Music

sobota, 29 kwietnia 2017

Rozdział 2.3

   Pokój Angeliki wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Dziewczyna jednak nie zwracała na to uwagi, a siedzący obok na łóżku Kyle miał coś zupełnie innego na głowie. 
   - Nie wierzę - mruknął siedemnastolatek. - Po prostu nie wierzę. Swanson zapłaci mi za wszystko...
    Chłopak był tak zdenerwowany, że aż trzęsły mu się ręce. 
    Angelika patrzyła na niego z zaniepokojeniem, ale i lekkim rozdrażnieniem. Odkąd przyszli do jej domu, Kyle mówił tylko o Danielu i o tym, jak ten upokorzył go na oczach wszystkich. Dziewczyna nie zamierzała go uświadamiać, że to po części była jego wina. Nikt mu nie kazał upubliczniać tego pokręconego filmiku. 
    - Może odezwałabyś się wreszcie? - parsknął Kyle, patrząc Angelice prosto w oczy. 
   - Co mam ci powiedzieć? - warknęła nastolatka, która zaczynała mieć tego wszystkiego po dziurki w nosie. 
    - Że mam rację?! - zapytał Kyle retorycznie. - Że Swanson jest ciotą i...
    - Czy możemy choć na moment nie rozmawiać o Danielu? - zapytała Angelika, wstając z łóżka i podeszła do uchylonego okna. 
    Kyle spojrzał na nią, jakby go spoliczkowała. I bardzo dobrze, pomyślała, ja nie jestem w jakimś trójkącie z Danielem na czele
    - Ty w ogóle nic nie rozumiesz...
    - To mi wyjaśnij! - warknęła Angelika i otworzyła szerzej okna. 
    Chłodne powietrze owionęło jej twarz i nastolatka poczuła się o wiele lepiej. Od problemów Kyle'a powoli robiło jej się niedobrze. Chciała być dobrą dziewczyną, ale jak można znosić człowieka, który zamiast porozmawiać o nich, woli rozprawiać o chłopaku, za którym oboje nie przepadają. Angelika nie była w stanie tego zrozumieć. Usłyszała, jak Kyle podnosi się z łóżka i wzdrygnęła się nieznacznie, kiedy położył swoje dłonie na jej biodrach.
    - Czemu musisz być taka uparta? - zamruczał cicho. 
    - Ja jestem uparta? - żachnęła się nastolatka. - Ty chyba nie widziałeś mnie jeszcze upartej.
    - Może - zaśmiał się Kyle i jego dłonie zaczęły powoli zsuwać się coraz niżej. 
    Angelika zadrżała, co nie uszło uwadze chłopaka. 
    - Próbujesz mnie zdekoncentrować? - zapytała. 
     Kyle nie odpowiedział.
    Po kilku sekundach ciszy odwrócił ją i zaczął namiętnie całować. Z początku Angelika wahała się, ale po chwili odwzajemniła pocałunki. 


***

    Richard Swanson chodził to w lewo, to w prawo. Poza mężczyzną i Danielem siedzącym na niewygodnym krześle w szpitalnej poczekalni nikogo nie było.
    - Jak można być tak nieodpowiedzialnym? - pytał sam siebie zdenerwowany mężczyzna. - Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Miałeś pilnować siostry, a ty ją po prostu zostawiłeś. 
    - A co, miałem z nią zostać i czekać aż skończy swoje romanse? - przerwał mu młody Swanson, a Richard zgromił go spojrzeniem. 
    - TAK! - krzyknął mężczyzna. - Powinieneś był z nią tam zostać! Co ty sobie myślałeś? 
     - Na pewno spodziewałem się, że do domu chłopaka Maddie wparują wielkie węże - warknął Daniel, patrząc ojcu prosto w oczy. - Bo to przecież takie normalne! 
     - Powinieneś był...
     - Powinienem był co? - parsknął Daniel i wstał ze swojego miejsca. - No co? To chyba ty jesteś jej ojcem, nie ja. To ty powinieneś jej pilnować. Ja mam siedemnaście lat, nie muszę myśleć o wszystkim. 
    Richard patrzył na syna w szoku. Mężczyzna miał nadzieję, że kłótnie w tym stylu mieli już za sobą. Najwyraźniej to była tylko cisza przed burzą. 
    - To wiecznie ja muszę pilnować, czy Maddie i Mike mają się dobrze, i tak dalej. Ty najczęściej nie kiwniesz palcem. - Kontynuował Daniel z bólem w głosie.
    - Przecież muszę pracować...
    - I przesiadujesz w pracy - warknął siedemnastolatek. - Co ty tam w ogóle robisz? 
    Richard nie wiedział, co powiedzieć. 
  - Robię wszystko, żebyś miał wszystko, żeby cała wasza trójka miała wszystko - mruknął cicho mężczyzna. 
    - I powiedz mi szczerze - zaczął Daniel - czy ja wyglądam, jakbym miał wszystko? 
    Oczy nastolatka błyszczały, a w sercu ziała pustka. 
    - Jeśli mówisz, że chcesz, żebyśmy mieli wszystko, to gdzie jest mama? 
    Richard zamknął usta i spojrzał na ścianę. 
    Wtedy do ich dwójki podszedł jakiś sanitariusz i zaprowadził ojca Daniela do sali Maddie. Młody Swanson został sam na korytarzu, walcząc z myślami. 
    Wiedział, że jego słowa bardzo zraniły ojca, ale musiał to powiedzieć. Musiał to z siebie wreszcie wyrzucić. Daniel miał nadzieję, że jego wyznanie sprawi, że poczuje się lepiej, ale tak się nie stało. 
     Pomyślał o Maddie i Samie, i wtedy przypomniał sobie o jeszcze innej osobie. Wyciągnął telefon i wybrał odpowiedni numer. Po kilku sekundach usłyszał głos brata:
    - Daniel? Gdzie jesteś? Gdzie wy wszyscy jesteście? 
    Mike chyba dopiero co się obudził, stwierdził Daniel. 
    - Wszystko w porządku w domu? - zapytał. 
    - Tak, a co ma być? - parsknął Mike i po dłuższej chwili dodał: - Czemu spałem w twoim pokoju?
    - Ty mi powiedz - stwierdził starszy brat wymijająco. - Włącz sobie jakiś film, ale nie wychodź z domu!
    - Czemu miałbym wychodzić z domu? - zdziwił się Mike. - Wszyscy moi znajomi wyjechali...
    - Po prostu nie wychodź. Ja niedługo przyjadę. 
    - Dobra, pa - mruknął młodszy brat i rozłączył się.


***

     Z perspektywy Daniela:
    Po raz ostatni patrzę na Szpitalny Oddział Ratunkowy, który tętni życiem mimo zbliżającej się północy. Wokół karetek przemieszczają się sanitariusze, prowadząc rozmowy między sobą, a kilka samochodów opuszcza właśnie szpitalny parking. 
    Nagle wieje mocniej wiatr, więc zapinam czarną bluzę z kapturem, którą mam na sobie. Ruszam spokojnym krokiem w stronę domu i pogrążam się w rozmyślaniach. 
    Lekarze powiedzieli, że Maddie i Sam mieli dużo szczęścia. Więcej jadu tych węży i najprawdopodobniej nie przeżyliby. Nie potrafiono jednak stwierdzić, do jakiego gatunku owe gady należały. To tak naprawdę niepokoi mnie najbardziej. Jestem prawie na sto procent pewien, że to nie były zwyczajne węże. 
     Po krótkiej rozmowie z sanitariuszami mój tatuś zaczął się na mnie wyżywać i zwalać jak zwykle na mnie całą winę. Czemu on musi taki być, myślę. Nigdy nie pomyśli, jak ja mogę się czuć, a przecież niby z niego taki odpowiedzialny rodzic, taki zainteresowany... 
    Jasne, prycham. Też mi zainteresowanie. Nawet się nie zapytał, czy ze mną wszystko w porządku...
     I ni stąd, ni zowąd myślę o Meredith. Mam nadzieję, że bezpiecznie wróciła do domu. W myślach ganię się za to, że nie poprosiłem jej o numer telefonu. Teraz nie mam nawet jak się upewnić, czy z nią wszystko w porządku. Ech... 
     Mam nadzieję, że Maddie i Sam wyzdrowieją. 
     W głębi ducha mam również nadzieję, że cały ten dzień jest tylko snem. 
Ciąg dalszy nastąpi...

2 komentarze:

  1. Łał! Super napisane, czekam na następne części...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny blog zwłaszcza, że bardzo rzadko spotykam tego typu blogi. Jest inny a przez to wyjątkowy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect