Music

niedziela, 14 stycznia 2018

Rozdział 3.8


Piątek, 17 czerwca 2016, godzina 14:40
Mike został w domu. Nie poszedł nad ocean, jak sobie zaplanował. Czemu? Piętnastolatek sam nie miał pojęcia.
Młody Swanson siedział od dwudziestu minut w salonie i oglądał jakieś reality show. Niby oglądał, ale w rzeczywistości w ogóle nie mógł się skupić. Jedna myśl tylko nie dawała mu spokoju: czemu nie poszedł na plażę.
Nie rozumiem, pomyślał, taki byłem przekonany do wyjścia, więc czemu tego nie zrobiłem? Jak powszechnie wiadomo, podświadomość nie daje od-powiedzi, kiedy się o nie prosi, więc Mike wcale nie był zdziwiony brakiem odzewu.
Syn Richarda dalej wpatrywał się w ekran, na którym brzydka kobieta przyłapała swojego swojego męża na zdradzie.

***

— Pójdziesz do Daniela, siostrzyczko — oznajmiła Mona, przerywając panującą ciszę. — Porozmawiasz z nim, sprawdzisz, jak działa mój super proch szaleństwa, a przy okazji szepniesz mu do uszka kilka miłych słówek.
— Że co?! — Meredith prawie zachłysnęła się powietrzem. — Nigdzie nie pójdę! Nie mam zamiaru go wykorzystywać.
Głośne prychnięcie poniosło się echem po jaskini. Mona przejechała delikatnie dłonią po swojej twarzy, uśmiechnęła się, wykrzywiając złowrogo zęby i oznajmiła:
— Czy ty myślisz, że masz tu cokolwiek do gadania? Nie, kochana. Co to, to nie! Ja mówię, ty robisz. Przecież wiesz, jak działa siostrzane przywią-zanie.
Meredith zacisnęła pięści w bezsilnej złości, ale nie odezwała się ponow-nie. Mona posłała jej oczko i uniosła wargi ku górze.
— No widzisz, tak też można, prawda? Nie musimy się przecież kłócić. Wiesz, jakbyś na tym wyszła...
Nie musiała kończyć zdania, druga blondynka doskonale wiedziała, co siostra ma na myśli.
— Wracając do Danielka, nie zapomnij sprawdzić, co u jego braciszka. Upewnij się, że pył zapomnienia, który ukradłam temu gościowi w pelerynie, działa.
Meredith niechętnie skinęła głową, zresztą nie miała innej opcji. Już mia-ła wychodzić, ale słowa wyszły z jej ust niemal natychmiastowo:
— Kiedyś w końcu się od ciebie uwolnię i nie będziesz mogła wykorzystać swojej mocy przeciwko mnie. — Głos miała przepełniony goryczą. — Jeszcze trochę, a...
Mona zbliżyła się tak szybko, że Meredith drgnęła.
— Chyba śnisz — warknęła siostra. — A teraz idź, zanim moja cierpliwość wyczerpie się zupełnie.
Meredith praktycznie wybiegła, a w jaskini zapanowała cisza. W następ-nej grocie Phoebe i Ricky uwięzione w niewidzialnych pułapkach wymieniły zdumione spojrzenia.

***

Z perspektywy Daniela:
Czułem się przebudzony, jak nigdy wcześniej. Rozglądałem się po pokoju, a mój czysty umysł analizował wszystko szybko i dokładnie.
Ktoś rzucił na mnie czar. Na mnie i na Zayna, tego byłem pewien na 100%. Szkoda tylko, że nie wiedziałem kto, bo bym z miłą chęcią skopał tę osobę.
Przez jakąś minutę zastanawiałem się, co powinienem zrobić. W końcu zadzwoniłem do Octaviana i poprosiłem go o spotkanie. Członek Rady był zachwycony, że tak szybko poradziłem sobie z wpływem czaru i miałem za pół godziny zjawić się w jego pokoju w Hotelu Pawie Oko. Na samą tę nazwę chciało mi się śmiać, ale nie skomentowałem na głos doboru miejsca spo-czynku mężczyzny.
Przemyłem twarz w łazience i wyszedłem z domu. Niebo było bezchmur-ne, błękit królował po prostu wszędzie. Światło słońca parzyło skórę, ale nie było to dla mnie uciążliwe.
Moje osiedle było dziwnie wymarłe, ale w okresie wakacyjnym zawsze takie było. Większość sąsiadów wyjeżdżała z Wildfire z pierwszym dniem lata, tylko Swansonowie zostawali, żeby pilnować pokoju na opustoszałych ulicach. Co tu dużo mówić, po prostu nie było nas stać na wyjazdy. Westch-nąłem z rozdrażnieniem na samą tę myśl.
Szedłem powoli, napawając się piękną pogodą i świeżym powietrzem. Miałem ochotę przysiąść na ławce na placyku zabaw i wpatrywać się w lata-jące dookoła ćwierkające ptaszki. Nie zatrzymywałem się jednak i po pięt-nastu minutach szybkiego spaceru dotarłem do celu mojej wędrówki. Mimo-wolnie spojrzałem na lewo, gdzie stał opuszczony dom Collinsów. Przypusz-czałem, że teren będzie obstawiony przez policję, ale nigdzie nie było ani śladu radiowozu. Zmarszczyłem brwi i wszedłem do hotelu.
W środku panowała zupełna cisza. Minąłem ladę, za którą powinna stać recepcjonistka, ale w hotelu Pawie Oko najwyraźniej się jej nie uświadczy. Wszedłem po schodach na pierwsze piętro i zatrzymałem się. Ściany pokry-wała bladoróżowa tapeta, miejscami całkiem spleśniała. W korytarzu stał drewniany stolik, a na nim leżał brązowy telefon stacjonarny. Wow, świetne miejsce sobie wybrał, pomyślałem, mrużąc oczy. Zgodnie z sugestią Octavia-na skręciłem w prawo i zapukałem do pokoju 21.
— Proszę — usłyszałem i otworzyłem drzwi.
Z ciekawością omiotłem wzrokiem pomieszczenie, ale nie było ono speł-nieniem marzeń. Mężczyzna siedzący na krześle musiał wyczytać to z mojej twarzy, bo westchnął:
— Nie jest to miejsce do wypoczynku, ale niczego innego nie mogłem znaleźć na już.
— Ja nic nie mówię — odparłem szybko, ale uśmiechnąłem się pod nosem. — Wiesz może, co to był za czar? — Zapytałem ze szczerą nadzieją w głosie.
Członek Rady pokiwał głową, ale nie wydawał się być zadowolony. Kiwnąłem na niego znacząco głową, żeby łaskawie wydusił z siebie to, co ma do powiedzenia.
— Proch szaleństwa.
— Szaleństwa... — szepnąłem i przed oczami zamajaczył mi obraz pustki, w której byłem we śnie.
To nie mógł być przypadek, stwierdziłem w myślach. To słowo — szaleństwo — było słowem kluczem. Pamiętałem, jak we śnie ciągle uważałem, że to wszystko było jakimś szaleństwem. Może już wtedy podświadomość chciała mnie naprowadzić...?
— To nic nadzwyczajnego — odezwał się Octavian szybko. — Zwykły czar, który trochę człowieka otumania. Martwi mnie jednak, kto go na was rzucił. — Mężczyzna posłał mi długie spojrzenie i zapytał: — Nie przychodzi ci nikt do głowy?
Uniosłem brwi i parsknąłem:
— Oprócz Czarnego Węża nie znam nikogo, nie wliczając ciebie, kto posługiwałby się magią.
Octavian złączył ręce, wziął długi oddech i przymknął oczy. Patrzyłem na niego i czekałem, aż łaskawie przestanie udawać mnicha. Cisza jednak się przedłużała, a ja robiłem się coraz bardziej poirytowany. Dobra, koniec, pomyślałem.
— Możesz przestać? — zapytałem ze złością.
Członek Rady spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a ja prychnąłem:
— Po co miałem tu przyjść, możesz mi powiedzieć? Phoebe i Ricky są przetrzymywane w jakiejś jaskini, muszę je odnaleźć, ale nie, ja zjawiam się tutaj, żeby się dowiedzieć, że ten zasrany proch szaleństwa to nic nadzwyczajnego. — Z każdym kolejnym słowem podnosiłem głos, ale jeszcze nie skończyłem. — Super, świetnie, ale ta informacja niczego mi nie dała. Powiem więcej, zmarnowałem czas, przychodząc tutaj, czas, który mogłem spożytkować na poszukiwanie moich przyjaciółek, na poszukiwanie Sama i odmienienie go. A ty tylko...
Aż zabrakło mi słów, tak mnie zapowietrzyło. Czułem krew napływającą mi do mózgu, czułem, jak płynie żyłami do jego rdzenia. Słyszałem szczekanie psa, jakby zwierzak stał obok mnie. Przez chwilę miałem wra-żenie, że się unoszę.
Octavian patrzył na mnie zszokowany moim wybuchem. Ja wzruszyłem ramionami i czekałem na reakcję mężczyzny. Członek Rady już otwierał usta, ale ostatecznie je zamknął. Aha, pomyślałem. Jego zachowanie dało mi tylko pretekst do wyjścia.
Opuszczając pokój trzasnąłem drzwiami i szybkim krokiem opuściłem przeklęty hotel Pawie Oko. Co za beznadziejny człowiek, przyszło mi na myśl. Liczysz na pomoc, a i tak dostajesz figę z makiem. Z tego wszystkiego aż zaschło mi w gardle.

Wciąż zły maszerowałem pustym chodnikiem, aż dotarłem do placyku zabaw, na który wcześniej chciałem wstąpić. Usiadłem na metalowej huś-tawce, a ta zaskrzypiała pod moim ciężarem. Zamknąłem oczy i zacząłem się wsłuchiwać w odgłosy natury. Do moich uszu docierało ćwierkanie ptaszków, szum wiatru i kołysanie się gałęzi starych dębów rosnących kilka metrów dalej.
Pozwoliłem myślom odpłynąć i nareszcie, choć na krótki moment, po-czułem się wolny od wszelkich zmartwień. Było mi przyjemnie ciepło, czu-łem się częścią otaczającego mnie świata.
Odgłos udeptywanej ziemi trochę mnie rozbudził, ale nie do końca. Dopiero, gdy usłyszałem znajomy głos i własne imię, otworzyłem oczy i uś-miechnąłem się zaskoczony.
— Meredith? Co ty tu robisz?
Blondynka uśmiechnęła się słabo i przysiadając się na huśtawce, odparła:
— Szukałam cię.
— Serio?
— Mhm — mruknęła nastolatka i dodała: — Po tym, jak zniknęłam w szpi-talu, chciałam ci wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłam i...
— I? — zapytałem zaciekawiony.
Meredith wpatrywała się w swoje granatowe adidasy i mruknęła:
— Bochciałamcięzobaczyć.
— Co takiego?
— No bo chciałam cię zobaczyć.
Otworzyłem szerzej oczy i uśmiechnąłem się delikatnie.
— Serio?
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i lekko zarumieniona wpatrywała się w piaskownicę. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Ja też chciałem ją zobaczyć, dowiedzieć się, czy wszystko w porządku, ale nie spodziewałem się, że ona ma tak samo.
— To czemu zniknęłaś w szpitalu? — przerwałem panującą ciszę.
Nagle poczułem ściskanie w żołądku, ale nie było ono bolesne.
— Nienawidzę szpitali — ostatnie słowo wypowiedziała z obrzydzeniem. — Boję się ich. — Coś w mojej twarzy kazało jej mówić dalej: — Mój tata miał raka i bardzo długo leżał w szpitalu. Praktycznie wszystkie popołudnia spę-dziłam na krześle obok niego i oczekiwałam na wieści o jego ozdrowieniu. Oczywiście takowych się nie doczekałam, bo mój tata... zmarł.
Posłałem jej spojrzenie pełne współczucia, a ona kiwnęła głową.
— Od tego czasu omijam szpitale jak ognia. Tamtego wieczoru, kiedy weszliśmy do środka, wszystkie złe wspomnienia wróciły i po prostu nie wy-trzymałam. Przepraszam, nie powinnam była tak was zostawiać, ale to było silniejsze ode mnie.
— Ale nie musisz przepraszać — powiedziałem z mocą i uśmiechnąłem się. — Rozumiem. Nie tylko ty masz demony, z którymi musisz się mierzyć każ-dego dnia.
Meredith spojrzała na mnie z ulgą wypisaną na twarzy.
— Dzięki — powiedziała. — A co z twoją siostrą i jej chłopakiem? Wyszli z tego, czy nadal są w szpitalu?
Westchnąłem i spojrzałem na krzaki naprzeciwko.
— Nadal są w szpitalu — odpowiedziałem, choć nawet dla mnie nie zabrz-miało to przekonująco.
Blondynka jednak nie wychwyciła dziwnej nuty w moim głosie i odparła, że na pewno nic im nie jest. Zgodziłem się z nią i przez kilka minut delektowaliśmy się ciszą.
— Dałabyś mi swój numer? — zapytałem nagle.
Meredith wytrzeszczyła oczy i zaśmiała się.
— Jasne — odparła i wpisała mi go do mojej komórki.
Zadzwoniłem do niej, żeby od razu miała mój i go sobie zapisała. Tak zrobiła i umówiliśmy się na następny dzień na lemoniadę, bo bardzo jej się teraz spieszyło. Pożegnaliśmy się, Meredith pomachała mi, a ja jej odmacha-łem.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i coś we mnie odżyło. Jakaś dawna cząstka, o której istnieniu dawno zapomniałem. Nie wiedziałem jeszcze wte-dy tylko, jaka.

***

— No i jak tam? — zapytała Mona, kręcąc piruety po jaskini. — Wszystko działa, jak powinno? Tak czy nie?
— Mike siedzi w domu i się nad czymś gorączkowo zastanawia, więc tak, twój głupi czar działa — odparła Meredith z wyraźną niechęcią. — Co do Daniela, nie byłabym taka pewna.
Mona zatrzymała się raptownie i zacisnęła pięści.
— O czym ty gadasz, do cholery?!
— Jestem przekonana, że proszek, który mi dałaś, już nie działa, jeśli w ogóle tak było.
Radosny ton Meredith podziałał na Monę jak płachta na byka.
— To niemożliwe! Nie mógł zużyć się tak szybko.
— A jednak — mruknęła Meredith i uśmiechnęła się złośliwie.
— Przestań, natychmiast przestań! — rozkazała siostra i zaczęła rozmaso-wywać sobie skronie. — To po prostu niemożliwe.

***

— Słyszałaś? — zapytała Phoebe rozemocjonowanym głosem. — Daniel jest wolny. Przyjdzie po nas.
Ricky tylko kiwnęła głową, pełna sprzecznych myśli i pesymistycznych wi-zji przyszłości.
— Mam tylko nadzieję, że zdąży — szepnęła Phoebe, mając na myśli zaplanowany rytuał Mony.


Ciąg dalszy nastąpi...

2 komentarze:

  1. Spróbuj może wkleić ten tekst do jakiegoś worda i zmienić kolor tekstu na automatyczny. Później go skopiuj i sprawdź, może to pomoże...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po wybraniu koloru automatycznego wreszcie mogłem w Bloggerze CAŁY tekst "przefarbować", więc dzięki za pomoc :)
      Co innego tyczy się tego, że w edytorze tekst musi być na biało i nic nie widzę...

      Jeszcze raz dzięki i zachęcam do lektury ;)

      Usuń

Snow-Falling-Effect