Music

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Rozdział 2.8

       Z perspektywy Daniela:
       Siedziałem na murku przy biurze pani szeryf i wpatrywałem się w bezchmurne niebo. Był to taki mój nawyk, który objawiał się zawsze, gdy byłem na świeżym powietrzu i chciałem na spokojnie pomyśleć. Popadałem w zadumę i po prostu myślałem.
      Nigdy bym nie powiedział, że składanie zeznań będzie dla mnie przyjemnością, ale jednak było. Widząc miny obu Russellów chciało mi się śmiać, ale trzęsące się dłonie Kyle'a nie pozwalały mi się do końca zrelaksować. 
    Zacisnąłem lekko pięści. Kiedyś Kyle był wspaniałym przyjacielem i zawsze cieszyłem się, kiedy spędzaliśmy razem czas. Coś się jednak zmieniło i Kyle sfiksował. Z dnia na dzień przestał się do mnie odzywać, a czarę goryczy przelała jego napaść na mnie. 
      Nigdy go takim wcześniej nie widziałem. Po prostu przyszedł do mojego domu i...
        Nie było sensu więcej o tym rozmyślać. Przeszłość to przeszłość. 
     - Chodźmy! 
       Tata wyszedł właśnie z biura i podszedł do mnie. Patrzył na coś za mną nieobecnym wzrokiem, co akurat było dziwne w jego przypadku. Odwróciłem się i zmarszczyłem brwi. Ojciec wpatrywał się w wiszące na metalowym słupie informacje o zaginionym chłopcu o imieniu Cedric, który według metryczki miał być moim rówieśnikiem. 
       Podano jego wzrost, adres zamieszkania i datę zaginięcia. Otworzyłem szerzej oczy, bo wydawało mi się, że mam przywidzenia. Cedric zniknął z dziesięć lat wcześniej. 
     - Aha - mruknąłem, zeskoczyłem z murku i pociągnąłem tatę za sobą. - No chodźmy już. Głodny jestem. 
       Richard pokiwał tylko głową i równym krokiem skierowaliśmy się do domu. Przez cały czas odnosiłem wrażenie, że ktoś nas obserwuje.


***

      Przedpołudnie zleciało Phoebe i Zaynowi bardzo szybko. Po zjedzeniu tostów na śniadanie dwójka przyjaciół umówiła się na wspólne bieganie wieczorem. Phoebe wysłała Danielowi sms-a na ten temat, ale Swanson do tej pory się nie odezwał. 
    Norton wyszedł z domu Phoebe podenerwowany. W trakcie porannego posiłku zadzwoniła do niego mama i nieźle go ochrzaniła. Kobieta była wściekła, że syn nie powiadomił jej o spaniu poza domem. Zayn próbował to zbagatelizować, ale usłyszał tylko krzyki ze strony swojej rozmówczyni. Z ponurą miną rozłączył się i spojrzał niemrawo na przyjaciółkę. 
   - Wczoraj nawet nie zadzwoniła, a teraz robi mi jakieś wyrzuty - burknął szesnastolatek, trzymając w dłoni nadgryzionego tosta. - Pewnie szlajała się z jakimś facetem i nagle przypomniała sobie o moim istnieniu. 
     - Serio? - zdziwiła się Phoebe, patrząc na Nortona. - Myślałam, że już skończyła swoje nocne eskapady. 
     - W życiu - Zayn przewrócił tylko oczami. - W zeszłym tygodniu zrobiła sobie przerwę i postanowiła spędzić trochę czasu w rodzinnym gronie. - Jego dwa ostatnie słowa były przesycone sarkazmem.
      - Przykro mi - powiedziała cicho Phoebe. 
         Umówili się i Zayn wyszedł. 
        Przez chwilę siedemnastolatka zastanawiała się, co może porobić. Jej wzrok przykuł gruby podręcznik leżący na biurku przy czarnej lampie. Phoebe skrzywiła się i wzięła go do ręki. Była świadoma, że prędzej niż później będzie musiała się z nią zmierzyć. 
         O tak, pomyślała z niechęcią, historio powszechna. Nadchodzę.


***

       Zayn zastał swój dom w zupełnej ciszy. Ściany budynku były białe, poprzecinane jasnożółtymi pasami, a stare brązowe drzwi nie zachęcały do wejścia do środka. Norton z chęcią przemalowałby całą nieruchomość, ale nie miał na to wystarczającej ilości pieniędzy. 
          Szesnastolatek westchnął i krzyknął w otaczającą go pustkę:
       - Gdzie jesteś, mamo? 
     Nie było dla niego żadnym zaskoczeniem, że nie zastał kobiety. Nigdy jej nie zastawał. Poszedł do swojego pokoju i trzasnął mocno drzwiami. One same okropnie zaskrzypiały i Zayn westchnął tylko przez łzy. 
        Gdzie tu sprawiedliwość, pomyślał. Czemu akurat ja muszę mieć taką matkę? Czemu to mnie ma w nosie i nigdy jej nie ma, kiedy jej potrzebuję? Czemu nie mogę mieć normalnego domu???
    Usiadł na brzegu łóżka i z obrzydzeniem przyglądał się schodzącej ze ściany niebieskiej tapecie. Ręce mu drżały i domagały się zerwania tego starocia. 
         Ktoś otworzył frontowe drzwi i z holu dobiegł go głos matki:
      - Zayn! Gdzie jesteś, słońce? 
       Norton z twarzą bez wyrazu wyszedł z pokoju i stanął przed matką, która zdążyła wejść do salonu. Pomieszczenie było prawie puste, a jedyną typową rzeczą był telewizor z ekranem HD wiszący na bladozielonej ścianie. Zayn nie miał jednak ochoty na rozpamiętywanie obrazu nędzy i rozpaczy, który miał okazję codziennie oglądać. Spojrzał na matkę i zaniemówił. 
        Ginny Norton była niegdyś piękną, wysoką szatynką o czystej cerze. Każdego dnia wręcz promieniała i nikt by nie pomyślał, że kobieta ma prawie siedemnastoletniego syna. Wszystko zmieniło się, kiedy siedem lat wcześniej zmarł ojciec Zayna. Mężczyzna miał intratną pracę w banku i całej rodzinie nieźle się dzięki temu powodziło. Po jego śmierci Ginny wzięła kilka kredytów, ale jej praca przedszkolanki nie wystarczała, aby owe pożyczki spłacić. Kobieta załamała się i przestała pracować. Zaczęła pić i nie wracać do domu na noc. Od tego czasu to Zayn musiał się wszystkim zajmować. 
     Przez nowy tryb życia wygląd pani Norton uległ pewnym modyfikacjom. Posturą i kolorem włosów może się nie zmieniła, ale zaczęła się mocno malować, głównie oczy. Teraz miała pod nimi ogromne cienie, a na policzkach ślady po tuszu. Czerwona szminka wychodziła poza zwyczajowy obszar ust i zajmowała spory kawałek podbródka kobiety. 
       Jej styl ubierania również się zmienił. Teraz stała przed synem w czarnej, poszarpanej z boku sukience i na trzęsących się nogach w butach na wysokim obcasie. Wyglądała, jakby miała zaraz upaść. 
        Norton patrzył na matkę i po raz pierwszy do tej pory przyznał przed samym sobą, co dokładnie czuje. Było to obrzydzenie. Tak, obrzydzenie. Zayn miał dość usprawiedliwiania zachowania kobiety i wmawiania sobie, że z to z powodu śmierci taty. Dobrze, on odszedł, ale w takim momencie matka nie powinna zapominać, że ma syna. Powinni wspierać się nawzajem, bo nie tylko ona kogoś straciła. 
        - Synku - wyszeptała Ginny, patrząc na szesnastolatka. - Przepraszam. 
     - Za co tym razem? - wycedził Zayn, starając się nie patrzeć na załzawione oczy kobiety.
    - Za wszystko - westchnęła matka i usiadła na starej odrapanej kanapie. - Nie powinnam była...
        - Czego nie powinnaś była? 
          Ginny spojrzała na syna i po policzkach popłynęły jej łzy. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. 
           Zayn usiadł obok niej i przytulił ją. 
          Owszem, chłopak miał wszystkiego dość, ale widok tak zniszczonej matki obudził w nim resztki empatii. Kochał ją i nie chciał, żeby cierpiała. 
        - Zmienię się - odezwała się Ginny cicho. 
        - Przejdziemy przez to razem - odparł Zayn i przytulił mamę mocniej.  

***
          Z perspektywy Daniela:
        Tata, Mike i ja siedzieliśmy przy prostokątnym stole w jadalni, a przed nami stały nietknięte talerze pełne parującej zupy pomidorowej. 
          Mój młodszy brat spojrzał na mnie i zapytał:
    - Czemu ten wariat tu przyszedł? - Miał oczywiście na myśli ojca Kyle'a, który z samego rana przyszedł do nas w "odwiedziny". Uroczo. 
    - Chciał porozmawiać o swoim synku - mruknąłem w odpowiedzi i zacząłem jeść zupę. 
       - Naprawdę? - parsknął Mike i przewrócił oczami. - Kyle sam bał się tu przyjść? 
        Przez chwilę patrzyłem na mojego braciszka ze zdziwieniem. Nie pomyślałem o tym, że Kyle mógł się obawiać kolejnej konfrontacji. Lol. 
       - Może - powiedziałem cicho i spojrzałem na tatę. 
           Mężczyzna jadł zupę i wyglądał, jakby nie słyszał naszej rozmowy. 
       - Tato - zacząłem. - Mam wrażenie, że to nie koniec tej sprawy. 
           Richard podniósł wzrok znad talerza i westchnął. 
       - Nie mów tak - oznajmił. - Trzeba myśleć pozytywnie. 
           Spojrzałem na niego zmrużonymi oczami i zapytałem z sarkazmem:
       - Naprawdę w to wierzysz? 
         Tata nie odpowiedział. Zjadł zupę i wstał od stołu. Spojrzał na telefon i oznajmił, że jedzie do Maddie do szpitala. Przed wyjściem z domu poprosił, żebyśmy pozmywali naczynia. 
         Mike jęknął, a ja kontynuowałem posiłek. Brat podszedł do umywalki i włożył do niej swój talerz po zupie. Puścił wodę z kranu i odwrócony do mnie tyłem zapytał:
      - Od kiedy ojciec rzuca teksty w stylu "trzeba myśleć pozytywnie"? W życiu jeszcze czegoś takiego od niego nie słyszałem. 
        - Ja też - odpowiedziałem i zamilkłem. 
      Mike miał rację. Tata może rzeczywiście miał nadzieję na zakończenie sprawy Russellów, ale czegoś mi nie mówił. Znałem go jak własną kieszeń, więc wiedziałem, że coś przede mną ukrywa. Nie miałem jednak pojęcia, co to mogło być. 
        Wstałem od stołu i podszedłem z talerzem do umywalki. Mike właśnie odkładał naczynie na suszarkę, kiedy ja przypadkowo dotknąłem jego ręki. 
          Zamarłem i nagle przed oczami pojawiła mi się wizja dotycząca wczorajszego dnia. Wtedy też stałem w kuchni i był ze mną Mike, a ja patrzyłem na rozbity przez niego nienaumyślnie talerz. Moją uwagę przykuł gips, który miał założony na obojczyku. Coś zaszumiało i wróciłem do rzeczywistości.
          Spojrzałem na stojącego obok mnie Mike'a, który nie miał żadnego gipsu. W głębi ducha wiedziałem jednak, że miał go jeszcze poprzedniego dnia rano. Co dziwniejsze, wcześniej nie miałem żadnego poczucia, że coś jest nie tak. Dziwne. Bardzo dziwne. 
     - Mike? - zacząłem, kiedy mój brat właśnie wychodził z kuchni. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. - Gdzie masz swój gips? 
         Przez krótką chwilę twarz piętnastolatka wykrzywiał grymas przerażenia. Zniknął jednak tak szybko jak się pojawił, więc nie byłem już pewny czy mi się tylko nie przywidziało. 
         - O czym ty mówisz? - zapytał Mike. - Jaki znowu gips?
       - Ten gips, który miałeś jeszcze wczoraj rano przy śniadaniu - odparłem. - Co się z nim stało? Już go nie potrzebujesz?
     - Naprawdę nie mam pojęcia, o czym mówisz - oznajmił brat i między jednym, a drugim mrugnięciem oka wybiegł z pomieszczenia. 
        Otworzyłem szeroko oczy, bo nie wiedziałem co mam o tym wszystkim myśleć. Wszyscy coś tutaj ukrywają, stwierdziłem na głos i wróciłem do mycia talerza. 
Ciąg dalszy nastąpi...

1 komentarz:

  1. Przeczytałam kawałek i wracam do początku. Zapowiada się świetnie. Uwielbiam takie opowiadania, dodaje do moich zakładek!
    livetourevel.blogspot.com/2017/06/recenzja-zestawu-od-dermofuture.html

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect