Music

niedziela, 21 stycznia 2018

Rozdział 3.9

Piątek, 17 czerwca 2016, godzina 16:08
Z perspektywy Daniela:
Przyznam szczerze, że miałem mętlik w głowie. Siedziałem dalej na huś-tawce, a mrowienie w okolicach brzucha nasilało się z każdą chwilą. Nie bo-lało, ale przypominało coś, z czym nie miałem do czynienia od bardzo daw-na. Od kiedy zerwałem z Ricky.
Zmarszczyłem czoło i westchnąłem ciężko. Gdzie jesteś Ricky?, pomyśla-łem. Gdzie mam was szukać? Ech, mruknąłem. Co ja mam robić? Nie mam pojęcia, od czego w ogóle zacząć.
Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć — jak już mówiłem, mętlik w głowie i te sprawy. Nagle coś przyszło mi do głowy, a ja miałem o-chotę pacnąć się w czoło. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni dżinsowych spo-denek i wybrałem numer Zayna.
Przez długi czas słyszałem sygnał połączenia, aż w końcu włączyła się poczta głosowa, którą dopiero po kilku sekundach wyłączyłem. Wstałem z huśtawki i wyszedłem z placyku zabaw. Słoneczko nadal przygrzewało, a ja zacząłem pisać sms-a do Nortona. Pytałem w nim, gdzie jest, prosiłem, że-by się odezwał i kliknąłem przycisk "wyślij". Mój telefon potrzebował chwili na zajarzenie i nagle pokazał, że wiadomość nie została wysłana.
— Że co? — parsknąłem i ponowiłem wysłanie, które i tak zakończyło się fiaskiem. — No co jest?
Wtedy mnie olśniło. Sprawdziłem stan konta i rzeczywiście zostało mi marnych parę groszy. Świetnie, pomyślałem. Zamiast iść od razu do siebie, skręciłem w kierunku domu przyjaciela. Droga była krótka, więc dosyć szyb-ko znalazłem się na ich posesji.
Biel domu Zayna biła po oczach. Budynek był czyściutki jak nigdy, wyda-wał się wręcz błyszczeć. Miałem już wejść na ganek, ale usłyszałem kobiece wołanie:
— Daniel, to ty?
Odwróciłem się, a przede mną stała pani Norton z dwoma wielkimi tor-bami zakupów.
— To ja — odpowiedziałem z uśmiechem, a kobieta odwzajemniła uś-miech, podeszła i przytuliła mnie, obijając mi plecy zakupami.
— Miło cię widzieć — powiedziała i zapytała z wahaniem: — Zayn nie jest z tobą?
Spojrzałem na nią i odparłem:
— Wyszedł ode mnie i myślałem, że może wrócił do siebie.
— Chodźmy sprawdzić w takim razie — oznajmiła i ruszyła na ganek.
— Proszę dać mi te torby — zaoferowałem się, a kobieta z ulgą mi je po-dała.
— Dzięki — powiedziała, otworzyła drzwi kluczem i weszliśmy do środka.
Panował tam lekki nieporządek, ale nie mnie było to oceniać. U mnie w domu też nie zawsze królowała czystość, więc...
— Zayn, jesteś? — krzyknęła mama Nortona, ale odpowiedziała nam cisza. — Chyba go nie ma. — Dopowiedziała, patrząc na mnie.
Poszliśmy do kuchni, a już na miejscu zacząłem wykładać zakupy na stół. Ile ta kobieta nakupowała rzeczy, pomyślałem, wyciągając czwarte opako-wanie kiełbasy z indyka (dla Waszej informacji dodam, że bardzo ją lubię). Mama Zayna krzątała się obok i wkładała produkty do lodówki.
Ja w międzyczasie zastanawiałem się, gdzie może podziewać się mój przyjaciel. Ludzie ot tak nie znikają... Ta, chciałoby się.
— Myślisz, że Zayn jest nadal na mnie zły? — zapytała znienacka kobieta.
Spojrzałem na nią i w moich oczach wydała się taka drobna. Zdawałem sobie sprawę z sytuacji rodzinnej Zayna, a poza tym miałem dobry kontakt z jego mamą, toteż mogłem odpowiedzieć szczerze:
— W jakiejś części na pewno — zacząłem i zobaczyłem, jak kobieta spusz-cza wzrok. — Wydaje mi się, że jego ból nie zniknie tak szybko. Nie chcę pa-ni zasmucać, ale musi pani dać mu trochę czasu. Może przynajmniej w jego przypadku sprawdzi się, że czas leczy wszelkie rany...
Mama Nortona zacisnęła wargi i uśmiechnęła się krzywo.
— Mam nadzieję, że masz rację — szepnęła i oparła się o zlew.
Rozejrzałem się dookoła i oznajmiłem, że będę już leciał. Obiecałem, że jak spotkam Zayna, to powiem mu, żeby zadzwonił.
— Jak coś to ma pani mój numer — dodałem. — Do widzenia.
— Cześć, Daniel — powiedziała kobieta i odprowadziła mnie do drzwi.
Wziąłem głęboki oddech i moim zwyczajowym szybkim krokiem ruszyłem do domu. Niech Zayn tam będzie, niech Zayn tam będzie, ta myśl chodziła mi po głowie przez całą drogę.

Po kwadransie dotarłem na miejsce i wpadłem do środka jak burza. Ob-szedłem cały budynek i ze złością zaliczyłem Nortona do elitarnej grupy za-ginionych przyjaciół, którzy gdzieś przepadli.
Usiadłem na kanapie w salonie w poczuciu totalnej bezsilności. Czułem się bezużyteczny, bo posiadałem magię, a nawet nie wiedziałem, jak z niej skorzystać. Zacisnąłem pięści, zagryzłem wargi i wtedy oczywiście zadzwonił telefon. Zdenerwowany spojrzałem na ekran i zamarłem, bo dzwoniła mama Zayna.
Pewnie chciała wiedzieć, czy jej syn jest u mnie, pomyślałem i nie ode-brałem. Kobieta próbowała się ze mną skontaktować jeszcze 2 razy aż w końcu odpuściła. Przełknąłem ślinę i coś sobie uświadomiłem.
Jeśli chciałem nauczyć się korzystać ze swojego daru, była jedna osoba w mieście, która mogła mi w tym pomóc.
— Octavian — wycedziłem na wspomnienie ostatniego spotkania z męż-czyzną.
Świetnie. Ze zbolałą miną wyszedłem z domu.

***

— Zastanawiałem się, kiedy wstaniesz, śpiąca królewno — powiedział Czarny Wąż, szczerząc się do Zayna. — Mam nadzieję, że było ci wygodnie?
Norton przez chwilę próbował ogarnąć sytuację, ale po nieudanej pierw-szej próbie poddał się. To jakiś zły sen, pomyślał szesnastolatek.
— Nie miej mi proszę za złe, że tak cię potraktowałem — rzekł czarodziej, wskazując na Nortona leżącego na ziemi. — Ale widzisz, nie spodziewałem się twojej wizyty w moich skromnych progach. Zupełnie mnie zaskoczyłeś i prawie wpadłeś mi w ramiona. W ostatniej chwili cię złapałem...
Oczy Czarnego Węża błyszczały, na co Zayn z irytacją stwierdził, że gość sobie z niego bezczelnie kpi. Chłopak wstał, ale zrobił to bardzo szybko i za-kręciło mu się w głowie.
— Coś ty mi zrobił? — parsknął Norton i złapał się za głowę. — Dziwnie się czuję.
— W ogóle jesteś jakiś dziwny — zaśmiał się czarodziej i z uciechy klepnął się po kolanie. — Chyba nigdy nie spotkałem się z takim idiotą, jak ty.
Szesnastolatek zacisnął pięści i miał już rzucić się na swojego rozmówcę, lecz poczuł silny wstrząs, który zawrócił mu w głowie. Zrobiło mu się ciemno przed oczami i przez chwilę nic nie słyszał.
Czarny Wąż wpatrywał się w Zayna, nie potrafiąc rozszyfrować, czy tam-ten udaje, czy rzeczywiście jest z nim coś nie tak. Wtedy Zayn cały siny na twarzy upadł na ziemię, przez kilka sekund wykrzykiwał niezrozumiałe słowa i przestał się poruszać.

***

Z perspektywy Daniela:
— Mogę wejść? To ja, Daniel.
Członek Rady nie odpowiedział. Albo się obraził, albo po prostu wyszedł, pomyślałem i zapukałem jeszcze raz. Wtedy usłyszałem odgłos zamykanej książki i zbliżające się kroki. Drzwi cicho zaskrzypiały i stanął w nich Octa-vian z zaciętym wyrazem twarzy.
— Co się stało? Nagle mnie potrzebujesz?
Uśmiechnąłem się sztucznie i minąłem go. Usiadłem na krześle i powie-działem:
— Musisz mnie szkolić. Musisz mnie wszystkiego nauczyć.
Mężczyzna zamknął drzwi, przysiadł na skraju łóżka i zmierzył mnie dłu-gim spojrzeniem.
— Żeby to było takie proste. Magia to nie jakieś tam sztuczki, pstrykasz i dzieje się. Magia to potężna siła, która potrafi wyzwolić w człowieku wszystko to, co najgorsze.
— Co próbujesz przez to powiedzieć? — zapytałem cicho.
— Magia zmienia. Nieważne, jak wykorzystywana, zmienia. Czy jesteś na to gotowy?
Wymienialiśmy spojrzenia, a cisza narastała.
— Chyba tak — odparłem, a Octavian omal nie krzyknął:
— Żadne chyba. Albo jesteś w stanie zaakceptować ten fakt, albo nie! Decyduj!
Wytrzeszczyłem oczy. Co to miało znaczyć? Co on sobie myślał, że kim ja jestem?
— Jestem gotowy! — powiedziałem z mocą.
— Super — mruknął Octavian i podszedł do leżącej na stoliku książki. — Czas zacząć.

***

Nathan Howard, młodszy brat Ricky stał przed biurem pani szeryf dobrych kilkanaście minut. Chłopiec zastanawiał się, rozważał wszystkie "za" i "prze-ciw" i podczas kolejnego ich wymieniania podjął wreszcie decyzję.
— Idę — szepnął do siebie i wszedł do środka.
Przemknął niezauważenie obok recepcjonisty wpatrującego się w ekran telewizora i wpadł na kobietę o jasnych blond włosach.
— Nathan? — zdziwiła się szeryf Bynes. — Co tu robisz? Coś się stało?
Nastolatek przez moment milczał aż w końcu odparł słabym głosem:
— Chciałbym zgłosić zaginięcie mojej siostry, Ricky Howard.


Koniec rozdziału 3.
Ciąg dalszy nastąpi...

1 komentarz:

  1. Hej , właśnie zaczynam czytać Twojego bloga :)
    Jak jesteś zainteresowany zapraszam do mnie :) https://pamietnikiwampirowpowrot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Snow-Falling-Effect