Music

czwartek, 9 marca 2017

Rozdział 1.6

    Zachmurzone niebo królowało nad kamienistą plażą i wysokim na 11 metrów klifem. Wzburzone morskie fale z niewiarygodną siłą uderzały o jego ściany i wywoływały popłoch pośród grupki nastolatków, która właśnie pojawiła się w pobliżu. Cztery dziewczyny i dwóch chłopców na oko w wieku siedemnastu lat wpatrywało się w morską toń i wdychało świeże powietrze. Z trudem poukładali się na zimnym od wody piasku i w ciszy zaczęli wsłuchiwać się w odgłosy przyrody. 
    Panującą dotąd ciszę przerwał dziwny dźwięk. 
   - Słyszycie to? - zapytał jeden z chłopców, który miał na imię Pey i znajdował się na lewym brzegu grupki.
   - Pijany jesteś i słyszysz głosy - stwierdził drugi, który leżał obok. - Masz zwidy. 
    Wszystkie cztery dziewczyny wybuchnęły głośnym śmiechem. 
   - Czy ja dobrze słyszałam? - zapytała Mia, rudowłosa piękność. - Ty to naprawdę powiedziałeś, Bill? 
   - Nawet on nie jest aż tak głupi - parsknęła Jannet. 
   - Dzięki - odwarknął Bill, który zrobił się czerwony na twarzy. - Wielkie dzięki. 
   - No nie przejmuj się tak - stronę nastolatka obrała Melanie. - Jesteś po prostu pijany. 
   - Jasne - zaśmiała się Sharon. 
    Bill usiadł i zaczął wpatrywać się w swoje stopy, nie zwracając uwagi na kąśliwe uwagi kolegów. 
    Pey poderwał się na równe nogi i zawołał:
   - Znowu ten dźwięk! - widząc niedowierzające miny pozostałych, dodał: - No wsłuchajcie się, kurde. 
    Dla świętego spokoju koledzy postanowili się "wsłuchać", i po chwili rzeczywiście do ich uszu dotarła cudowna pieśń. Jej nuty wywoływały wśród słuchaczy wrażenie, że są na pełnym morzu i kołyszą się razem z falami. Uczucie to było wszechogarniające i żadne nie chciało zakończyć tego doświadczenia. 
    Po kilku minutach zatracenia nastolatkowie ogarnęli, że Bill gdzieś zniknął. Zaczęli rozglądać się po plaży, ale nigdzie go nie zobaczyli. Z nieba zaczął padać siarczysty deszcz i po chwili wszyscy byli cali mokrzy. 
    Nagle Melanie wrzasnęła. W deszczu trudno było cokolwiek usłyszeć, ale dziewczyna starała się go przekrzyczeć. Widząc, że reszta nie wie, co się dzieje, nastolatka zaczęła machać rękami w stronę górnej części klifu. Wszyscy tam spojrzeli i wybałuszyli oczy. 
    Bill stał przy granicy przepaści i wpatrywał się w horyzont. Krople deszczu spływały mu po twarzy, ale on tego nie zauważał. Najważniejsza była muzyka. Słowa pieśni mówiły skocz, śmiałku, skocz. Nie bój się, czeka cię lepszy dzień. Bill nie zamierzał im się przeciwstawiać. Nie był pewien nawet, czy by potrafił.  
   - On zamierza skoczyć! - Melanie nie wierzyła własnym słowom. - Musimy iść tam na górę i go zatrzymać. 
   - Wiesz, ile czasu by to zajęło? - spytała Jannet. - Poza tym nie zamierzam tutaj stać w tym okropnym deszczu i czekać na zbawienie. Idę. 
   - Musimy go powstrzymać! - oznajmiła niespodziewanie Mia. - Co, jeśli to przez nas? 
   - Co przez nas? - wtrąciła Sharon. - Nikt mu nie kazał wchodzić po kamiennych schodach na sam szczyt klifu. Sam to zrobił. A że teraz zamierza skoczyć, to już zupełnie inna historia. 
    Melanie miała serdecznie dość. 
   - Pey! - krzyknęła dziewczyna. - Możesz mi pomóc? Twój przyjaciel właśnie stoi tam na klifie i... Gdzie jest Pey? 
    Dziewczyny zaczęły rozglądać się zaniepokojone. W końcu Jannet zobaczyła chłopaka stojącego po kostki w wodzie. Zawołała go, ale nie zareagował. 
    No skocz, nie ma się czego bać! Skocz, a twoje zmartwienia znikną. Skocz, a już nigdy nie usłyszysz tej wrednej Jannet, czy jakiejś innej Sharon. Słowa pieśni nie dawały Billowi spokoju. 
    Skocz, a cały ból zniknie. 
    I skoczył. 

***


    Droga przez las do najprzyjemniejszych nie należała. Mike Swanson co chwilę wdeptywał w jakąś gałąź zatopioną w piasku i wołał o pomstę do nieba. Wokół piętnastolatka panowała zupełna cisza, nienaturalna cisza. Chłopak przystanął i wyciągnął wodę mineralną z plecaka. Zrobił kilka łyków, schował butelkę i ruszył dalej. Następnych kilka metrów wydawało się nie do przebycia. Wysokie wzniesienie z piasku znajdujące się naprzeciwko nie napawało entuzjazmem. Mike niechętnie poszedł dalej i kiedy znajdował się już prawie na szczycie wzniesienia, usłyszał głośny syk. Rozejrzał się niespokojnie, ale nie dostrzegł źródła tajemniczego dźwięku. Przełykając głośno ślinę, zrobił kilka kroków i nagle coś silnego oplotło jego lewą nogę i pociągnęło. 

    Mike wrzasnął, ale to na nie wiele się zdało. Upadając, zarył twarzą w twardy piasek i zatrzęsło mu się w głowie. Piętnastolatek postanowił odwrócić się na plecy, żeby zobaczyć, co go ciągnie. Zrobił to nad wyraz szybko i otworzył szeroko oczy. Nie potrafił ocenić, czy odczuwa strach, czy może adrenalinę. 
    Jego lewą nogę ściskała silna trzymetrowa macka, z której chłopak nie potrafił się wyswobodzić. Ciągnęła go szybko przez las i jakimś cudem tak nim kierowała, że ani razu nie uderzył w drzewo. 
    Chłopak postanowił myśleć racjonalnie, choć u niego nie było to łatwe. Gdyby to była tylko ta macka, Mike jakoś by to przełknął. Jednak, kiedy zobaczył do czego ona należy, wrzasnął na całe gardło. I wtedy się zatrzymali. 
    Galaretowa macka była przytwierdzona do jeszcze większej galaretki. Potworne coś o średnicy czterech metrów leżało, bądź siedziało, bądź po prostu znajdowało się na środku zwyczajnej na pozór polany. 
    Mike słyszał historie o tym miejscu. Ponoć dawno temu było to miejsce, gdzie jacyś szamani czy kto tam jeszcze składali ofiary z ludzi, wzywali demony i odprawiali mroczne rytuały. Choć dotąd nastolatek nie wierzył w ani jedno z tego słowo, teraz zaczynał mieć wątpliwości. Zamrugał oczami i skupił się na trzymającym go stworze.
    Ogromna kula co kilka sekund rozwierała paszczę i któraś z pięciu wolnych macek łapała przelatującego wysoko ptaka. Przeżuwając, potwór wydawał z siebie przerażający, klekoczący dźwięk, na który Mike się wzdrygał. Skóra stwora była uformowana z różowawej galarety, a we wnętrzu poruszało się coś żywego. 
    Pot spływał nastolatkowi po czole, a serce waliło jak szalone. Muszę stąd uciec! Tylko jak...?
    Jego rozmyślania przerwał ruch trzymającej go macki. Z nieludzką szybkością potwór przyciągnął go do siebie i Mike zobaczył z bliska białe larwy przechadzające się po jego skórze. Chłopak w jednej chwili miał ochotę wrzasnąć i zwymiotować. Nagle poczuł wzmacniający się nacisk na lewej nodze i zobaczył, że macka coraz bardziej się wokół niej zaciska. Mike krzyknął, ale na stworze nie zrobiło to większego wrażenia. Macka zatrzęsła się, jakby parsknęła śmiechem. 
    I stało się. Macka zamachnęła się w stronę właściciela i Mike zdołał dostrzec tylko ostro zakończone zębiska wystające z paszczy potwora. 

***


   - NIE!!! - wrzasnęła Melanie, ale było już o wiele za późno. 

    Ona i pozostała trójka (nie licząc Peya, która nadal uparcie stał w wodzie po kostkach i szukał szczęścia) patrzyła, jak ich kolega Bill robi krok w przepaść i spada. Po prostu spada. 
    Upadek był szybki. Dźwięk łamanych kości przebił się do uszu nastolatków poprzez padający deszcz. Stali w szoku i wpatrywali się w ciało chłopaka, który kilka minut wcześniej rozmawiał z nimi w najlepsze. Melanie miała usta szeroko otwarte i łzy w oczach. Nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Pierwsza postanowiła odezwać się niewzruszona Jannet:
   - Co zrobimy z ciałem? 
    Te słowa wywołały natychmiastową reakcję Melanie. Dziewczyna popchnęła Jannet z całej siły i ta przewróciła się z krzykiem na ziemię. 
   - Oszalałaś, debilko! - krzyknęła. - Pojebało?
   - Uspokójcie się - zaczęła Mia, ale swoje trzy grosze musiała dodać Sharon:
   - Bo co? Bill skoczył, wielkie halo. - Dłońmi dotknęła policzków w geście wielkiego zdziwienia. - Chciał, to skoczył. Nikt płakać za nim nie będzie. 
    Ręka Melanie aż ją świerzbiła, żeby uderzyć Sharon, ale Mia pokręciła tylko głową. 
   - Nie warto - mruknęła cicho dziewczyna, tak żeby pozostałe nie usłyszały. 
    Melanie odwróciła się i zamarła. 
   - Mia... - zaczęła nastolatka. 
   - Tak? - zapytała, nadal wpatrzona w Jannet i Sharon. 
   - Ciało Billa zniknęło. 

***



    To tylko jakaś tania sztuczka. To nawet nie jest możliwe. Naprawdę?, przerwał mu głos w głowie, przecież sam widziałeś, jak pojawił się znikąd. To nie było przywidzenie. 

    Daniel stał jak wmurowany w drzwiach do swojego pokoju i wpatrywał się w tajemniczego mężczyznę, który zmaterializował mu się przed oczami i teraz patrzył na niego z zaciekawieniem. 
    Kiedy Swanson po rozmowie z ojcem poszedł na górę, nie spodziewał się gości. Tak szczerze to nikogo się nie spodziewał. 
   - Kim pan jest? - spytał siedemnastolatek, patrząc na przybysza. 
    Chłopak nie potrafił określić jego wieku, ale powiedziałby, że jest po pięćdziesiątce. Mężczyzna był wysoki, postawny, swoją postawą przypominał żołnierza. Siwe włosy miał krótko ścięte, ale to nie one dodawały mu lat. Robił to niebezpieczny błysk w jego czarnych oczach. Daniel przełknął ślinę i spytał ponownie:
   - Kim pan jest i co robi w moim pokoju? 
    Nieznajomy popatrzył na chłopaka i zamyślił się. W pokoju panowała cisza, której Swanson nie mógł znieść. Działo się coś bardzo dziwnego. 
   - Jak pan tu wszedł? - zapytał nastolatek. 
    Mężczyzna spojrzał w okno, za którym na niebie zaczęły zbierać się burzowe chmury. Zmarszczył obie brwi, co nie uszło uwadze Daniela. 
    Przybysz w końcu postanowił się odezwać:
   - Jestem Octavian - rzekł czystym głosem. - Należę do Rady. 
    Swanson spojrzał na niego jak na kosmitę. Wykrzywił usta i zapytał:
   - Co? Z jakiej Rady? 
    Nieznajomy zdziwił się i zapytał: - Ty naprawdę nic nie wiesz? 
   - O czym nic nie wiem? - warknął Daniel, którego zaczęła męczyć ta dziwna wymiana zdań. - Nie wiem, jakim cudem pan się tu dostał, ale powinien już zniknąć. Najlepiej tak samo, jak pan się tu pojawił. 
    Mężczyzna westchnął i zaczął mówić:
   - Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że to miasto w którym mieszkasz...
   - Wildfire - podpowiedział Daniel. 
   - Wildfire - powtórzył po nim nieznajomy. - Że to miasto posiada silną nadnaturalną aurę...
   - Aurę? Jaką aurę? - przerwał mu Swanson, któremu nagle zakręciło się w głowie. 
   - Twoje miasto zostało zbudowane na wrotach do piekieł. - Odparł mężczyzna i z zaniepokojeniem spojrzał na chłopaka. 
    Daniel nie zdążył nijak tego skomentować. Przed oczami zaczęły przewijać mu się niepokojące obrazy. Nadmorski las, który poznał po piaszczystej ścieżce, polana szamanów, idący samotnie Mike i ostatni obraz, który najbardziej go przeraził. 
    Mike lecący prosto w paszczę jakiegoś ogromnego potwora. 

***


    Mia odwróciła się zszokowana i zapytała:

   - Jak to zniknęło? 
   - Nie wiem - szepnęła Melanie, wpatrując się miejsce, gdzie kilka sekund temu leżał jeszcze Bill. 
   - Przecież morze go nie zabrało - stwierdziła Mia. - To niemożliwe.
    Melanie zastanawiała się gorączkowo, a po twarzy płynęły jej słone łzy. 
   - To kto je zabrał? - Zapytała. 
   - Nikogo poza nami tu nie ma - odezwała się Sharon, prychając. - Jesteście przewrażliwione. 
   - Czyżby? - odezwał się inny kobiecy głos, głos, którego żadna z dziewczyn nie rozpoznawała. - Naprawdę jesteście same? To takie smutne. 
    Siedemnastolatki rozejrzały się niespokojnie. Jannet otworzyła usta, kiedy kilka metrów dalej pojawiła się wysoka szatynka o pięknej, nieskazitelnej cerze. Jej oczy koloru morza zaglądały człowiekowi w duszę. Czarne włosy powiewały na niespokojnym wietrze, a ich właścicielka z zaciekawieniem przeskakiwała oczami po twarzach zgromadzonych dziewczyn. 
   - Szukacie czegoś? - odezwała się nieznajoma. Miała śliczny głos. 
   - Skąd pomysł, że czegoś szukamy? - zapytała złośliwie Sharon, na co rozmówczyni spojrzała na nią przenikliwym wzrokiem. 
   - Wasze miny o tym świadczyły - odparła nieznajoma. - Chciałam tylko pomóc...
   - Przepraszam za nią - odezwała się cicho Melanie. 
   - Nic się nie stało - usta nieznajomej rozciągnęły się w miłym uśmiechu. - Zdradź mi jednak, co się stało. Wyglądasz jakbyś zobaczyła czyjś... upadek.
    Melanie wpatrywała się w rozmówczynię i już miała coś odpowiedzieć, kiedy uprzedziła ją Mia:
   - Co masz na myśli, mówiąc "upadek"? 
   - No nie wiem - zamyśliła się nieznajoma. - Myślę, że jak ktoś idzie na sam szczyt klifu i patrzy przepaści w oczy, zastanawia się czy skoczyć. Czasami wybiera upadek? - Spytała samą siebie. - A może to dla tego kogoś osiągnięcie szczytu. Kto wie... 
    Odpowiedziała jej zupełna cisza. 
   - Bardzo dobrze - oznajmiła. - Posłuchajcie mnie uważnie, bo dziś jestem łaskawa. 
   - Nie podoba mi się to - zaczęła Jannet, ale nieznajoma zmroziła ją spojrzeniem. 
   - Stój i słuchaj - powiedziała, nawet nie musząc modulować głosu. Od stuleci działał bez zarzutu. 
    Jannet zamarła, a nieznajoma uśmiechnęła się pod nosem. 
   - Ty, Jannet i Sharon zostaniecie tu - powiedziała i spojrzała na pozostałe dwie dziewczyny. - Wy możecie odejść. I weźcie ze sobą Peya, nie będzie mi dziś potrzebny. 
   - A co ty zamierzasz zrobić? - zapytała Melanie, która nie poddała się w pełni Głosowi. 
    Nieznajoma spojrzała na nią z zaskoczeniem, ale odpowiedziała szczerze:
   - Zamierzam się pożywić. Odejdźcie, bo drugiej szansy nie będzie. 
    Melanie jeszcze przez chwilę stała w miejscu, ale w końcu poddała się ciągnącej ją Mii. Po drodze zabrały ze sobą Peya, który nagle oprzytomniał.
   - Co się stało? 
   - Chodźmy! - powiedziała Mia głosem robota. 
   - Gdzie jest Bill? Gdzie reszta?
   - Nie ma ich już - odparła sucho Melanie. - Chodźmy! 
    W tym samym czasie nieznajoma szatynka kazała podejść Sharon bliżej. Oczy w kolorze morza przybrały szkarłatną barwę, a ostre zęby zatopiły się głęboko w szyi dziewczyny i oderwały spory kawałek mięsa ociekający krwią. 
    Wrzask Sharon przegonił wszystkie mewy z okolicy. 
Ciąg dalszy nastąpi...

2 komentarze:

  1. Meeega!!!
    W każdym z twoich rozdziałów czuję tajemnicę. Cieszę się, że znalazłam tego bloga, zwłaszcza, że większość ciekawych historii jest już porzucona przez autora.
    Zayn i Daniel to takie uroczę. Osobiście chciałabym żeby byli gejami :)
    Zapraszam cię też do mnie, może w wolnej chwili zajrzysz. Dopiero zaczynam i nie mam nawet 1/4 twojego talentu. Stwierdziłam jednak, że chcę spróbować, więc czemu nie.
    http://the5elements-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O cholera
    Sporo się tu wydarzyło, niech no sobie poukładam...
    Wow
    Już w poprzednim rozdziale myślałam, że ktoś spadnie z klifu, ale nie, że się z niego rzuci.
    I że niby tego majka zjadła wielka ośmiornica czy inna meduza???
    Lecę do następnego
    xoxoxox

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect