daniel zamknął się w sobie. Trudno było się z nim porozumieć, choć nie sprawiał nadzwyczajnych problemów wychowawczych. Był tylko wiecznie smutnym, ponurym dzieckiem, który stracił zaufanie do innych ludzi.
    - O to samo, co zawsze - westchnął Richard i wykrzywił usta w uśmiechu.
    Maddie przyjrzała się twarzy ojca i posłała mu uśmiech.
    - Wszystko będzie dobrze - powiedziała. - Jestem tego pewna. 
     Richard spojrzał na córkę z miłością w oczach. Mężczyzna bardzo pragnął w to uwierzyć. 

***

    Phoebe i Zayn siedzieli na łóżku w pokoju dziewczyny i popijali gorące kakao. Pomieszczenie było dosyć małe, ale dla Phoebe dość przytulne, by uwielbiała spędzać w nim czas. Ściany były pomalowane w jej ulubionym żółtym kolorze i były pełne plakatów z piłkarzami FC Barcelony. Przyjaciele rozmawiali, a w tle rozbrzmiewał dźwięk telewizora. 
    - Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytała Phoebe. - Widziałeś Arię i co? Nie wydaje ci się, że to mogło być tylko przywidzenie? 
    - Mogło być i nie zaprzeczam temu - mruknął Zayn. - Przecież już ci o tym mówiłem, tylko...
     - Tylko co w takim razie? 
     - Nie myślałem wtedy o niej, ani nic z tych rzeczy. Po prostu, nagle ją zobaczyłem. 
     Phoebe milczała. Nagle odezwał się jej telefon. Siedemnastolatka spojrzała na ekran i wykrzywiła wargi.
     - Ta sucz znowu do mnie dzwoni - wycedziła. 
     Angelika już kilkakrotnie próbowała się z nią skontaktować, ale Phoebe nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę. 
     - Ale po co? - zdziwił się Zayn. - Powinna być świadoma, że po tym, co odwaliła, nikt nie będzie chciał z nią gadać. 
      - Najwyraźniej nie jest - stwierdziła Phoebe, blokując ekran telefonu i automatycznie usuwając przychodzące połączenie. - Dobra, czas obejrzeć jakiś film. Na co masz ochotę? 
      Zayn przez chwilę udawał, że się zastanawia. 
      - Horror byłby w sam raz. 
      - Żeby mnie to dziwiło - parsknęła Phoebe i wzięła pilota do ręki. 

***

    - To kiedy Maddie wraca do domu? - zapytał Mike, kiedy Daniel skończył swoją opowieść.
       - Szczerze to nie mam pojęcia - wyznał starszy brat i spojrzał na siebie w lustrze.
     Wyglądał jak siedem nieszczęść. Trupio blada cera, cienie pod oczami, potargane jak się da włosy. Daniel westchnął ciężko i odwrócił wzrok. W tamtej chwili patrzenie na siebie nie sprawiało mu żadnej przyjemności.  
    - Czyli rozumiem, że mamy cały dom dla siebie? - zapytał Mike, na co Daniel przewrócił tylko oczami. 
         Siedemnastolatek nalał sobie soku pomarańczowego do szklanki  i ruszył na górę do swojego pokoju. Będąc już w środku usiadł przy biurku i włączył komputer. Czekał z jakąś minutę, by urządzenie było gotowe do użytku i w międzyczasie zapatrzył się w nieprzeniknioną ciemność za oknem. Na mrocznym nieboskłonie można było dostrzec tylko kilka jasno świecących gwiazd...

***

     - Ciekawe - powiedziała Mona, kiedy Meredith zrelacjonowała cały wieczór. - Czegoś takiego się nie spodziewałam. 
     - O co chodzi z tymi wężami? - zapytała cicho Ricky spod ściany. 
      Przez związane ręce i nogi już dawno straciła czucie, ale nie zamierzała się poddawać. Im więcej zbierze informacji, tym lepiej dla niej. 
    - A co cię tak to interesuje, słońce? - zaśmiała się Mona, patrząc na nastolatkę. - Ach tak, pewnie martwisz się co z twoim Danielkiem...
   - To żaden mój Danielek - parsknęła Ricky, ale Mona uśmiechnęła się szeroko i oznajmiła: 
     - Ale chciałabyś, żeby był, prawda? W głębi serca wciąż o nim myślisz. Przecież już o tym rozmawiałyśmy. 
      - Nie zamierzam zwracać uwagi na twoje insynuacje - powiedziała Ricka, na co Mona przewróciła tylko oczami. 
     - Zadowolona - zapytała Meredith z siłą w głosie. - Czy jeszcze zamierzasz mnie do czegoś zmusić?
      Mona spojrzała na młodszą siostrę i posłała jej kojący uśmiech. 
      - Nie dziś - szepnęła i zaczęła przechadzać się po jaskini. 
      - Świetnie - warknęła Meredith. 
      - O co chodzi z tymi wężami? - powtórzyła swoje pytanie Ricky. 
    - Mam swoje podejrzenia - powiedziała Mona i spojrzała po raz kolejny na dziewczynę. - Jestem tylko ciekawa, po co tu przybył...
     - Kto? - zapytała Ricky. - Kto tu przybył? 
     - Dla ciebie nieważne jest kto to, bo i tak nie przeżyłabyś takiego spotkania - oznajmiła Mona. - Ale skoro mówisz - zwróciła się do siostry - że zaatakowały was te węże, to znaczy że drzwi do Podziemia są niezabezpieczone.
   - Podziemia? - zdziwiły się Ricky i Meredith, ale po chwili na twarzy tej drugiej pojawiło się zrozumienie:
     - Czyli to o nim pomyślałaś. - Stwierdziła młodsza siostra.
     Mona tylko uśmiechnęła się. Wszystko układało się doskonale...    
      
***

    Daniel szedł powolnym krokiem pośród wysokich drzew i prawie co chwilę nadeptywał na jakąś gałąź leżącą na ziemi. Wokoło panował półmrok i nastolatek ledwie widział przed sobą drogę. W którymś momencie ponownie usłyszał cichy syk, który towarzyszył mu już od jakiegoś czasu. Rozejrzał się za jego źródłem, ale w panującej ciemności nie dało się nic zobaczyć. 
       Syk rozległ się znowu, ale z bliższej odległości. Daniel zrobił kilka kroków do przodu i wyszedł spośród drzew. Przed sobą miał pustą okolicę. Ziemia była wydeptana, a najbliższym, co mógł zobaczyć, był jakiś dom widziany na horyzoncie. 
       Daniel przełknął ślinę i wtedy go zobaczył. Kilka metrów od nastolatka wił się mały wąż, który spoglądał na niego. Swanson miał wrażenie, że gad chce mu coś pokazać. Nagle stworzenie wystrzeliło do przodu i zaczęło pełznąć w nieznanym kierunku. Daniel mimowolnie ruszył za nim. 
       Swanson nie wiedział, ile czasu spędził na łażeniu za wężem, dopóki nie zobaczył powoli wyłaniającego się zza horyzontu słońca. Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. 
       Okolica robiła się coraz jaśniejsza i Daniel zobaczył przed sobą jakiś szary magazyn. Nastolatek nie potrafił sobie wyobrazić, po co ktoś go zbudował na takim pustkowiu. Wtedy jego uwagę przykuł wąż wpełzający do środka poprzez lekko niedomknięte drzwi. Swanson wszedł po chwili zanim i jego nozdrza uderzył okropny odór. 
       - Coś tu umarło? - zapytał nastolatek na głos i nagle w pogrążonym w ciemności pomieszczeniu zrobiło się jasno. 
        Daniel omal nie wrzasnął. Cały magazyn był skąpany w krwi. Każda ściana, każdy kąt - po wszystkim spływała czerwona gęsta ciecz. Nie jednak to było w tym wszystkim najgorsze. Przy ścianach leżały nieruchome postaci. Każda z nich ustawiona była w nienaturalnej pozie z otwartymi na oścież oczami. Każda z nich była martwa i każdą z nich pożywiał się ogromny wąż wielkości człowieka. 
         Swanson zrobił krok do tyłu, kiedy gad podniósł łeb i spojrzał mu prosto w oczy...
    Daniel ocknął się i zobaczył przed sobą włączony monitor komputera. Chłopak przełknął głośno ślinę i uświadomił sobie, że to był tylko sen. Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Kiedy ten gad na niego spojrzał, jego oczy nie były zupełnie zwyczajne. Były ludzkie.
Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Snow-Falling-Effect