Music

piątek, 17 marca 2017

Rozdział 1.7

    Daniel biegł jak na złamanie karku, a przedstawiciel tajemniczej Rady o imieniu Octavian podążał za nim. 
    Kiedy Swanson po ujrzeniu przerażających wizji doszedł wreszcie do siebie, zdołał w kilku słowach streścić to, co właśnie zobaczył. Mężczyzna patrzył na siedemnastolatka w szoku i nie reagował. W końcu Daniel nie wytrzymał i wybiegł ze swojego pokoju. Po drodze do drzwi wyjściowych omal nie spadł ze schodów. Octavian ruszył za nim bez słowa i kiedy byli już na zewnątrz, machnął ręką i zamek do drzwi zabłysnął na pomarańczowo. 
   - Co to... - zaczął Daniel, ale mężczyzna odparł krótko:
   - Nikt niepożądany nie dostanie się do środka.
    Swanson pokiwał tylko głową i zaczął biec w stronę nadmorskiego lasu, którego początek zaczynał się jakieś 600 metrów dalej. Pogoda była okropna. Burzowe chmury obejmowały już całe niebo, a zimne podmuchy wiatru świstały Danielowi i Octavianowi koło uszu. 
    Chłód przenikał ich obu, ale Daniel odczuwał zimno jeszcze z innego powodu. Z powodu Mike'a. Swanson nie rozumiał, co się działo. Mógł pogodzić się z istnieniem jakichś potworów, ale nie zamierzał pozwolić bratu zginąć. 
   - Chodź - z rozmyślań wyrwał go głos Octaviana. - Jesteśmy już blisko.
    Na te słowa Daniel jeszcze bardziej przyspieszył. W ciągu kilku minut znaleźli się na krańcu polany z jego wizji. Swanson przełknął głośno ślinę, bo nigdzie nie widział ani swojego brata, ani zabójczej galarety. 
   - Mike - jęknął nastolatek w nadziei, że brat wyłoni się zza któregoś drzewa i powie, że to wszystko było jednym wielkim żartem. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. 
   - Ich tu jeszcze nie ma - wyszeptał zdumiony Octavian, patrząc na Swansona. 
   - Co to ma niby znaczyć, że ich tu jeszcze nie ma? - krzyknął Daniel. 
    Przedstawiciel Rady nie raczył udzielić mu odpowiedzi, bo sam walczył z myślami. 
    Nagle oboje usłyszeli głośne dudnienie i wytrzeszczyli oczy. Na polanę wtoczyło się galaretowate monstrum z wizji Swansona. Jedna z jego macek ciągnęła próbującego się uwolnić Mike'a. 
   - Mike! - wrzasnął Daniel, ale brat go nie usłyszał. 
    Wizja zaczęła się spełniać. Siedemnastolatek patrzył w szoku jak kolejne jej sceny rozgrywają się w rzeczywistości. Ja zobaczyłem przyszłość...
    Mike krzyknął. Swanson oprzytomniał i wbiegł na polanę, a raczej spróbował. Chłopak miał wrażenie, jakby zderzył się ze ścianą. Z płuc uszło mu całe powietrze. Octavian coś za nim krzyczał, ale Daniel nie słyszał, co. Chłopak z jękiem przewrócił się na plecy, ale Octavian pomógł mu się podnieść. 
   - Dzięki - mruknął Swanson i spojrzał w kierunku serca polany. Zmarszczył brwi, bo i Mike i potwór byli w całkowitym bezruchu. Widząc jego minę, Octavian oznajmił:
   - Zatrzymałem czas, ale na bardzo krótko. 
   - Aha - wydusił z siebie Daniel, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu wykrztusił: - Czemu nie mogę tam podejść?
   - Środek polany otacza jakby mur. - Odparł Octavian w zamyśleniu. - Tylko nie rozumiem jak...
   - Co jak? - zapytał Daniel. - To jakiś czar...
   - Tak, ale nie rozumiem kto go rzucił. - Widząc puste spojrzenie nastolatka, wyjaśnił: - Takie demony nie potrafią rzucać zaklęć, bo nie mówią. 
    Nagle silny podmuch wiatru wzniósł złoty piasek w powietrze i pokierował go na twarz Swansona, na co ten zaczął się krztusić. 
   - Dzieje się tu coś złego - zaczął Octavian, na co Daniel parsknął:
   - Co pan nie powie! Muszę się tam dostać. 
   - Myślisz, że nie wiem - zirytował się mężczyzna i nagle zamrugał oczami. - Mój czar zaraz przestanie działać. 
    Daniel otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. 
   - Nie może pan przerwać tego muru? - zapytał w końcu, ale Octavian pokręcił przecząco głową: - Nie jestem na tyle silny. 
   - Świetnie - warknął Swanson i nagle go olśniło. 
    Może on sam nie mógł dostać się do centrum polany, ale może coś innego mogło. Zaczął rozglądać się dookoła i kilka metrów dalej zobaczył dużej wielkości kamień. Doskonale, pomyślał. Podbiegł do niego i wziął go do ręki. Wrócił do niewidzialnego muru i rzucił kamieniem w dosłownie w tej samej chwili, co przestał działać czar Octaviana. 
    Galaretowaty stwór ożył i już miał pochłonąć Mike'a, kiedy uderzyło go coś ciężkiego. Demon wydał z siebie przerażający wrzask, a macka wypuściła brata Daniela. Chłopak spadł z krzykiem na ziemię. Podniósł głowę i wciągnął głęboko powietrze. W uszach mu szumiało. Kilkanaście metrów dalej zobaczył Daniela, który wrzeszczał do niego, żeby uciekał. Brat nie musiał mu tego powtarzać. Choć z trudem, Mike wstał nad wyraz sprawnie i jak najszybciej zaczął iść w kierunku starszego brata. 
    Piętnastolatek bez trudu przekroczył niewidzialny mur, co wywołało konsternację Octaviana, który patrzył na poczynania obu Swansonów w ciszy. I z lekkim podziwem. 
    Olbrzymia kula zaczęła toczyć się w kierunku całej trójki. Daniel z Mikiem odskoczyli na boki w tym samym momencie, a młodszy brat upadając, rozciął sobie kolano. Potwór naparł na Octaviana, ale on wystawił obie dłonie, z których wystrzeliły czerwono-pomarańczowe płomienie. Demon zaczął wrzeszczeć wniebogłosy, kiedy pochłonął go ogień. W kilka minut pozostał po nim tylko popiół, który rozwiał chłodny wiatr. 
    Daniel podszedł do brata i zapytał, czy wszystko w porządku, na co ten tylko pokiwał głową. 
   - Zaprowadzę was do domu - rzekł Octavian, a starszy Swanson skinął mu głową i podziękował bez wydawania dźwięku. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i podniósł obu braci z piasku. 

***


    Ricky już nie mogła doczekać się spotkania z Danielem. Czuła, że ich szczera rozmowa złagodzi jej złamane serce. Podekscytowanie mieszało się u niej jednak z podenerwowaniem, którego nie potrafiła się pozbyć. 

    Porozmawiamy jak przyjaciele, jak najlepsi przyjaciele. Nie ma się czego bać...
    Może jednak jest, powiedział jej głos w głowie. Może on nie jest twoim przyjacielem, ani nie chce nim być. 
    Ricky potrząsnęła głową, bo nie wiedziała, czemu taka myśl w ogóle się pojawiła. 
    Powinnaś się od tego wszystkiego odciąć, wiesz? Wyjdź na zewnątrz, popatrz w gwiazdy. Idź na plażę, odnajdź nas. 
    Ricky nagle zorientowała się, że jest już na dworze, a nie pamiętała, kiedy postanowiła wyjść. Coś było nie tak...
    Nie martw się! Chodź! Odnajdź nas, a odnajdziesz spokój. 
    Nogi same ją pociągnęły. W głowie jej wirowało. Spoglądała na niebo i oddychała chłodnym powietrzem, ale nie odczuwała zimna. 
    Pospiesz się! Nie wszyscy mają taką szansę jak ty. Pospiesz się, bo inaczej będzie za późno. 
    Ricky zaczęła biec i w końcu dotarła na nadmorską plażę. Mroczna toń zamiast być nieprzyjazną, wydawała się być początkiem wytchnienia. 
    Jeszcze trochę. Chodź do nas! Przybądź i delektuj się spokojem.
    Ricky otworzyła oczy, bo ostatnie kilka metrów pokonała w ciemności. Nie wiedziała, co się stało. Skąd ja się tu wzięłam...? Poczuła gęsią skórkę i zaczęła się trząść. 
    Przed sobą widziała pustkę i zorientowała się, że stoi przed kamienną jaskinią. 
    Wbrew własnej woli zrobiła krok naprzód i zniknęła w mroku. 
Ciąg dalszy nastąpi...

1 komentarz:

  1. Czary mary hokus pokos wtf???
    To się zadziało
    Tu galareta, tam jaskinia
    Jestem ciekawa, co kryje się w jej wnętrzu, dowiem się w kolejnym poście????
    xoxoxox

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect